~rozdział siódmy~

128 12 3
                                    

[Remus]

         Wróciliśmy z Syriuszem do domu, po czym zostawiliśmy zbędne rzeczy i poszliśmy na spacer, aby powspominać stare czasy. Ów pomysł przedstawił mi Syriusz, także w sumie... miło z jego strony.

      — Weź nawet tego nie wspominaj. Moja mama tak się wściekła, jak usłyszała o tym wybryku..

      — Ehh.. pani Hope była złotą kobietą.. niestety już dwanaście lat jej z nami nie ma.. — westchnął smutno Syriusz.

      — Lubiła cię. Pamiętam, że na każdą imprezę puszczała mnie tylko wtedy, jak byłeś na niej ty, bo się o mnie bała i twierdziła, że potrzebuję opiekuna. — burknąłem.

      — Nic dziwnego, że się bała. Byłeś bardzo chorowity, do tego z psychiką też nie było za ciekawie... — wspomniał przygnębiony.

      — Pf..

      — Nadal pamiętam, jak bardzo wychudzony byłeś pod koniec trzeciego i przez cały czwarty rok w Hogwarcie.

      — Taka była moja natura..?

      — Ta, natura.. Przez "taką naturę" leży się od tak w skrzydle szpitalnym i nie posiada się siły dosłownie na nic?

      — Dobra, skończmy ten temat. — westchnąłem.

          Przez to, iż Syriusz się nie odezwał lekko się zdziwiłem, lecz chwilę później odpowiedź na pytanie "dlaczego nic już nie dopowiedział?" — sama nadeszła, ponieważ poczułem, jak coś gwałtownie uderza mnie w plecy. Oczywiście, że to była rzucona przez Black'a śnieżka.

      — Ej! — krzyknąłem rozbawiony i sam schyliłem się, aby zrobić śnieżkę no i mu oddać oczywiście.

          Jednak Łapa wykorzystał to, w jakiej pozycji się znajdowałem i popchnął mnie na śnieg tak, że plecami przylegałem do podłoża. Następnie Syriusz usiadł na moich biodrach i przybliżył swoją uśmiechniętą twarz do mojej.

      — Dupek. — fuknąłem niby obrażony.

      — Oj, no Luniaczku, nie obrażaj się. — zaśmiał się, lekko całując mnie w czoło.

      — Nie obrażam się. Poza tym.. mógłbyś trochę ograniczyć zdrabnianie mojego imienia i przezwiska..?

      — Nie podoba mi się ta wizja, ale dla ciebie się poświęcę. — westchnął.

          Nagle w mój umysł uderzyła pewna myśl, niczym grom z jasnego nieba.

      — EJ, WŁAŚNIE, JA CIASTO DO PIECA WŁOŻYŁEM PRZED WYJŚCIEM DO DURSLEYÓW!

      — Harry wyciągnął, spokojnie. A gdyby nawet, to zdałbyś sobie z tego sprawę jakbyśmy wrócili, bo waliło by spalenizną. Jesteś bystry chłopak przecież.

      — A weź spierdalaj, Black.

      — A od kiedy Pan jest taki oklnięty, Panie Lupin?

      — Odkąd zacząłem się z Panem zadawać, Panie Black... — stwierdziłem.

      — Ehh.. to były piękne czasy..

      — Przez ciebie też zacząłem palić i chlać.

      — Czasami trzeba się zabawić..? — zaśmiał się nie pewnie.

      — No i przez nadmierne przebywanie z tobą wyrobiłem sobie wiele twoich tików, gestów, zachowań i niefajnych nawyków.. 

      — No cóż.. teraz już raczej nie łatwo dojdzie do kolejnej rozłąki, więc.. będziesz musiał znosić mnie i moje chore postrzeganie rzeczywistości oraz powalony sposób życia jeszcze przez baaaardzo długi czas.

|od nowa| ^wolfstar^ Where stories live. Discover now