Rozdział 3

1.5K 143 130
                                    

Ze zmęczeniem opadł na łóżko, od razu zamykając oczy. Słyszał, jak pozostali chłopcy podążają w jego ślady, zbyt zmęczeni pięciogodzinną pracą, by okazywać mu swoją nienawiść. Ignorowali więc Petera, któremu to jak najbardziej odpowiadało. Chciał być ignorowany. Chciał, żeby wszyscy dali mu spokój.

Nie mógł przestać myśleć o milionerze. I nie było mu głupio za to, co powiedział. Wypierał przed sobą myśl, że żałował odrzucenia oferty. Ale bolało go upokorzenie, którego doświadczył. Został potraktowany jak mały, niegrzeczny chłopiec i nie mógł tego znieść. Duma nie pozwalała mu tego przełknąć. Miał ochotę odgryźć się i utrzeć im wszystkim nosa, robiąc coś potwornego. Wielkiego. Chciał pokazać, co tak naprawdę może zrobić. Ile jest wart. Jaki niebezpieczny może być. Ale nie mógł tego zrobić. Nie teraz. Nie kiedy Iron man się nim zainteresował. Był na celowniku Tony'ego Starka i musiał to rozegrać naprawdę sprytnie. Ale nie zamierzał tu tkwić, razem z tą bandą półgłówków.

***

Sen przyszedł szybko. Peter był zmęczony i nie potrzebował wiele, żeby usnąć. Nie trwał jednak długo.

Dwie pary rąk porwały go z łóżka, budząc go brutalnie. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy chłopcy zarzucili mu na głowę prześcieradło i zacisnęli skórzany pasek na brzuchu, krępując mu przy tym ręce. Nie mógł się uwolnić. Nic nie widział.

-Nie!- krzyknął, czując pierwsze uderzenie. Upadł na ziemię. Nie mógł nawet zamortyzować upadku. Zapłakał, gdy uderzył głową o podłogę. Słyszał, jak chłopcy rzucają w jego stronę obelgami, ale nie docierało do niego żadne słowo. Ale czuł za to każdy cios. Każde kopnięcie. Czuł, gdy najstarszy Roger uklęknął na jedno kolano, chwycił go mocno i uderzył pieścią. Peter szarpał się i miotał, starając się uwolnić. Było mu gorąco, a kropelki potu spływały po skroniach chłopca. Zaczął gorączkowo wierzgać nogami, gdy poczuł, jak oprawcy stawiają go do pionu. Nie wiedział, dokąd go prowadzą, ale robił co mógł, żeby im przeszkodzić. Starał się  zaprzeć nogami i wyszarpnąć, ale nie mógł, gdy siedem par rąk ciągnęło go.

-Pomocy!- krzyknął Peter z desperacją w głosie, ale ktoś natychmiast przycisnął mu dłoń do ust.

-Zamknij się, Parker!- ktoś syknął mu do ucha, a on natychmiast rozpoznał głos Rogera. Krzyknął, gdy ktoś mocno go pchnął. Nie mógł ruszać rękami i w żaden sposób chronić się, gdy został zepchnięty ze schodów. Nie widział, skąd nadejdzie ból. Uderzył się w głowę, a potem upadł prosto na twarz. Czuł krew na twarzy, gdy stoczył się na dół. Nie mógł nawet wstać i z godnością uciec do łazienki. Leżał pod schodami i płakał, spocony, zakrwawiony i uwięziony w prześcieradle. Zresztą, był prawie pewien, że nawet gdyby nie był związany, i tak nie dałby rady wstać. Płakał jak małe dziecko, drżąc z bólu i strachu. Bał się, że zaraz usłyszy siedem par stóp zbiegających po schodach, żeby dalej się nad nim znęcać. Nie miał nawet siły wołać o pomoc.

Usłyszał kroki, ale na szczęście nie były kierowane w jego stronę. Chłopcy wrócili do pokoju, zadowoleni ze swojej zemsty. Zostawili go pod schodami, żeby płakał i zwijał się z bólu.

-Pomocy!- zapłakał, kuląc się lekko. To było upokarzające, bezwolne leżenie na podłodze i kwilenie o pomoc, ale nie był w stanie sam się uwolnić.

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i szybkie kroki. Zapłakał żałośnie.

-Hej, hej, już dobrze- usłyszał łagodny, kobiecy głos. Poczuł, jak starsza odpina pasek i wyplątuje go z zakrwawionego prześcieradła. Spojrzał w wystraszone oczy opiekunki, a jego dolna warga zadrżała. To była pani Katie. Lubił ją. Zresztą, trudno było jej nie lubić. Urocza ciocia Katie, jak nazywały ją inne dzieci, była chodzącą dobrocią. Kobieta zbliżała się wiekiem do sześćdziesiątki, miała własne dzieci i wnuki, ale każde dziecko traktowała jak swoje własne, z miłością i troską. Niestety, miała pod swoją opieką głównie małe dzieci do siódmego roku życia, ale zawsze znalazła chwilę dla każdego, kto tego potrzebował.

Boys Don't CryTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang