Rozdział 11

1.2K 109 34
                                    

Tony odłożył broszurę szkoły na biurko. Liceum dla uzdolnionej młodzieży, mieściło się kilkanaście kilometrów od miasta. Mieli ciekawe kierunki kształcenia, świetne opinie, wysoki poziom i dobrze wyposażone laboratoria. To było miejsce dla Petera. Tony czekał tylko, aż Fury straci zainteresowanie sprawą, żeby mógł go odesłać. Nie nadawał się do tego. Bo co miał zrobić? Odebrał chłopcu dostęp do elektroniki, ale młodszego to nie ruszało. Milioner nie wiedział, co jeszcze mógłby zrobić. Zamknąć go w pokoju? Odesłać do spania bez kolacji? Nie żeby to zrobiło na chłopcu jakiekolwiek wrażenie. I tak siedział przez większość czasu w pokoju, a brak kolacji był czymś, z czym Peter na pewno oswoił się na ulicy. Zresztą, Tony nie zamierzał karać chłopca, odmawjając mu podstawowych przywilejów takich jak jedzenie. Nie miał żadnego doświadczenia w opiece nad dziećmi. Wspomnienia własnego dzieciństwa mogły dać mu jedynie wskazówki odnośnie tego, jak nie postępować. Tony, w przeciwieństwie do swojego ojca, był przeciwnikiem jakichkolwiek form przemocy, zarówno fizycznych jak i psychicznych. Uważał, że jego ojciec był słaby. Tylko ktoś słaby musi zniżać się do korzystania ze swojej wyższości fizycznej nad dzieckiem, by nad nim zapanować.

Problem był tylko taki, że milioner nie panował nad Peterem w żaden sposób.

Peter go nienawidził, a Tony, choć bardzo się starał, nie potrafił polubić chłopca. Dzieciak był nieznośny. Zresztą, można się było tego spodziewać. Mężczyzna go nie znosił. Nie znosił tego bachora.

Milioner nie miał czasu na dziecko. Wiedział, że pewnie powinien wziąć sobie tydzień wolnego i spróbować go poznać, pomóc mu oswoić się z nową sytuacją, ale nie miał na to czasu. Na wychowanie dziecka potrzeba czasu i energii. Tony nie pomyślał o tym, że nie ma ani czasu, ani chęci. Nie dało się wychować dziecka, widząc je pół godziny dziennie w czasie obiadu. A choć starał się być łagodny i wyrozumiały, tracił powoli chęci i cierpliwość. Nie miał już na to ochoty. Przeszła mu chęć zbawiania świata.

Mężczyzna wypuścił powietrze przez usta, odchylając głowę. Podniósł szklankę i zanurzył usta w whisky. Tak, kolejna próba poskromienia Petera z całą pewnością wymagała znieczulenia.

Po kwadransie, wyszedł z warsztatu z broszurą w dłoni. Wsiadł do windy, wrócił do mieszkania i od razu skierował się do pokoju Petera. Zapukał, po czym wszedł. Chłopiec i tak nigdy nie odpowiadał.

-Czego chcesz?- burknął chłopiec, odwracając głowę od okna. Tony wiedział, że palił, ale nie chciało mu się wszczynać na ten temat kolejnej dyskusji.

-Grzeczniej- mruknął- zerknij na to- polecił, wyciągając w stronę młodszego broszurę. Peter zeskoczył z parapetu, podszedł do opiekuna i chwycił ulotkę. Uniósł jedną brew, po czym uśmiechnął się kpiąco.

-Oj, już mnie odsyłasz? Mówiłem, nie wytrzymasz dwóch tygodni- rzucił z zadowoleniem. Tony wywrócił oczami.

-Nie ekscytuj się tak, Bambi. Jeszcze trochę musimy się ze sobą pomęczyć, ale pomyślałem, że może chciałbyś pojechać do tej szkoły. Nie będę cię zmuszać, oczywiście- powiedział. Peter obejrzał broszurę, a jego oczy rozbłysnęły. W zasadzie, tak. Chciałby pojechać do tej szkoły. Wolał to, niż dom dziecka, albo kolejną rodzinę zastępczą. Szybko jednak stracił zapał, gdy zauważył kwotę wymienioną jako czesne.

-Pięć kawałków miesięcznie? Jesteś świadomy tego, że państwo nie zapewnia mi nawet nowych podręczników? Żadne stypendium mi tego nie pokryje- rzucił, wyciągając ulotkę w stronę milionera. Tony uśmiechnął się lekko.

-Opłacę czesne. I wpisowe. I kupię ci książki. Zapłacę za to wszystko- powiedział. Peter zamrugał, wpatrując się w starszego z powątpiewaniem.

Boys Don't CryWhere stories live. Discover now