lekcja 8: buziaki i trójkąty

801 85 147
                                    

alexa, play i kissed a girl by katy perry
lekcja 8: buziaki i trójkąty

Spędzanie czasu nieustannie w jednym miejscu pozwala myśleć, że cały świat wygląda właśnie tak, jak twoja przestrzeń. Nie lubiłem jesieni w Kalifornii, była bardzo nijaka, dlatego marzyłem już o lecie, jakbym za wszelką cenę pragnął ominąć to, co los zaplanował dla mnie na czas trwania roku szkolnego. Czułem się zmęczony rutyną, tym samym odrobinę nawet zazdrościłem Michaelowi tego, że jego codzienność rzadko kiedy wyglądała podobnie do siebie. Gdybym musiał nieustannie zmieniać miejsce zamieszkania, pokochałbym to, tak samo jak posiadanie rodziców przy sobie i przeświadczenie, że stanowię większą część globalnej całości, niż myślałem o tym z własnej pozycji. To stało się osobliwe, żeby nie powiedzieć trywialnie – dziwaczne, ponieważ zanim go poznałem, mało komu zazdrościłem, ale był tam z tą swoją wiedzą, doświadczeniem i zapierającym dech w piersi akcentem, a mnie miękły kolana, bo chciałbym niejednokrotnie znaleźć się w jego skórze.

Zniesmaczony na samą myśl o wielogodzinnych zajęciach, wyszedłem spod akademickiego prysznica, przecierając ciało drogim ręcznikiem. Spojrzałem po sobie w lustrze, uśmiechnąłem się szelmowsko. Wyglądałem dobrze i wiedziałem o tym, dlatego kompletnie nie przeszkadzały mi ukradkowe spojrzenia kolegów pałętających się gdzieś po ubikacji. To zabawne jak długo się wgapiali, a potem zjadali twarze swoich dziewczyn, udając że nie walczyli z unoszącym się penisem od rana.

- Hej piękny. – Calum zjawił się za mną, nakładając już na delikatnie wilgotną klatkę piersiową koszulę od mundurka.

- Hej słonko. – Wydymałem usta, na co on tylko pokręcił głową, rechocząc głupio pod nosem. – Kiedyś dasz mi buziola.

- Marzysz o tym. – Zaczął myć zęby, a ja tylko wtarłem krem w policzki stojąc tuż obok niego. – Słyszałem, że macie ze Skylar plany na wieczór.

- Od kogo? – Zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się po swojej prawie-dziewczynie, że zacznie rozpowiadać cokolwiek na nasz temat, lecz nie miałem nic przeciwko. Co więcej, ucieszyła mnie ta informacja, ponieważ to dobrze nam wróżyło, skoro chciała, by inni wiedzieli.

- Od Ashtona, Asthon od Frankie, Frankie od Ivy, a Ivy chyba od Clifforda, więc koło się zatacza. – Oblizałem powoli dolną wargę, wmasowując we włosy specyfik będący aktywatorem skrętu. Musiałem czasem pomóc naturze. – Co więcej, słyszałem też, że jedziecie do miasta, dlatego zastanawiam się, czy to problem, jeśli ja i Ivy się podłączymy.

- Po pierwsze. – Resztkę tego co miałem na palcach, wsmarowałem w ciemne włosy Hooda. – Od kiedy Michael rozmawia z Ivy, po drugie, od kiedy ona chce w ogóle gdzieś z tobą chodzić tak na poważnie, a po trzecie, czy ty liczysz na to, że Sky nie będzie miała nic przeciwko Ivy? Koło znów się zamyka, Morticia Adams we własnej osobie zepsuła nam zabawę.

- Nazywasz Ivy, czy Sky Morticią?

- Domyśl się, Gomez. – Przeciągnąłem się, zbierając swoje dresy od spania wraz z kosmetyczką.

- W sumie to trochę mi schlebia. – Calum nałożył też bieliznę i wyprasowane w kant spodnie, a ja oparłem się już o płytki, wciąż w ręczniku, aby móc na niego zaczekać. – Myślę, że skoro Ivy, to znaczy Morticia, będzie ze mną, to ta druga nie powinna mieć problemu. No weź, chcę się stąd wyrwać chociaż na trochę, a Frankie nie chce dać mi prowadzić.

- Bo prowadzisz jakbyś miał porażenie nie mózgowe, a chujowe.

- Wiem, wiem, chujoskręt. – Calum zmierzył mnie od góry do dołu. – Nie ubierasz się? – Połaskotał mnie po boku, dlatego dałem mu trochę po łapach.

anti-romantic {zawieszone}Where stories live. Discover now