~Hyunjin pov~
Gdy robię już nie wiem który brzuszek rozbrzmiewa dzwonek mojego telefonu, więc szybko łapię komórkę i odbieram, by przypadkiem nie rozpętać wojny z niewyspanymi współlokatorami.
-Halo? - pytam zdyszany i trochę zdezorientowany, gdyż nie wiem, kto mógłby dzwonić o tej godzinie.
-Hyunjin? Co to jest? - słyszę przejęty głos mojego chłopaka.
-Ale o co ci chodzi? Co się stało?
-Widziałem to nagranie. Dlaczego się z nim biłeś? - cały blednę na te słowa. I co ja mam mu powiedzieć?
-Kochanie, musiałem się bronić. Oskarżał mnie o coś czego nie zrobiłem!
-Ale to nie oznacza, że musiałeś go tłuc do nieprzytomności! Nie mogłeś go po prostu olać?!
Wzdycham głośno i czuję, że ta rozmowa nie skończy dobrze.
-Nie, nie mogłem. Tutaj bez samoobrony nie przeżyjesz, rozumiesz? W sumie skąd masz wiedzieć, nigdy tutaj nie byłeś. - prycham pod nosem.
-Bo mi nie pozwalasz?
-Kto ci niby nie pozwala, hm? Ja cały czas lecę do ciebie, a ty co? Siedzisz na tyłku i nawet nie chcesz się ruszyć z tego pieprzonego Seulu! Zachowujesz się jak kurwa jakiś bachor! Czasami się cieszę, że jestem tak daleko od ciebie, bo mogę przynamniej czasem odpocząć od twojego kurwa ciągłego ględzenia!
-Hyunjin... proszę nie mów tak...
-Bo co?!
-Przypominasz własnego ojca.
Po tych słowach słyszę skrzynkę, a następnie rzucam telefon na łóżko, opadając na kolana.
Nikt przenigdy nie powinien mnie nazywać moim ojcem. Nikt nie powinien nawet wspominać o nim. Po chuj ja z nim tam poszedłem?!
-Co się odpierdala? - z buta wchodzi Hwiyoung, trzymając kij bejsbolowy w łapie.
-A po ciul ci to coś? - pytam, wskazując na jego prowizoryczną broń.
-Myślałem, że z kimś się napierdalasz. Chciałem to zobaczyć. - mówi cwaniacko.
-Uważaj, bo zaraz tobie przypierdolę. - warczę i wstaję z podłogi.
-Spokojnie, spokojnie. Coś cię ugryzło w dupę?
-Zaraz ciebie ugryzę. - spluwam na niego i chcę położyć się na łóżku, by przynajmniej się wyspać na wykłady, ale dłoń na ramieniu mnie powstrzymuje.
-Dobra, luz. Co się stało?
-A chuj cię to? Jesteś moją starą czy jak?
-Nie, ale jestem twoim przyjacielem i widzę, że coś jest nie halo. Chyba, że nie to-
-Zostań. - rzucam od razu i spuszczam głowę. - Przepraszam.
-Ciesz się, że jestem starszy. - śmieje się, przecierając oczy, po czym siada na materacu, klepiąc miejsce obok siebie - Wyspowiadaj się, bracie.
-Dobrze się czujesz? - podnoszę brew.
-Siadaj albo dostaniesz w ryj. - od razu posłusznie wykonuję rozkaz, a następnie chowam twarz w dłoniach.
-Pokłóciłem się z chłopakiem.
-Z tym Jeonginem?
-Tak...
-O co?
-Widział nagranie, jak pobiłem tego typa. No i oczywiście zaczął gadkę, że przecież nie musiałem go doprowadzić do tego stanu i pieprzył jakieś głupoty. No i wytknąłem mu, że ja tylko latam tam i z powrotem, a on grzeje dupę w Korei i ygh... Porównał mnie do mojego ojca.
-Ou czaje, twój stary to ciężki temat. Wiesz co? Według mnie oboje jesteście totalnymi idiotami. Koniec rozgrzeszenia. - podnosi się i wychodzi z mojego pokoju.
-Kurwa! - wybucham i kopię z całej siły pierwszą lepszą rzecz, którą jest szafka nocna. Niestety nie ucierpiała ona, a jedynie ramka ze zdjęciem moim z Jeongina. Cała szybka rozbija się na milion kawałków, a ja jedynie na co mam ochotę to się rozpłakać.
Leniwie kładę się na łóżku i próbuję spać, ale nie potrafię zasnąć, więc aż do ranka przewracam się na boki, a gdy czuję, że zaraz zwariuję, zrywam się do siadu i idę do kuchni, zrobić jakieś śniadanie.
-Dzień dobry królewiczu. Ty tutaj z rana? - uśmiecha się do mnie Hoon, ale ja nie odwzajemniam tego i kładę agresywnie jedzenie na stół.
-Okej widzę, że nie jesteś rozmowny. Nie wyspałeś się?
-Chuj cię to. - warczę i wychodzę z pomieszczenia, zderzając się ze starszym.
-Siema. I jak?
-Spierdalaj. - omijam go i włażę do mojego azylu, zamykając drzwi. Szybko przebieram się w jakieś ubranie, biorę torbę i ruszam do samochodu.
-A ty gdzie? Lekcje masz za dwie godziny. - mówi Younghoon.
-Nie wasza sprawa. - wychodzę i zaczynam jeździć sobie po mieście. Wtedy zauważam Teresę, która idzie chodnikiem, więc podjeżdżam.
-Podrzucić cię gdzieś? - pytam, prawie strasząc dziewczynę.
-Hyunjin? Spadłeś mi jak z nieba. - natychmiast wsiada, a po chwili jadę pod jej uczelnie.
-Wszystko w porządku?
No kurwa, kolejna.
-A czemu nie miałoby być? - udaję głupka.
-Masz wręcz białe kostki. - wskazuje na moje dłonie, gdy w końcu zauważam, że zaraz nie będzie mi przepływać krew.
-Po prostu... z kimś się pokłóciłem. Nic ważnego. Nie musisz się martwić.
-Jeśli chcesz możesz wpaść do mnie po szkole. I dzięki za podwózkę! Napisz do mnie! - uśmiecha się i biegnie, a ja wzdycham.
/Przepraszam, że nie było rozdziału. Kocham was :))\
![](https://img.wattpad.com/cover/233464069-288-k983298.jpg)
YOU ARE READING
My Sweetheart [hyunin]
Fanfiction-Hyunjin... Musimy to robić? - pytam, niepewnie patrząc mu w oczy. -Nie mamy wyboru. - wzdycha i wciąż trzyma dłoń na moim policzku - Ale nieważne co się stanie, zawsze będę cię kochać. Kontynuacja My Honey! Jak zawsze - wulgaryzmy i sceny +18 będ...