Rozdział 32

777 108 31
                                    

Peter rozejrzał się po stołówce. Jak wszystko w tej prywatnej szkole, była elegancka i czysta. Dzieciaki też. Większość z nich kupiła sobie zbyt drogi jak na szkolną stołówkę lunch, a teraz siedzieli razem przy okrągłych stolikach. Peter też mógłby go sobie kupić, ale nie przyjął oferowanych przez opiekuna pieniędzy. Nie chciał ich. Milioner i tak opłacił wysokie czesne szkoły z góry na resztę roku szkolnego. To było zdecydowanie za dużo.

Brunecik podszedł do jednego ze stolików, przy którym zauważył wolne miejsce. Zsunął plecak z ramienia i odsunął krzesło.

-Zajęte- rzucił chłopak siedzący przy stoliku, jednocześnie silnym gestem przysuwając krzesło spowrotem do stolika. Peter zmierzył go wzrokiem. To był ten sam blondyn, który nie pozwolił mu usiąść obok siebie w ławce.

-Przez kogo?- mruknął brunecik, unosząc jedną brew. Chłopak wymienił porozumiewawcze spojrzenie z kolegami, po czym uśmiechnął się pogardliwie.

-Przez kogokolwiek innego- odparł, wciąż trzymając krzesło. Peter wypuścił powietrze.

-Niby dlaczego?- prychnął, choć dobrze znał odpowiedź. Bo był inny niż oni, biedniejszy, głupszy, gorszy.

Chłopak zaśmiał się cicho.

-Skoro musisz wiedzieć- rzucił, obracając się w stronę Petera- nie chcemy siedzieć z kimś, kto wyleciał ze szkoły za wysłanie kogoś do szpitala- powiedział, na co chłopiec uchylił usta, chcąc coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Jak daleko poszły plotki na jego temat?

-To nieprawda- powiedział cicho, rozglądając się dyskretnie. Dużo dzieciaków przerwało rozmowy, żeby przyglądać się widowisku.

-A to, że Tony Stark cię adoptował i zapłacił sześćdziesiąt tysięcy za nowe laptopy do pracowni komputerowej, żebyś się tu dostał, chociaż miałeś powtarzać klasę w starej szkole to też nieprawda?- rzucił blondyn. Peter zesztywniał, wpatrując się w nastolatka, który wypuścił powietrze, przewracając oczami. Jego opiekun... zapłacił? Dał szkole łapówkę? Nie, nie, to nie było możliwe. Pan Stark może i był bogaty, może i był rozpieszczony, może brakowało mu empatii i nie rozumiał biedniejszych od siebie, może i nie rozumiał, jaką ujmą byłoby to dla Petera, ale... nie. Nie, to nie było możliwe. Nie zrobiłby tego. Nie oszukałby tak Petera. Nie w ten sposób. Poza tym, chłopiec pisał przecież egzamin. Zdał go. Zdał egzamin, tak? Był dość dobry, żeby się tu uczyć. Był wystarczająco dobry!

-A-Ale... zdałem egzamin- wydukał, czerwieniąc się. Skulił się mimowolnie, a jego ręce zrobiły się nieco mokre od potu. Blondyn uniósł jedną brew.

-Jaki egzamin?- zdziwił się, a Peter zagryzł wargę. To nie było możliwe.

-Um... wstępny.

To nie było możliwe, to nie było prawdą. Peter sam to osiągnął, pan Stark by go nie oszukał, nie wmawiały mu kłamstw, nie pozwoliłby mu wierzyć, że jest dość dobry, gdyby nie był.

Nastolatek przy stole znów wymienił rozbawione spojrzenie z kolegami. Zmierzył Petera wzrokiem.

-Tu nie ma żadnych egzaminów wstępnych.

Ramiona dziecka opadły, a on miał ochotę się rozpłakać.

-C-Co?- szepnął. Blondyn wzruszył ramionami.

-Dobrze słyszałeś. Nowy tatuś cię tu wkupił i dobrze zapłacił, żeby nikt nie mówił o tym, jaki jesteś stuknięty- powiedział lekko, machając przy tym dłonią tak, jakby odganiał muchę- to prawda, że siedziałeś w poprawczaku?

Peter odwrócił się na pięcie i odszedł od stolika. Poczuł piekące łzy i spojrzenia, które przyczepiały się do niego. Na jego policzki wpłynęły rumieńce.

Boys Don't CryWhere stories live. Discover now