~rozdział pierwszy~

215 14 2
                                    

[Remus]

          W końcu nadszedł zachód słońca. Gdy słońce już prawie zaszło — usłyszałem odgłosy uginających się desek na schodach. Chwilę później, w drzwiach dostrzegłem czarnego — niczym smoła — psa. Powoli podniosłem się z podłogi, a następnie — równie wolno — zacząłem zbliżać się do zwierzęcia. Gdy byłem już wystarczająco blisko — ukucnąłem przed psem i wystawiłem drżącą rękę w jego stronę. Psiak wesoło zamerdał ogonem i zaczął przymilać się do mojej dłoni. Trwało to dość krótko, ponieważ po chwili — zamiast pociesznego, dużego, wychudzonego psa — siedział przede mną Syriusz.

      — Luniaczku.... nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem... — rzekł po chwili cichym, mocno zachrypniętym głosem.

          Syriusz wyglądał na mocno zmęczonego i wyczerpanego. Poza tym — był wychudzony, brudny, zaniedbany i skatowany. Dementorzy na pewno dali mu popalić..

      — Na brodę Merlina..

          Chciałem coś więcej powiedzieć, lecz Black szybko mi przerwał.

      — Nic mi nie jest, Remusie. Teraz ważniejsza jest pełnia. Gdy to wszystko minie, obiecuję ci... obiecuję, że porozmawiamy i wszystko ci wyjaśnię. — mówił, trzymając swoje lodowate dłonie na moich, równie zimnych, policzkach.

      — Najpierw daj sobie pomóc. Widzę, że jest z tobą źle..

      — Ale..

      — Łapo, czy ty możesz chociaż raz nie być tak upartym zwierzęciem?

      — Ehh.. mógłbym..

      — To wyśmienicie.

***

          Obudziłem się cały obolały. Cały drżąc podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem się po pokoju. Wzrokiem zatrzymałem się na — zwiniętym w kłębek — czarnym psisku, leżącym w kącie pomieszczenia.

      — Łapo? — odezwałem się, lecz zwierzę się nie poruszyło. — Syriusz? — powtórzyłem głośniej, ale dalej odpowiadała mi głucha cisza.

          Przeczołgałem się do Black'a i dotknąłem jego czarnej sierści. Psisko w dalszym ciągu się nie poruszało — przez co zacząłem panikować, a moje oczy zaszły się łzami.

      — Nie.. Syriusz, proszę nie rób mi tego. — wyszlochałem i wtuliłem twarz w sierść psa.

          Dosłownie chwilę później sierściuch się ocknął i — jakby czując, ze panikuję — musnął swoim mokrym noskiem mój policzek.

          Przytuliłem do siebie kundla, w tym samym czasie próbując się uspokoić. Strach, który mnie ogarnął — gdy Syriusz sprawiał wrażenie martwego — był wręcz paraliżujący.

      — Ejj.. Luniek, spokojnie, nic mi nie jest. — powiedział cicho, mocno mnie przytulając.

    — Nigdy więcej mnie tak nie strasz. Myślałem, ż-że... że j-ja cię zabiłem.

      — Jak widzisz nic mi nie jest. Jestem tutaj, Remi. — mówił do mnie spokojnym głosem, starając się mnie uspokoić.

      — Remus.... jak już. Proszę, nie zdrabniaj mojego imienia, nie jestem już nastolatkiem, Syriuszu. — poprawiłem go, co Black'owi nie za bardzo się spodobało.

      — Phi.. no dobrze, Remusie... Jak się czujesz?

          Mimo wszystko — ku mojemu sporemu zaskoczeniu — uszanował moją prośbę...

      — Kiepsko, ale to ja raczej powinienem się ciebie o to zapytać..

      — Ja... w sumie.. czuję się już trochę lepiej, dziękuję ci za opiekę.

