siedem

15.9K 1.2K 721
                                    

byliście mili, więc wedle umowy...

cóż. odblokowujemy w tym rozdziale nowy level, który będzie... interesujący

co złego to nie ja

...

Corbin

Siedząc w biurze, w centrum Albuquerque, przeglądałem strony z miejscami, w których moglibyśmy zorganizować wesele. Wstępna data, którą ustaliliśmy, wypadała na dziesiątego września. Za... Dokładnie trzydzieści dziewięć dni.

Okazuje się, że organizacja ślubu i to całe... Załatwianie wszystkiego to prawdziwa makabra. Rozważam wynajęcie profesjonalisty, ale to dodatkowe koszty. Chwilowo nie mam na to funduszy. Ten pomysł ze ślubem choć ma dać mi mnóstwo pieniędzy, kosztuje również mnóstwo pieniędzy.

Bolała mnie już głowa, więc gdy Hugo zajrzał do mnie, pytając czy idziemy na pizzę, przystałem na to. Była osiemnasta, sobota, więc zastanawiałem się czy Florence ciągle jest w mieście, na uczelni. Mimo tego, nie napisałem do niej czy może potrzebuje podwózki. Uznałem, że spędzamy ze sobą i tak za dużo czasu, udając te wszystkie czułości i potrzebuję od niej odpoczynku.

Poszliśmy na piechotę, do pizzerii nieopodal biura. Hugo należał do tych dziwnych ludzi, którzy zamawiają pizzę z frytkami na niej i nawet nie miałem siły tego komentować. W środku był spory ruch, w końcu sobota wieczór i trochę mało pasowaliśmy eleganckim ubiorem do wystroju tego miejsca.

– Wiesz, że musicie w końcu odwiedzić drugą rodzinkę? – rzucił Hugo, na co zmarszczyłem czoło. – Na razie głównie urabiacie Elordich i wiem, że to ciężki owoc do zgryzienia, ale dziadzio bardzo chce poznać twoją narzeczoną.

– Błagam nie rozmawiajmy o tym dzisiaj – poprosiłem, spoglądając w menu. – Chcę się uwolnić od Florence chociaż na jeden wieczór. Mam wrażenie, że spędzam czas tylko z nią i to okropnie męczące. Muszę uważać na swoje ruchy, na to co mówię i robię. Jestem naprawdę zmęczony.

– Przepraszam, Corbin – powiedział tylko brat. – Zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina i jest mi cholernie głupio.

– Naprawdę... Nie mówmy o tym – powtórzyłem. – Pojedziemy na obiad do dziadka, jak znajdziemy czas – podsumowałem.

– Okej – mruknął Hugo. – Powiem jeszcze, że Florence jest naprawdę spoko. Nie spodziewałem się tego, jeśli mam być szczery. Myślałem, że będzie miała problemy z tym układem, a ona naprawdę dobrze sobie radzi.

– To prawda – potwierdziłem. – Florence jest zaskoczeniem. Pozytywnym. – Odłożyłem menu na stół, czekając na kelnerkę. – Ale tydzień temu było niebezpiecznie. Wiesz, że Cornel za nią ciągle łazi? Co mu tak właściwie powiedziałeś?

– Powiedziałem, że mam dla niego dobrą propozycję – odparł. – Wmówiłem mu, że jestem bratem ciotecznym Florence i nie chcę, ani nikt z rodziny nie chce, aby on zbliżał się do Florence. Zaoferowałem mu pieniądze za to, aby się odpierdolił, gdyż stoi na przeszkodzie innemu facetowi, który będzie dla niej lepszy. Czyli tobie.

– Kurwa – szepnąłem, opierając się łokciem o blat stołu. – Jeśli to się wyda, Florence się wkurwi i za nic nie dojdzie do ślubu.

– Dlatego zabroniłem mu mówić. Inaczej będzie musiał oddać hajs. Razy dwa.

– Kiedy stałeś się takim mafiosą? – zapytałem, unosząc brwi. – To przerażające, że nasz ojciec popełnił taki błąd wychowawczy.

– Wychowały nas niańki, nie on – zauważył Hugo, milknąc gdy podeszła do nas kelnerka. Złożyliśmy zamówienie i jako pierwsze wróciły do nas napoje. Wziąłem duży łyk zimnej coli, rozglądając się po lokalu.

WICKED GAME [+18]Where stories live. Discover now