Rozdział XI

331 14 0
                                    

●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●
Powoli zaczniemy wracać do tych szczęśliwych chwil w życiu. Miłego czytania!
●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●

Leżałałem na łóżku szpitalnym w sali operacyjnej.
- Co z nim? - zapytał główny z chirurgów.
- Ma połamane pięć żeber, łydkę i rękę. - wyjaśniła pielęgniarka.
- Od czego zaczynamy? - zapytał pełen optymizmu.
- Najlepiej chyba będzie zacząć od żeber, tylko trzeba robić to bardzo uważnie bo na prześwietleniach wykryliśmy że nasz pacjent jest przy nadzieji, drugi tydzień. - stwierdził inny z chirurgów, którzy mieli pomagać przy operacjach.
- No to zaczynamy. - powiedział główny z nich. Godzina minęła i byłem już cały poskładany, cały w gipsie. Leżałem na wygodnym łóżku, powoli zacząłem odzyskiwać świadomość. Na początku zacząłem reagować na światło później na dźwięki.
Tym czasem Jung-gkook zaczął się zamartwiać że nie wróciłem, mimo że była już późna godzina. Dzwonił do mnie ale ja nie miałem przy sobie telefonu zresztą nawet nie wiem czy w ogóle jeszcze działa po tym moim wypadku.
- Halo?! Tae-hyung?! Gdzie jesteś?! Wiesz jak się o Ciebie martwiłem?! - krzyczał Jeon.
- Halo? Proszę Pana tutaj pielęgniarka ze szpitala. Właściciel tego telefonu miał wypadek. Aktualnie jest po operacji i właśnie odzyskuje przytomność. - zasypała go informacjami pielęgniarka.
- Jaki szpital? - zapytał przestraszony do granic możliwości. Pielęgniarka podała mu adres, a ten od razu się rozłączył. W czasie kiedy ubierał się do wyjścia policzył że będzie tam szybciej jeśli pobiegnie. I tak rzeczywiście było. Dziesięć minut sprintu i Jung-gkook był w szpitalu. Dopadł do recepcji.
- W której sali leży Kim Tae-hyung? - zapytał zdyszany.
- Jest Pan jego rodziną? - zapytała.
- Tak. - odpowiedział bez zastanowienia.
- Sala numer 307. - podowiedziała po czym wskazała w którą stronę trzeba się kierować. Pobiegł tak jak mu wskazała i piec minut później stał już przed moim pokojem. Bez wahania wszedł do niego, po czym zobaczył mnie całego w gipsie.
- Tae-hyung... - zapłakał.
- Kookie... - odpowiedziałem.
- Jak się czujesz? - zapytał naprawdę zmartwiony.
- Dobrze i... i... Muszę Ci coś powiedzieć... - powiedziałem i przerwałem, ponieważ nie dałem rady tego z siebie wydusić.
- No słucham. - odpowiedział.
- No... bo... bo ja... - niedokończyłem, ponieważ przerwał mi lekarz.
- Pacjent próbuje panu powiedzieć że jest w ciąży. - powiedział to pełen optymizmu, a Kook jedynie wytrzeszczył na mnie swoje i tak duże już oczy.
- Kto jest ojcem? - to było pierwsze co z siebie wydusił.
- Serio pytasz? No jak to kto głuptasie? - zażartowałem.
- Ja jestem ojcem? - zapytał i jego oczy ponownie zaszły łzami.
- Tak. - powiedziałem szczęśliwy.
- Skąd doktor wiedział że to ja jestem ojcem? - zapytał doktora.
- Bo tylko przy panu się jąkał. - odpowiedział i szeroko się uśmiechnął.
- A ile było osób które przyszły go odwiedzić? - zapytał.
- Łącznie to cztery. - odpowiedział.
- Przyszła moja mama, tat...- nie dokończyłem, ponieważ wciął mi się w słowo.
- Powiedziałeś swoim rodzicom że jesteś w ciąży? - zapytał lekko wystraszony, bo przecież mama V nawet nie wiedziała że ma chłopaka, a co dopiero że jest w ciąży z gościem, o którego istnieniu nawet nie wiedziała.
- No nie była zbyt szczęśliwa ale powiedziała że jakoś to przeżyje i musi cię w krótce poznać.
- Na samą myśl już zaczynam się stresować. - zaśmiał się nerwowo Jeon.
- Mama. Tata. Jimin. Kto był czwarty? - dopytywał.
- Zgadnij. - powiedziałem.
- Naprawdę nie mam pojęcia. - odpowiedział po chwili ciężkiego myślenia.
- Yoongi przyszedł z Jiminem. - odpowiedział uradowany.
- A jednak. I po sprawie. Ale dziwię się że nic mi nie powiedział. - żalił się Jung-gkook.
- Czyżby Min się wstydził? - zasmiałem się.
- Wątpię pewnie po prostu nie był całkiem pewnien, więc nam nic nie powiedział. - podsumował Jeon.
- Ty to nie masz poczucia humoru. - powiedziałem i wygiąłem wargi w podkówkę, no co ten się zaśmiał - Z czego się śmiejesz?
- Z mojej "Obrarzalskiej i kapryśnej księżniczki". - powiedział i uśmiechnął się rozczulająco.
- Wiesz co? Mam dosyć tej całej "księżniczki". Weź się trochę wysil i wymyśl coś bardziej kreatywnego. - zganiłem go.
- Dobra. Poczekaj chwilę to coś wymyślę. - powiedział po czym skupił się na wymyślanie czegoś co do mnie będzie pasowało.
- Wow. Kook to Ty jednak myślisz? Dzięki Bogu już zaczynałem się martwić że nie obdarzył cię łaską posiadania mózgu. - dogryzłem mu, zacząłem się mocno śmiać w czym również wspomógł mnie lekarz.
- Uspokuj się bo zaraz nic Ci nie wymyślę i zmienię na "Rozwydrzoną królewnę". - odgryzł się.
- Dobra już dobra. Nie marudź tyle "Marudo". - powiedziałem to najbardziej jak tylko mogłem akcętujac ostatnie słowo.
- Znowu zaczynasz? - zapytał - Jeszcze trochę z Tobą pomieszkam i zostaniesz sam, jak tak dalej będziesz robił.
- Spokojnie. Co najwyżej zwariujesz ze mną ale przecież nie jestem aż tak zły żebyś od razu umarł. Oczywiście kiedyś umrzesz tak jak my wszyscy, ale jeszcze nie teraz, muszę się najpierw trochę nad Tobą poznęcać. - powiedziałem cwanie.
- Ty na demną? - zakpił ze mnie.
- Już ja mam na Ciebie sposoby. - powiedziałem.
- Wymyśliłem! - krzyknął nagle, czym mnie lekko przestraszył -
V jak Victoria czyli zwycięstwo. Zwycieżyłeś w moim sercu Tae.
- To było piękne. - powiedziałem i się rozkleiłem.
- Panie doktorze? Mam pytanie. Czy Tae teraz przez całą ciążę będzie się tak zachowywać? - zapytał co mnie lekko zabolało.
- Jeśli nie jesteś pewien w stosunku do mnie to droga wolna. - powiedziałem niemalże krzycząc.
- Spokojnie. - próbował mnie uspokoić.
- A idź sobie. Mam Cię narazie dosyć. - powiedziałem obrarzony.
- Dobra już sobie idę, ale nie gniewaj się to szkodzi dziecku.- powiedział.
- Wynocha bo jak nie to zrobię aborcję. - odgryzłem się.
- Auć. To zabolało. - powiedział, co mnie lekko rozśmieszyło, no ale jeśli mam być obrarzony, to przecież nie będę się z nego śmiać. Po jego wyjściu włączyłem sobie telewizję i zasnąłem. Nie wiem która była godzina kiedy się obudziłem, ale wiem że były to godziny wieczorne. Nagle zobaczyłem jak do mojego pokoju wbiega mały piesek idealnie takiej rasy jakiego ja chciałem mieć pieska, ale Kook się nie zgodził. I coś mi się nie zgadzało bo zaraz po nim do pokoju wszedł nikt inny jak Jung-gkook.
- Kookie o co tu chodzi? - zapytałem.
- A co nie chciałeś przypadkiem takiego pieska? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
- Kupiłeś mi pieska?! - wykrzyczałem z radości.
- Tak. V nie gniewasz się już na mnie? - zapytał
- Wcale się na Ciebie nie gniewałem, ale chciałem żebyś to w końcu Ty mnie przeprosił, a nie ją Ciebie, tak jak to zawsze było. - objaśniłem - Skąd wiedziałeś jakiego ja pieska chciałem? Przecież nie pokazałem Ci go bo się pokłuciliśmy.
- Kiedy poszedłeś się kąpać zostawiłeś odblokowany telefon na biurku, a idealnie była włączona strona z tym pieskiem i pomyślałem że skoro jest włączony akurat ten piesek to będzie twój ulubiony. - objaśnił mi.

●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●
Mam nadzieję że wam się podobało. Do następnego!
●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●

My beloved - Taekook - Cz I i IIWhere stories live. Discover now