EPILOG

243 19 45
                                    


Moi drodzy! Nasza podróż, a przynajmniej jej część kończy się tutaj. Mam nadzieję, że przeżyjecie ten rozdział równie mocno, co ja. Zapraszam serdecznie na epilog!

⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞⤝°♦°⤞


Lily Evans trafiła do Skrzydła Szpitalnego w kiepskim stanie. Była nieprzytomna i mocno poobijana. Szczególnie jej głowa wymagała natychmiastowej pomocy, opatrunków i zaklęć, by nie stało się nic nieodwracalnego. Nie wiedziała, co działo się po tym, jak uderzyła w ścianę i bezwładnie upadła na ziemię. Zapadła ciemność, która utrzymywała się setki lat...

Gdy mrok ustępował niewyraźnym kształtom i niezidentyfikowanym kolorom, do Lily dotarło, że zaczynała się budzić. Nie starała się jednak otwierać oczu. Słyszała dźwięki, głosy, zapachy medykamentów i krzątaninę. Powoli zaczynała rozumieć, co się stało i gdzie się aktualnie znajdowała. Merline, przecież tak niedawno sama pomagała rannym po wybuchu, niosła pomoc. Tym razem troska należała się wyłącznie jej.

Była już całkiem świadoma, choć wciąż słaba. Nie dawała nikomu znaku, iż jest już pośród nich również mentalnie. Wtedy usłyszała, że drzwi gwałtownie się otworzyły i ktoś bardzo dyszący wpadł do środka. Nie wiedziała dlaczego, ale od razu wyczuła, iż był to właśnie Lupin. Miała rację.

Gryfon wbiegł do Skrzydła Szpitalnego, a prawdziwe łzy ściekały mu po policzkach. Nie zwracał nawet uwagi na osłabienie po pełni. Widząc zbiegowisko skrzatów domowych i nauczycieli przy jednym z łóżek, od razu tam popędził, stając za wszystkimi, z tyłu.

Nagle zobaczył nieruchomą, bladą Lily. Jej usta były sine, oczy podkrążone i zamknięte, a głowa szczelnie owinięta bandażem, który gdzieniegdzie przesiąkł krwią. Wyglądała jak woskowa figura, a nie ta zwykle zarumieniona, radosna dziewczyna, którą znał i uwielbiał.

— Co się dzieje? — zapytał desperacko.

Nauczyciele jednak całkiem go ignorowali, rozmawiając o czymś żywo, oceniając stan Lily lub wydając polecenia skrzatom. Przy łóżku gryfonki stał Vobsley, McGonagall, Slughorn i Sprout. Przy samym łóżku zaś pochylał się nieznany magomedyk i jego dwóch asystentów.

— Co się tu dzieje?! — zawołał z mocą Remus, zwracając w końcu uwagę na siebie.

McGonagall zmierzyła podopiecznego karcącym spojrzeniem.

— Proszę stąd wyjść, panie Lupin! — poleciła nie na żarty, podchodząc już, by go wyprowadzić za szaty.

— Nie wygląda to najlepiej. Ta noc zadecyduje, czy to w ogóle... — Usłyszał, zanim profesorka go złapała za przedramię i odciągnęła od tłumu.

Ciałem Lupina wstrząsnął dreszcz. Szybko wyrwał się opiekunce swojego domu i w dwóch krokach znalazł się bliżej Lily. Nie myśląc o tym, kto i jak na niego patrzył, zażądał żałosnym, przepełnionym rozpaczą i strachem głosem:

— URATUJCIE MOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ!

Lily, która przez cały czas słyszała wszystko wyraźnie poczuła, że coś pękło w jej wnętrzu.

Przyjaciółka.

Oto walczyła. To było jej wyzwanie – rozgryźć go, sprawić, by jej zaufał i na koniec nazwał przyjaciółką. Właśnie to powiedział, przyznał przy świadkach, a ona to wyraźnie usłyszała. Mimo słabości, bólu głowy i dziwnego rozbicia w środku, spod jej rzęs zaczęły uciekać łzy. Mimowolnie uchyliła powieki. Musiała teraz na niego spojrzeć. Musiała zobaczyć to w jego pięknych miodowych oczach. Chciała ten obraz zatrzymać głęboko w swoim sercu już na zawsze. Wiedziała, że zapamięta tę chwilę do grobowej deski.

Nad Przepaścią [ Lupin x Evans ] ✓Where stories live. Discover now