lekcja 23: mon chéri

697 62 96
                                    

alexa, play victims of love by good charlotte!
lekcja 23: Mon Chéri

Czułem jak nieprzyjemna, stresowa atmosfera obejmuje całą przestrzeń samochodu Liz Hemmings, która od momentu odebrania nas spod akademika, wydusiła z siebie maksymalnie trzy słowa. To nie było podobne do mojej mamy, ponieważ ona zawsze miała coś do powiedzenia, a jednak w tamtej chwili wydawała się zbyt zmieszana, by rzucić coś więcej, niż marne: „hej".

Michael skubał skórki przy paznokciach, nie ściągając nawet ciemnych okularów z nosa. Właściwie zastanawiałem się, co miałoby miejsce, gdyby nie zadzwoniła, lecz próbowałem jednocześnie odepchnąć te myśli jak najdalej, ponieważ wizje gorącego seksu siedząc w odległości nawet nie metra od swojej rodzicielki, nie były tym, co pragnąłem mieć w głowie.

Czułem się brudny i to nawet nie tyle z winy bycia przyłapanym, a ponieważ świadomie zdradziłem Skylar, co brzmiało dokładnie jak zarzut, który miała dla mnie od początku naszej znajomości. Nie znosiłem potwierdzać niewygodnych racji dziewczyny na mój temat, a jednak często to robiłem, bo może widocznie miała rację, a ja nie nadawałem się do stałego, zdrowego związku z kimś tak kruchym, jak ona.

Mógłbym z nią zerwać. To wydawało się w porządku rozwiązaniem, ale gdy tylko zaczynałem tworzyć wiadomość, coś nie pozwalało mi jej wysłać, a tym czymś okazał się ostatni SMS, który do mnie wysłała, o treści: „Luke, aktualnie jesteś sensem mojego życia." Nie wiedziałem czy mi wolno, jeśli mam być szczery. Obawiałem się, że jeśli ja też odejdę, tak jak nie z winy Sky odchodzili od niej wszyscy dookoła, ona w rzeczy samej – może zrobić sobie krzywdę.

Czy to będzie wyglądać w ten sposób zawsze? – zapytałem samego siebie w głowie, odwracając wzrok zza szyby na Michaela, który nieustannie próbował znaleźć sobie miejsce, choć jechaliśmy już od czterech godzin. Mógłbym się w nim zakochać. Właściwie mógłbym być dla niego nawet... romantyczny, jeśli wiecie co mam na myśli, ponieważ już od chwili naszego zbliżenia w Santa Cruz, czułem, że jesteśmy w stanie rzeczywiście dobrze się ze sobą bawić. Ale gdybym ją porzucił, a potem związał się z nim – nie czyniłoby mnie to podłym, okrutnym i obrzydliwym?

Co jeśli naprawdę weźmiemy kiedyś ślub? Czy będziemy teraz związani na zawsze, bo ona ma serce ze szkła? Nigdy nie nastąpi odpowiedni moment na zerwanie, jeśli całe jej dalsze życie, jak i to dotychczas, będzie sypać od czasu do czasu, a przecież... wszystko się sypie. Nikt nie obiecał, że będzie łatwo! Mimo wszystko Sky miała o wiele cięższy start, niż ja i nie chciałem dokładać cegiełki do tragedii, jaką przeżywała.

Ale Mike wyglądał tak... pięknie i był taki mądry, taki... mój, jakby pojawił się i spełnił dosłownie każde moje oczekiwanie wobec samego siebie, które miałem, więc chciałem być przy nim lepszy, nie po to, by z nim konkurować, a może właśnie dlatego? Moglibyśmy się tak wspólnie prześcigiwać w rzeczach, tym samym dążąc nieustannie do swoich najlepszych, ciągle uczących się wersji. Bylibyśmy razem niepowstrzymani, albo w pewnym momencie pokłócilibyśmy się, rozstali i ruszyli dalej, bez brzemienia strachu, że stanowimy jedyny powód do życia tej drugiej strony.

Nie chciałem, aby mną oddychał, to nie brzmiało rozsądnie, tylko jak jeden, wielki, przeromantyzowany ciężar, na który myślałem, że jestem gotowy, a okazało się, że chyba nie byłem.

- Mogliśmy przylecieć samolotem – powiedziałem wreszcie, żeby przerwać tworzącą się w moich skroniach migrenę.

Liz przyciszyła muzykę, która leciała z radia komercyjnego, podczas gdy Clifford prawie podskoczył, bo odzwyczaił się od rozmawiania.

anti-romantic {zawieszone}Where stories live. Discover now