lekcja 5: masturbacja

826 82 60
                                    

alexa, play hospital for souls, bmth
lekcja 5: masturbacja

Każdy ma swoje obsesje, nieważne na jakim punkcie, w pewnym momencie życia dochodzimy do tego, co lubimy oraz przede wszystkim – co lubimy bardziej, niż wszystko inne. Mógłbym śmiało powiedzieć teraz na głos: mastubarcja! Ale ten poziom szczerości raczej nie wiązałby się z moim zyskaniem w waszych oczach. Jeśli jednak religia uważa, że za masturbację idzie się do piekła, jestem przekonany, że zobaczymy się tam z Michaelem, a skoro to piekło, pewnie do skończenia wieczności, zostaniemy zobligowani, aby dzielić ze sobą pokój. Jednakże do tej kwestii wrócimy.

Moim dziwactwem wobec rzeczy okazało się tętniące oddaniem uczucie wobec pocky. Tak. O ile nie zabiłbym za ciastka, albo czekoladę, moja relacja z tymi słodyczami zakrawała o niezdrowość. Potrafiłem zapomnieć, że mam ochotę na coś z cukrem, ale nigdy nie zapomniałbym o pocky, które tkwiły w kartonikach, gdzieś na dnie mojej szafy. Mógłbym nazwać to kolekcją, bo niektóre zamawiałem przez internet, wiedząc, że w okolicy ich nie dostanę. Nie dzieliłem się nimi, ani nawet informacją gdzie je trzymam.

Gdy zjaraliśmy się z Calumem i Ashtonem, zamiast je wsunąć, ruszyliśmy w ryzykowną podróż po kampusie do maszyny wendingowej, zmuszeni do pochłonięcia czegokolwiek przez gastro. Internat utrudniał trochę życie w tym zakresie, bo najbliższy sklep był całkiem daleko, nie wspominając nawet o jakimś pubie.

Jest takie powiedzenie, które padło kiedyś z ust któregoś naszego starszego znajomego: „jeżeli gdzieś nie dowożą pizzy, to znaczy, że umarłeś i smażysz się w garnku z magmą, ale jeszcze o tym nie wiesz". Temat piekła trzyma się nieprzerwanie, ale to dobrze, bo o ile po weekendzie byłem przekonany, że trochę się z Michaelem poznaliśmy, przez co on zrozumie, że to tak odrobinę głupio podbijać do Skylar, a mnie zejdzie na niego ciśnienie, natomiast nasz topór wojenny zostanie zakopany na gruncie niczyim, w poniedziałek rano chciałem nasłać na niego ogary piekielne!

- Co ty robisz w mojej szafie? – wyburczałem w swoją oślinioną poduszkę, która dusiła mój głos wraz z tym głupim aparatem. – Michael?

- Jestem przekonany, że wrzuciłeś w ten burdel moją koszulę od mundurka.

- Jak to jest burdel, to zostań alfonsem i zarządzaj. – Mój mózg jeszcze spał. – To znaczy wiesz, poukładaj mi w szafie... Nie, czekaj, kurwa, ty to wszystko wysypiesz na ziemię, prawda? – Uklęknąłem, bo spałem na brzuchu, obracając się dramatycznie w jego kierunku. – Dlaczego jesteś jak moja matka?

- Może warto zadać sobie pytanie dlaczego twoja matka jest taka, jaka jest? Może to nie jest problem we mnie i w niej, a w tobie? No wiesz, jestem przekonany, że gdybyś nie miał żadnego współlokatora, umarłbyś zjedzony przez jakieś larwy.

- Ha ha, bardzo zabawne. – Przetarłem twarz dłońmi, ponownie opadając w poduszkę. – Wypluwasz z siebie za dużo słów od rana.

Strasznie dobrze mi się spało tej nocy, jakby ten odpoczynek był najbardziej kojącym, jakiego doświadczyłem w życiu, ale może to dlatego, że Michael wytarł podłogę.

- Luke, gdzie jest moja koszula?

- W dupie – burknąłem, a potem aż podskoczyłem, ponieważ Clifford się nie patyczkował i... Dał mi klapsa! – O, tak daddy! – jęknąłem dla zwały, ale on tylko pokręcił głową prychając pod nosem.

- Jesteś niemożliwy. – Usiadł znów na swoim posłaniu, a dopiero wówczas, z policzkiem przyklejonym do pościeli, zwróciłem uwagę na to, że jest już w połowie ubrany. Miał niezłe uderzenie w dłoni, nie będę kłamał...

anti-romantic {zawieszone}Where stories live. Discover now