dziewiętnaście

16.1K 1.3K 569
                                    

co złego to nie ja

...

Corbin

Stojąc na czerwonym dywanie, przyglądałem się wszystkim gościom, którzy zebrali się, siadając na krzesłach.

Pierwszy rząd w połowie rozdzielony czerwonym dywanem, należał po lewej stronie do najbliższej rodziny Florence, a po prawej do mojej najbliższej rodziny. Dziadek i tata zajmowali pierwsze miejsce, dalej puste krzesło dla mojego drużby Hugo i to by było na tyle. Dalej nasi dalecy kuzyni, a raczej kuzyni naszego ojca. Ten widok sprawił, że zdałem sobie sprawę, jak niewiele osób miałem w swoim życiu.

Takich, na których by mi zależało. I którym zależałoby na mnie.

Potarłem nerwowo kark, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuję.

Wiatr, który rozwiewał mi włosy i huczał cicho okazał się być pomocny w otrzeźwianiu mojego umysłu, a pochmurne niebo zwiastujące deszcz jakby ostrzegało, że powinniśmy się pospieszyć.

- Uspokój się - oznajmił Hugo, stojący obok mnie.

Spojrzałem na niego wściekle, widząc że podszedł i poprawił mój krawat. Poklepał mnie po ramieniu.

Brązowa marynarka i spodnie garniturowe prezentowały się naprawdę dobrze. Ogarnąłem nawet włosy, bo zdawałem sobie sprawę z obecności fotografa. Być może będę na starość śmiał się z tych zdjęć zrobionych dzisiaj.

Albo będę nad nimi płakał.

Są tylko te dwie opcje.

- Nigdy w całym swoim życiu nie byłem tak bardzo przerażony - przyznałem, na co brat westchnął ciężko.

- Będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko pójdzie gładko - powiedział te puste słowa, na które tylko pokręciłem głową.

Nie miałem szansy odpowiedzieć, bo wokół nas rozległa się muzyka. Spiąłem się jeszcze bardziej, spoglądając na koniec dywanu, który znikał za zakrętem, gdzie przez krzaki nie było nic widać.

Cholera.

Goście zebrali się natychmiast, wstając z krzeseł i ten tłum przyprawiał mnie o mdłości. Wyprostowałem się, złączając dłonie przed sobą i po prostu stojąc tak w szoku i okropnych nerwach.

Z głośników zaczęła lecieć piękna aranżacja Can't Help Falling in Love od Elvisa Presleya, co odrobinę mnie zdziwiło. Miało być tandetnie, a jest zaskakująco normalnie. Przerażająco.

Jednak to Holland dopracowywała szczegóły, w tym oprawę muzyczną. Ja i Florence uznaliśmy, że lepiej się nie będziemy do tego wtrącać. To zbyt osobliwe.

Wziąłem głęboki oddech, próbując się uspokoić.

Zza zakrętu wyłoniła się właśnie Holland. Miała na sobie ładną, długą, różową suknię w kwiatki, niosąc bukiet druhny. Spojrzałem niemalże automatycznie na Mishę, który siedział w pierwszym rzędzie i uśmiechał się do niej szeroko, zupełnie oczarowany.

Nieprzyjemne uczucie ścisnęło mój żołądek.

To powinni być oni. Misha i Holland.

Oni powinni tutaj stać, przysięgać sobie miłość aż do śmierci, gdyż w ich przypadku to najszczersza prawda. Ja powinienem to oglądać z boku i marzyć o tym, że któregoś dnia zrozumiem jak to jest być tak kochanym i tak mocno kochać.

Przełknąłem z trudem ślinę, widząc że Holland dotarła do ołtarza, witając się z Hugo, a następnie ze mną. Przytuliła mnie lekko, uśmiechając się szeroko.

WICKED GAME [+18]Where stories live. Discover now