Rozdział 35

780 108 17
                                    


-Widzimy się za tydzień, Pete- powiedział miękko mężczyzna, gdy otworzył drzwi swojego gabinetu. Peter wyszedł bez słowa.

Tony stukał cicho palcami o szklany stolik. Zacisnął usta w kreseczkę, po czym podniósł kubek do ust. Wypił resztkę kawy i wstał, po czym podał rękę psychologowi, wymieniając z nim krótkie grzeczności.

Peter zwiesił głowę, po czym wyszedł z poradni za opiekunem. Westchnął, gdy starszy w milczeniu wsiadł do samochodu, ale zrobił to samo. Pan Stark był milczący od ich ostatniej kłótni. Praktycznie się nie widywali, milioner wychodził do pracy wczesnym rankiem i pracował do późna, często poza Wieżą, a kiedy wracał, znikał w warsztacie, nawet nie wchodząc na piętro mieszkalne. Miał wrażenie, że milioner spędził nawet w warsztacie ostatnią noc, a potem poszedł prosto do pracy. Ale Peter za nim nie tęsknił. Nie mógłby tęsknić, przecież go nienawidził.

Problem był tylko taki, że chłopiec znów spędzał dnie samotnie. I choć wmawiał sobie, że tak nie jest, brakowało mu ludzi. Czuł się samotny i porzucony. Znów jadał posiłki sam przy długim stole i szybko tracił apetyt. W szkole też z nikim nie rozmawiał. Nikt nie chciał z nim rozmawiać. Posiłki jadał sam, schowany w szkolnej toalecie, albo na boisku, skulony z zimna na ławce. Później wracał do pustego mieszkania, odrabiał lekcje, co było dla niego dużą nowością, ale nie chciał zostawać w tyle. Nie chciał też podpaść nauczycielom. Nie chciał stracić tej szansy, nawet jeśli dostał ją w nieuczciwy sposób. No i... może fizyka w tej szkole była dla niego nieco trudniejsza. Zwłaszcza, że klasy są małe i nauczyciel, ich wychowawca na marginesie, podchodził do każdego indywidualnie. Uznał, że Peter jest z materiałem do przodu i dał mu trudne zadania do przerobienia. Chłopiec chętnie skorzystałby z jakiejś pomocy przy rozwiązywaniu ich. To samo tyczyło się matematyki. I dramatycznie nudnej historii.

Peter westchnął cicho, wpatrując się w szybę. Normalnie po wizycie, pan Stark próbował zmusić go do rozmowy, zaczynając od pytania "jak było?". Teraz o nic nie spytał. Był pogrążony we własnych myślach i choć robił wszystko co należy, ale zachowywał się tak, jakby nie zauważał swoje podopiecznego.

-Dlaczego mnie ignorujesz?- spytał cicho. Pan Stark drgnął lekko, wyrwany z zamyślenia. Zerknął na Petera.

-Nie ignoruję cię- odparł, a chłopiec wypuścił powietrze, zaciskając usta. Zmarszczył brwi, spuszczając wzrok na swoje dłonie.

-Unikasz mnie- zauważył.

-Wcale nie- rzucił starszy.

Peter zacisnął dłonie w pięści, znów wzdychając.

-Ciągle cię nie ma.

-Bo mam dużo pracy.

Chłopiec wypuścił powietrze ze złością.

-Przestań pieprzyć, nie jestem głupi!- syknął, a Tony posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.

-Nie wyrażaj się- powiedział. Peter wywrócił oczami.

-Przepraszam, okej? Nie powinienem grzebać w twoich aktach i nie powinienem tego wywlekać w kłótni- zaczął młodszy, a zanim Tony zdążył coś powiedzieć, chłopiec dodał znacznie ciszej- nie chcę ciągle siedzieć sam.

Milioner westchnął głęboko, zaciskając dłonie na kierownicy. Włączył migacz i zjechał z głównej drogi.

-Co robisz?- spytał Peter, ale starszy nie odpowiedział. Zamiast tego, zaparkował na skraju bocznej uliczki, wyłączył silnik i obrócił się w stronę chłopca.

-To nie ja ukradłem samochód- powiedział- Norman Osborn ukradł go swojemu ojcu z garażu. Ja podebrałem z barku mojego ojca alkohol i razem pojechaliśmy za miasto. To było głupie, nieodpowiedzialne i niebezpieczne, ale byliśmy za młodzi, żeby się tym przejmować. Norman miał siedemnaście lat, ja piętnaście. To był jedyny kolega, którego mogłem mieć. Nasi ojcowie robili razem interesy, więc Howard go akceptował i kazał mi się z nim przyjaźnić.

Tony wziął głęboki oddech, zanim kontynuował.

-Policja nas złapała. Oboje byliśmy pijani, a w schowku była kokaina. Nawet o tym nie wiedziałem. Złapali nas akurat w tym kwadransie, w którym ubłagałem Normana, żeby dał mi poprowadzić. Osborn powiedział więc, że w ogóle nie prowadził, bo też nie miał prawka, a potem, razem ojcem oskarżyli mnie o kradzież. Norman wszystkiego się wyparł. Zrzucił na mnie kradzież, wypaplał, że to ja przyniosłem alkohol i powiedział, że to były moje narkotyki. Jego ojciec wiedział, że to bzdura, ale stał za nim murem, a ja... byłem dzieciakiem. Bałem się konsekwencji i ojca Normana. Nie umiałem się obronić, a on zaczynał na mnie krzyczeć, kiedy próbowałem powiedzieć prawdę o Normanie.

-A twój ojciec?- spytał cicho Peter- nie bronił cię?

Tony uniósł kąciki ust w smutnym uśmiechu.

-Nie- odparł, kręcąc głową- on też mi nie wierzył. Pozwolił oskarżyć mnie o wszystko i zapłacił potężną łapówkę, żeby pozbyć się dowodów. Norman został oskarżony tylko o alkohol. Jego ojciec łatwo to załatwił. Miał do naszej rodziny wielkie pretensje i zażyczył sobie, żebym poniósł konsekwencje. Dla Howarda stosunki służbowe zawsze były ważniejsze niż... niż ja. Więc odesłał mnie do tego pieprzonego piekła. Miałem tam spędzić rok, ale potem oni zginęli i miałem zostać tam przez miesiąc, dopóki opieka społeczna nie wymyśli co ze mną zrobić, ale... sam wiesz jak jest. Z miesiąca zrobiło się pół roku. Nagle okazało się, że ci wszyscy serdeczni przyjaciele rodziny przestają nimi być, kiedy mają wziąć do siebie syna tej rodziny. Miałem dziadków we Włoszech, ale nie chcieli mnie. Najbardziej zaufany przyjaciel ojca przejął firmę i zaczął pełnić funkcję prezesa, a ja... siedziałem w tej szkole i nie mogłem nic zrobić. Obadiah Stane, bo tak się nazywał, przyjechał odwiedzić mnie kilka tygodni po ich śmierci. Powiedział, że jeśli zrzeknę się dla niego firmy i części majątku, zabierze mnie stamtąd spowrotem do naszej posiadłości. Mogłem wrócić do domu, a tam... tam było wszystko. Łącznie z naszym lokajem, który zajmował się mną od dziecka i był dla mnie jak ojciec. Tęskniłem za nim, momentami bardziej niż za matką. I zgodziłbym się na ofertę Stane'a, gdyby nie to, że zaczął podnosić stawkę. Najpierw chciał dziesięć procent majątku. Potem połowę. A potem jeszcze dom. Więc odmówiłem, a on mnie tam zostawił.

Przez chwilę, Tony milczał, rozpamiętując jeden z najbardziej bolesnych momentów jego życia. Gdy dobry, wesoły wujek Stane szarpnął nim i uderzył o ścianę, sycząc "zgnijesz tu, niewdzięczny gówniarzu". Kiedy odszedł, a Tony naprawdę wierzył, że to był koniec jego życia. Że już nigdy nic dobrego go nie spotka.

-I... co się stało?- spytał cicho Peter. Tony westchnął cicho.

-Nasz lokaj odnalazł nagle testament ojca, który stanowił, że Jarvis ma się mną zająć po ich śmierci. Nie wiem, czy testament był prawdziwy, czy po prostu było mu mnie żal, ale przyjechał i zabrał mnie do domu. Zmarł kilka lat później, ale byłem już pełnoletni. Zresztą, wysłał mnie na studia kiedy skończyłem siedemnaście lat. To dobrze. Bardzo mi pomógł, bo... nie radziłem sobie zbyt dobrze, kiedy wróciłem z tej szkoły. I nie chcę tego dla ciebie, nie mogę pozwolić, żebyś przez to przechodził. Nie zasługujesz na to. Ja też nie zasługiwałem. Gdyby nie Jarvis, nie wiem jak bym skończył, a ty... jesteś do mnie bardziej podobny niż mogłoby ci się podobać. I też byś sobie z tym nie poradził, bo myślę, że... my nie umiemy się dostosować. Musisz mieć dużo swobody i pole do działania. Nie jesteś taki jak inni i nie możesz być traktowany jak inni. Nie mogę pozwolić, żeby ktoś cię tak stłamsił- milioner wypuścił powietrze, jakby ta opowieść całkowicie go wyczerpała. Przez chwilę znów siedzieli w milczeniu. Tony zamknął oczy i przełknął ślinę, 

-To było najgorsze bagno w moim życiu i nigdy więcej nie chcę do tego wracać, dobrze?- spytał miękko. Peter pokiwał jedynie głową. Wiedział, że jeśli się odezwie, z jego ust popłyną pytania, których miał mnóstwo, a na które odpowiedzi nigdy nie pozna. Pan Stark miał prawo nie chcieć o tym mówić. Ten jeden raz, Peter zamierzał uszanować wolę opiekuna i nigdy do tego nie wracać. I ten jeden, jedyny raz, milczenie w czasie jazdy do Wieży było w jakiś sposób kojące.

*****

1248 słów

Hejka!

Tadaam xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Boys Don't CryWhere stories live. Discover now