Rozdział XIX

237 15 0
                                    

●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●
To jest już przedostatni rozdział mam nadzieję że będzie wam się podobał. Miłego czytania.
●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●

- Kookie! Budź się wody mi odeszły! - starałem się zachować spokój, co mi raczej nie wychodziło - Wstawaj do chuja!
- Co się stało? - odezwał się zaspanym głosem.
- Wody mi odeszły. Aaaa! - krzyknąłem.
- Co się stało?! - wystraszył się.
- Skurcz. - wysyczałem przez zęby. - Zabierz mnie do szpitala.
- Już kochanie Cię zabieram. Spokojnie wszystko bedzie dobrze. - uspokajał mnie. Nawet nie ubrał butów, ale laczki, od razu wziął mnie na ręce i wybiegł z pokoju, nie zakluczając go, ani nie zamykając drzwi. Zbiegł po schodach i wybiegł na chodnik. Była pierwsza w nocy żaden tramwaj, autobus czy też taksówka nie jeździ o tej porze. Nie zastanawiając się długo postanowił że pobiegnie tam ze mną na rękach.
- Kookie. Jestem za cięż... - nie dokończyłem, ponieważ tym razem to on mi przerwał.
- Nawet tego nie mów. Dam radę to zrobić dla Ciebie. - odpowiedział dysząc ze zmęczenia - Patrz jeszcze tylko jedna prosta ulica i będziemy w szpitalu.
- Kookie! Skurcz! - krzyknąłem.
- Kochanie dasz radę. - pokrzepiał mnie - Krzycz ile chcesz tylko daj radę!
- Aaaaa... to boli! - krzyczałem, czując że po policzkach spływają mi łzy.
- Kochanie już prawie jesteśmy. Już widzę wejście do szpitala. Dasz radę kochanie. - powiedział i przyśpieszył do maksimum. Po chwili już byliśmy w szpitalu. Pobiegł ze mną do recepcji.
Jung-gkook pov
- On rodzi! - krzyknąłem.
- Proszę położyć go na to łóżko. - recepcjonistka wskazała na łóżko pod ścianą, odłożyłem mojego aniołka, a ona od razu wjechała z nim na inną salę, tak zwaną porodówkę.
- Kurde nie mam telefonu. - denerwowałem się - Poszedłbym do budki ale nie pamiętam numeru do Jimina.
Godzinę później chodziłem nerwowo po korytarzu.
- Kookie! - usłyszałem straszny krzyk V, a zaraz potem krzyki lekarzy: Nie poddawaj się! Przyj!
Już chciałem się wedrzeć do sali, ale wiedziałem, że i tak mnie do niego nie dopuszczą.
Lekarz pov
- Idź po kogoś kto się nazywa "Kookie", bo inaczej on nie urodzi. - rozkazałem.
- Już idę doktorze. - odpowiedziała pielęgniarka i po chwili była już na korytarzu.
- Jest tu ktoś o imieniu Kookie? - zapytała.
- Tak. To ja. Co się stało? - zapytał drżącym głosem Jung-gkook.
- Proszę iść do swojego chłopaka i go wesprzeć, bo inaczej on nie urodzi. - przekazała ze spokojem.
Jung-gkook
Po usłyszeniu tego, pędem rzuciłem się do sali, w której rodził mój aniołeczek.
- Kochanie dasz radę. - powiedziałem łapiąc Tae za rękę.
- Jung-gkook nie dam rady. - zapłakał.
- Kochanie dasz radę. Pamiętasz jak wymyślałem dla naszego dziecka imię? Co z naszym Xiaumi? - przekonywałem go do dalszego parcia.
- Czemu od razu obstawiasz, że to będzie chłopczyk? - odezwał się - Może to będzie Xiaumie?!
- Teraz to już bez różnicy skoro go nie urodzisz. - powiedziałem obojętnie.
- To mi pomóż, a nie się ze mną kłócisz! - krzyknął na mnie.
- Już Ci pomagam. Na raz dwa trzy przyj. - powiedziałem na co odkiwnął głową - Raz! Dwa! Trzy!
Kochanie dasz radę!
- Już nie mogę! - krzyknął.
- Słoneczko jestem tu z Tobą. Dasz radę. Razem damy radę. - odpowiedziałem, mocniej ściskając jego rękę. Takim sposobem dwie godziny później Xiaumi był już na świecie.

●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●
Mam nadzieję że wam się podobało. Do następnego.
●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●☆●

My beloved - Taekook - Cz I i IIWhere stories live. Discover now