      — W porządku, nie musisz dziękować. Będę się tobą opiekował jeszcze przez dłuższy czas, w końcu... masz wiele złamań... — rzekłem, co spotkało się jedynie z ciężkim westchnięciem ze strony więźnia Azkabanu.

         Po krótkiej ciszy — zdecydowałem ponownie się odezwać.

      — Wrzeszcząca Chata jest cała dla ciebie, będę przychodzić co wieczór, przynosić ci jedzenie i-

      — Luniek, dziękuję ci za chęci, ale ja na to nie zasługuję.

      — Nie masz nic do gadania, Łapo.

          Syriusz milczał, przy czym patrzył mi się głęboko w oczy. Widziałem po nim, że nie chce się ze mną kłócić, więc końcowo zgodził się na to, co mu zaproponowałem — a raczej narzuciłem... ale to nie ważne.

      — Ehh.. kogo szukałeś w Hogwarcie? Mnie, Harry'ego, czy kogo?

      — Ciebie. Na razie nie chcę go straszyć..

      — Mhm... a... jak to było z James'em i Lily...? — spytałem, przez co Łapa spuścił głowę i zatracił się w swoich rozmyślaniach. — Syriuszu..?

      — To..... to jest skomplilowane..

      — Ale.. ale nie okłamałeś mnie wtedy... p-prawda?

      — Nic im nie zrobiłem i nigdy nie chciałem ich skrzywdzić.

      — Ja wiem, że... ty wiesz kto to zrobił. Widzę to, więc powiedz mi. Powiedz w końcu, kto ich zamordował.

      — Nie uwierzysz mi...

      — Syriusz, błagam... Wiem, że nigdy w życiu mnie nie okłamałeś, a ja zawsze ci wierzyłem. Naprawdę nigdy nie zdarzyło mi się nie uwierzyć w to, co powiedziałeś.

      — To był Pettigrew. — rzekł prosto z mostu. — Parszywy szczur. — syknął zdenerwowany.

          Informacja, że za zdradę naszych przyjaciół odpowiada Peter... wręcz mnie zszokowała.

      — To... on żyje...?

      — Żyje i ma się wyśmienicie. — potwierdził, z pewnością w głosie, Syriusz.

      — Wiesz, gdzie on jest?

      — Przyjaciel Harry'ego... rudy, on ma szczura. Ten szczur to jest właśnie ta zdradziecka szuja, Peter Pettigrew.

      — Domyślam się, co chcesz zrobić... — westchnąłem ciężko. — Masz tutaj siedzieć... ja się tym wszystkim zajmę.

      — Nie! Ja muszę sam się z nim rozprawić! On zniszczył mi najlepsze lata mojego życia! — krzyczał, swoim zdartym głosem, mężczyzna o ciemnych włosach.

      — Black, rusz głową! — warknąłem zirytowany narwaną i bezmyślną postawą Black'a. — Glizdogon, gdy tylko cię zobaczy, to zacznie uciekać i już nigdy nie dotknie go sprawiedliwość.

      — Ugh... no dobrze.. nie chcę się kłócić. — zgodził się w końcu, po namyśle.

          Przez chwilę panowała między nami cisza, którą postanowiłem po jakimś czasie przerwać.

      — Muszę za chwilę iść, lekcje nie mogą czekać.

      — Wypuszczę cię stąd, dopiero wtedy, gdy obiecasz mi, że wcześniej pójdziesz do Pomfrey, a później zjesz cokolwiek.

      — Eh.. pójdę, obiecuję.

      — Na to liczę.

      — Przyjdę wieczorem, przyniosę kolację i czyste ubrania. — oznajmiłem.

      — Nie trzeba... no ale dziękuje..

          Nic już więcej nie odpowiedziałem — jedynie mruknąłem ciche pożegnanie i opuściłem Wrzeszczącą Chatę.

***

mam wrażenie, że ta książka będzie git (o ile kreatywność ode mnie nie spierdoli)

/04/04/2022/
/23/12/2023/korekta

|od nowa| ^wolfstar^ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz