Rozdział 46

848 104 40
                                    


Peter nie odzywał się w czasie drogi. Tony też nie. Oboje zastanawiali się, jak od teraz będzie wyglądać ich wspólne życie. Oboje się bali. Peter bał się odrzucenia. Tony bał się, że sobie nie poradzi.

Po powrocie do Wieży, oboje rozeszli się do swoich bezpiecznych przestrzeni. Peter zamknął się w pokoju, a milioner w warsztacie, w którym napisał przepełnionego jadem maila do dyrektora Tarczy, żeby dać mu wyraźnie znać co sądzi o jego wypowiedzi na temat Petera i zażądać zwrotu laptopa. Był zły i dał temu upust, by móc skupić się jedynie na kłębku myśli na temat jego podopiecznego.

Wyobraził sobie, co by było, gdyby Peter wciąż był sam. Gdyby go nie miał. Co już się działo. Na komisariatach nikt nie respektował jego praw. Nikt tego nigdy nie wymagał, nikt tego nie wyegzekwował, bo nikogo to nie obchodziło. Czy ktokolwiek kiedykolwiek interesował się, czy prawa Petera respektowane są w szkole? Czy ktoś zainterweniowałby, gdyby tak nie było?

A co będzie, kiedy Tony go odda?

Czy będzie tak samo? Peter będzie sam, zdany tylko na siebie. Co z tego, że milioner będzie płacił za jego edukację? Co z tego, że będzie robił przelewy, jeśli chłopiec i tak będzie samotny i nieszczęśliwy?

Tony otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej broszurkę szkoły dla uzdolnionych dzieci. Peter chciał tam jechać. Szkoła była dość daleko od Nowego Jorku, ale Peter spędzać tam cały semestr. A gdyby na wakacje wracał do Wieży... czy to byłoby takie złe?

*****


Peter nie odezwał się, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Siedział na łóżku oparty plecami o ścianę i co jakiś czas mocniej przytulał do siebie poduszkę.

Miał w głowie jeden wielki mętlik. Nie rozumiał, czemu pan Stark pozwolił mu zostać i bał się tego, co będzie dalej. Jednocześnie, wciąż odtwarzał sobie w głowie słowa milionera.

Jestem po jego stronie. A jeśli prawo i cały świat jest przeciwko niemu, jest też przeciwko mnie.

Jestem po jego stronie.

Jestem po jego stronie.

Peter skulił się jeszcze mocniej. Czy to było możliwe? Czy naprawdę mógł... nie być sam? Dużo wyobrażał sobie, jakby to było, mieć kogoś po swojej stronie. W jego głowie to było... piękne. Czy naprawdę mógł to dostać i... nawet nie zauważyć? Czy można przeoczyć moment, w którym dostajemy wszystko, czego zawsze chcieliśmy?

-Zrobiłem ci kakao- powiedział milioner, wchodząc do pokoju. Peter podniósł głowę.

-Dzięki- mruknął, gdy Tony postawił kubek na stoliku nocnym. Poczuł na sobie spojrzenie opiekuna i zerknął na niego, po czym skinieniem odpowiedział na jego nieme pytanie. Milioner usiadł na łóżku, widząc przyzwolenie ze strony młodszego.

-Jak się czujesz?- spytał miękko. Peter kiwnął głową, przytulając policzek do poduszki.

-Nie musisz... udawać- powiedział cicho. Tony przekrzywił głowę.

-Udawać?- zdziwił się. Młodszy westchnął.

-Że wszystko jest tak jak wcześniej. Wiem, że nie jest. Już to przerabiałem i... w zasadzie, moglibyśmy pójść na skróty. Najpierw będziesz patrzeć na mnie inaczej i bać się ze mną rozmawiać. Potem, będziesz mnie unikał i czytał w internecie tonę artykułów o dzieciach, które przeżyły traumę i w końcu trafisz na te głupie historie o dzieciakach, które robią krzywdę sobie albo innym. Zaczniesz się mnie bać, chować ostre rzeczy, unikać mnie i zamykać swoje drzwi na klucz w nocy, aż w końcu po prostu mnie wyrzucisz, bo zmęczy cię ciągle uważanie na mnie- oznajmił Peter, wciąż tuląc policzek do poduszki. Tony uniósł brwi, słysząc, ile zmęczenia było w głosie dziecka. Żaden czternastolatek nie powinien tak brzmieć. Ale on przeszedł to już tyle razy. Przeżył traumę, przez którą później odrzucały go wszystkie rodziny, do których się przywiązał. Nic dziwnego, że nikomu nie ufał. Że nie chciał być z nikim blisko. Bo nikt nie dawał mu szansy, nikt nie chciał zauważyć jego, patrzono na niego tylko przez pryzmat tej dramatycznej tragedii.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz