Rozdział 24

902 105 42
                                    


Peter otworzył oczy, po czym znów je zamknął. Budzenie się było zdecydowanie najgorszą rzeczą na świecie, gdy wiedziało się, że należy szybko wstać z łóżka. Jednak po chwili, chłopiec otworzył szeroko oczy i podniósł się do siadu, gdy zdał sobie sprawę z tego, że do jego pokoju wpadają promienie słońca i jest już zupełnie jasno. Spojrzał na zegar, po czym jęknął ze złością, opadając na łóżko. Była dziesiąta. Zaspał do szkoły.

Wstał szybko i pobiegł do łazienki, żeby się umyć. Po zaledwie dziesięciu minutach wyszedł z pokoju gotowy do wyjścia. Chciał szybko coś przegryźć. Wyciągnął telefon, żeby zadzwonić do Happy'ego z prośbą o ekspresową podwózkę, ale zatrzymał się, widząc milionera w kuchni.

-Dzień dobry, Pete. Śniadanie?- spytał, wskazując na patelnię, na której smażyły się małe, okrągłe placuszki. Peter pokręcił lekko głową.

-Um, nie mogę. Jestem spóźniony do szkoły i...

-Nie idź dzisiaj do szkoły. Ja wyłączyłem twój budzik, mam nadzieję, że się nie gniewasz. Chciałem, żebyś się wyspał- powiedział milioner, po czym wyciągnął z szafki talerz, na który przełożył z patelni pięć placków. Obsypał je cukrem pudrem i postawił na stole- spróbuj chociaż.

Chłopiec usiadł, obserwując, jak starszy wylewa na patelnię kolejne porcje ciasta.

-A ty... wziąłeś urlop?- spytał. Tony uśmiechnął się z rozbawieniem.

-Powiedzmy- mruknął.

-To znaczy?- zdziwił się młodszy.

-Bambi, jestem właścicielem firmy. Wątpię, żeby ktoś doniósł na mnie szefowi- odparł.

-No tak- mruknął Peter, unosząc kąciki ust i rumieniąc się lekko. Żeby ukryć swoje zawstydzenie, wziął do ręki widelec i zsunął sobie z dużego talerza na swój jeden placek. Wziął do ust mały kawałeczek i mimowolnie uniósł kąciki ust. Czuł wyraźnie smak twarogu, jabłek i cynamonu.

-Smakuje ci?- spytał milioner, przewracając placki na patelni.

-Bardzo- odparł młodszy.

-Moja mama przygotowywała mi te placki, kiedy byłem mały. Robiła je zawsze, kiedy ojciec wyjeżdżał w delegację, a my mogliśmy...- Tony ugryzł się w język. Mogliśmy zjeść śniadanie w spokoju, bez pośpiechu i obsesyjnego dbania o właściwe maniery. Nie chciał mówić tego Peterowi.

Chłopiec nałożył sobie dwa placki.

-Musiałeś mieć fajną mamę- stwierdził pomiędzy kęsami. Tony uśmiechnął się.

-Była cudowną kobietą- powiedział. To była prawda. Maria Stark była cudowną, dobrą i ciepłą osobą. Jej jedynym grzechem było to, że zakochała się w niewłaściwym człowieku. Howard całkowicie ją stłamsił, zabił w niej całą radość z życia. Zniszczył ją tak okrutnie, że Tony nigdy nie mógł się z tym pogodzić. Pamiętał, jak jego matka cierpiała, widząc, jak jej mąż traktuje syna. Bolało ją to, ale była zbyt uległa i przerażona, by zaprotestować. Jako nastolatek, Tony wielokrotnie jej to wytykał. Dziś nie potrafił sobie tego wybaczyć.

-Placki ci się palą- zauważył Peter, a Tony spojrzał w dół i syknął, sięgając w pośpiechu po talerz, na który przełożył nieco przypalone placki. Chłopiec od razu nałożył sobie dwa, a gdy zjadł jednego, powiedział- i tak są dobre.

Milioner spojrzał na niego, trochę z zaskoczeniem, trochę z politowaniem. Choć wiele mógł mu zarzucić, Peter nigdy nie wybrzydzał, jeśli chodziło o jedzenie.

-Cieszę się. Ale nie musisz ich jeść, możesz poczekać na dobre- rzucił. Młodszy prychnął cicho.

-Mają się zmarnować? Na pewno nie- odparł z pełnymi ustami.

Boys Don't CryWhere stories live. Discover now