sześć

15.6K 1.2K 473
                                    

co złego to nie ja

byliście mili więc macie! oby tak dalej #WickedSoe

...

Florence

Chciało mi się spać jak cholera. Miałam wrażenie, że ten weekend ciągnął się w nieskończoność, a zajęcia były wyjątkowo nudne. Dwa wykłady pod rząd zmiotły mnie z planszy, a na domiar złego usiadłam w miejscu, z którego widziałam tego dupka Cornela.

Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale on również jej nie miał, bo unikał mnie jak tylko mógł, odkąd wysłał mi tego nieszczęsnego sms'a. Zacisnęłam usta, skupiając się na wykładzie i odliczając do końca.

Czas wlekł się w nieskończoność. Napisałam do Holland, czy ma czas mnie odebrać, ale mi nie odpisała. Nie chciałabym tłuc się autobusem, bo już dochodziła osiemnasta, a nim zajechałabym na dwudziestą pierwszą. I cały dzień stracony. A chciałabym choć przez chwilę cieszyć się sobą i odpoczynkiem w dniu własnych urodzin.

W końcu wykładowca zakończył zajęcia, a ja wyszłam niemalże jako pierwsza, chcąc się jak najszybciej zmyć i po drodze korytarzem dzwoniąc do Holland.

– Słyszałyśmy dobrą nowinę! – Usłyszałam za plecami, więc zatrzymałam się, odwracając się powoli.

Roxanne, dziewczyna, z którą studiuję, wpatrywała się w mnie. Gdzieś z tyłu mignęła mi jej koleżaneczka.

Opuściłam telefon, bo Holland nie odebrała. Spojrzałam na Roxanne zaskoczona, bo jakoś nigdy nie zdarzało nam się ze sobą rozmawiać. Raczej się unikałyśmy, nie mając wspólnych tematów, chociaż ona również mieszka w Grants. Raz byłyśmy razem w grupie na zadaniu i ciężko mi się z nią współpracowało. Cóż, pochodziłyśmy z różnych światów.

– Słucham? – zapytałam uprzejmie, gdy podeszła bliżej mnie.

Wyglądała świetnie jak zwykle. Ubrana w eleganckie ciuszki, bo taki miała styl. Krótka spódniczka, do niej marynarka w tym samym kolorze. Buty na obcasie, rozpuszczone blond włosy i mocny makijaż. Wiem, że była kilka lat starsza, ale w jakim dokładnie była wieku to nie mam pojęcia.

– Dobre wieści – powtórzyła, uśmiechając się szeroko. – Upolowałaś najlepszą sztukę w Grants. Kto by pomyślał – dodała, chwytając moją dłoń i przypomniałam sobie, po co to zrobiła. – Jasna cholera, brylant. Postarał się chłopak.

Zabrałam dłoń, czując jak ten cholerny pierścionek parzy mnie w dłoń.

– Nie spodziewałam się po takiej cichej myszce, że będzie umiała upolować kota – rzuciła, mrużąc na mnie oczy. – A raczej, że go przy sobie utrzyma. Jest wymagający.

– Niespodzianka – rzuciłam oschle, czując jak cholernie irytuje mnie ta jędza.

– To znaczy, bez urazy. – Uśmiechnęła się promiennie. – Po prostu jakoś sobie nie wyobrażam faceta, który jest pożądany przez tyle kobiet, będącego z tobą.

Ała? To chyba miało mnie zaboleć.

– Jesteś pewna, że pożądają jego czy może jego pieniędzy? – zauważyłam, spoglądając jej w oczy.

Roxanne spięła się, na co wywróciłam oczami.

Jego pieniędzy, których nie ma – dodałam sobie w myślach, wymijając ją i nie tracąc czasu na jej gadanie. Jednak dziękowałam sobie, że zabrałam ten cholerny pierścionek, bo inaczej byłby lekki przypał.

Nienawidziłam go nosić. Miałam wrażenie, że ze mnie drwi. Z tego, że się sprzedałam.

Poza tym, był naprawdę ładny. Duży, na złotej obrączce i do tego błyszczał w słońcu jak oszalały. Corbin nie musiał wybierać tak drogiego pierścionka, ale chyba chciał się pokazać.

WICKED GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz