38. Obrona przed Czarną Magią

130 20 36
                                    

Dziś bez zbędnych słów zapraszam na całkiem przyjemny rozdzialik z dość mocnym zakończeniem! :)

⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞


Jak zwykle rozluźniony profesor Vobsley siedział na swoim biurku w sali Obrony przed Czarną Magią i czekał, aż szóstoroczni gryfoni i krukoni zajmą swoje miejsca. Gdy uczniowie uspokoili się i zapadła cisza, Winfred Vobsley przygładził swoje długie ciemnofioletowe włosy i zaczął mówić hipnotyzującym głosem:

— Pierwsze zaklęcie Protego zostało rzucone przez czarownicę o imieniu Hanna Cockleford w 1484 roku. Zaklęcie uformowało się i stworzyło poprzez spontaniczny wybuch energii i emocje, jakie towarzyszyły wówczas Hannie. — Zrobił gest dłońmi, który miał obrazować wybuch. — Czar miał za zadanie uchronić jej syna, stwarzając swoistą tarczę pomiędzy nim, a hrabią Paunchley, który był gotowy katować małego chłopca w imię swoich chorych średniowieczno–turniejowych idei. Stąd wzięła się nazwa inkantacji, mianowicie zaklęcie tarczy. Ta historia jest dowodem na to, że zaklęcia można tworzyć nieumyślnie, jeśli nasza magia zostanie pobudzona w odpowiednio gwałtowny i potężny sposób* — powiedział z pasją, a jego oczy zaświeciły osobliwie.

Profesor Vobsley, choć nielubiany przez kadrę nauczycielską za swój bezpośredni stosunek do studentów, to od początku roku zaskarbił sobie przychylność większości uczniów. Wyglądem przypominał frontmana mugolskiego zespołu Led Zeppelin, z taką różnicą, iż jego włosy były w kolorze ametystu. Nosił skórzane płaszcze i męską biżuterię, był luzakiem i lubił żartować, co zdecydowanie wyróżniało go spomiędzy nauczycieli. Jednak gdy przychodziło do nauczania podczas zajęć, mówił niemal hipnotyzującym głosem, sprawiając, że każdy wchłaniał informacje jak gąbka. Z pewnością miał w sobie charyzmę, którą pozazdrościć mógłby mu niejeden profesor w Hogwarcie.

— Mam nadzieję, że domyśliliście się już, że dzisiaj będziemy ćwiczyć właśnie ten czar — uśmiechnął się półgębkiem. — Młodzieży, poproszę o pary!

Uczniowie wstali z krzeseł z entuzjazmem. Wszyscy zaczęli wesoło rozmawiać, tłocząc się na środku. Vobsley natomiast machnał dłonią i niewerbalne zaklęcia sprawiło, że ławki usunęły się szybko pod ściany. Uczniowie podobierali się w pary, jak zwykli robić na tych zajęciach, jednak profesor zacmokał, widząc efekty.

— Nuda — sapnął, patrząc na nich rozbawionym wzrokiem. — Odważcie się na zmiany! — zawołał, wchodząc między uczniów i zaczął dyrygować, pokazując palcem: — McKinnon z Potterem. Black z Cresswell. Pettigrew z McDonald. Lupin z Evans.

Następnie przemieszał też pary w grupie krukonów i uśmiechnął się z satysfakcją, obserwując, jak uczniowie zmieniali miejsca w sali.

Lily uśmiechnęła się szczerze do Remusa, gdy chłopak zajął miejsce naprzeciwko niej. Czuła, że to może być zabawne doświadczenie, gdyż nigdy nie pracowali z sobą w parze na żadnych zajęciach. Zanim jednak usłyszeli instrukcje, Lily spojrzała też ciekawsko na reakcje innych huncwotów. Potter miał beznamiętną minę, Peter był lekko przerażony, zaś Syriusz krzywił się na samą myśl, że musi ćwiczyć z Dirkiem, który był, jednym słowem fajtłapą. Rudowłosa posłała każdemu z nich pocieszający uśmiech i znów zwróciła oczy na Lupina.

Zapatrzył się na widok za oknem. Blask słońca, odbijający się od śniegu oświetlał jego twarz, sprawiając, że skóra przybierała niemalże mleczną barwę. Lily miała ochotę podejść do niego i po prostu się przytulić. Rozmarzyła się nagle, czując, że na jej policzki znów wpłynęły rumieńce. We wszystkich swoich marzeniach widziała Remusa i siebie tuż obok. Jednak wszystko musiało pozostać jedynie sennymi udami. Lily nie potrafiła się odważyć, by zrobić jakikolwiek krok w kierunku Lupina.

Nad Przepaścią [ Lupin x Evans ] ✓Where stories live. Discover now