Rozdział 4

1.5K 142 134
                                    

parszywcio umowa to umowa xD

Peter przeskoczył płot i wbiegł na teren opuszczonego domu. Zatrzymał się, ciężko dysząc i oglądając za siebie. Nikt go nie gonił, zgubił swój pościg już półtorej kilometra przed budynkiem, ale wciąż niespokojnie sprawdzał, czy na pewno nikt go nie śledzi. Nie żeby dostawca, z którego furgonetki ukradł prawie pełną tacę bułek, byłby na tyle sprytny, żeby go śledzić.

Peter odetchnął, zsuwając plecak z ramienia, wybrał jedną z piętnastu bułek i włożył sobie między zęby, by móc dwiema rękami zamknąć plecak. Powoli, zmęczony długim sprintem, wszedł do budynku, wyjmując bułkę z ust. Wszedł na górę, omijając złamane schodki. Wiedział, że nie powinien się tu w ogóle pojawiać, ale musiał zabrać swoją poduszkę. Nie był zwierzęciem, nie chciał spać na gołej ziemi.

To był błąd. Wiedział o tym. Ale dopiero widok milionera, stojącego przy jego gniazdku z materaca i znalezionych materiałów utwierdził go w tym przekonaniu. Upuścił bułkę na widok starszego.

-Nawet o tym nie myśl- rzucił Tony, wiedząc dobrze, że chłopiec będzie próbował uciec. Peter westchnął. Tak, ucieczka przed Iron Manem zdecydowanie nie miała sensu. Zacisnął usta z rezygnacją, spuszczając wzrok na bułkę, po czym zmrużył lekko oczy- zdawało mi się, że mieliśmy inną umowę, Bambi.

-Zdawało mi się, że kazałem ci spierdalać- warknął młodszy, chowając ręce w kieszenie. Tony uśmiechnął się krzywo, kręcąc głową z rozbawieniem.

-Nie pyskuj, smarkaczu- powiedział, ostrzej niż zwykle, z zadowoleniem zauważając, jak chłopiec prostuje się i unosi brwi. Zamurowało go.

-N-Nie możesz...- zająknął się, ale Tony nie pozwolił mu skończyć.

-Mogę. Mogę wszystko, Bambi. A ty możesz w tej chwili jedynie słuchać, rozumiesz?- oznajmił. Podszedł do chłopca, chwycił go za ramię i pchnął w głąb pomieszczenia, ignorując przekleństwo, które wydostało się z ust dziecka- rozmawialiśmy o tym. Rozmawiałeś z panem Thomasem, ostrzegaliśmy cię przez konsekwencjami. Powiedz mi, Bambi, nie rozumiesz tego, czy po prostu tak desperacko chcesz skończyć pod mostem? Dlaczego nie potrafisz usiedzieć w miejscu? Wszyscy starają ci się pomóc, a ty miałeś jedynie być grzeczny. Ale to dla ciebie za trudne, prawda? Nie, ty wolisz oczywiście uciekać, kraść i pokazywać wszystkim, jaki jesteś niezależny. Coś ci powiem, Peter- mężczyzna podszedł do chłopca i chwycił go mocno za koszulkę, gdy ten chciał się odsunąć- nie masz pojęcia, jak zależny od nas wszystkich jesteś. To my, dorośli, tak naprawdę decydujemy, co teraz będzie, a ty nie masz prawa nawet pisnąć, bo przecież sam się o to prosiłeś, prawda?- syknął milioner, a Peter zbladł. Naprawdę się bał. Wpatrywał się w starszego szeroko otwartymi oczami, drżąc lekko. Nie wiedział co odpowiedzieć. Przełknął ślinę, nie mając odwagi się wyszarpnąć. Jednak Tony szybko go puścił. Mężczyzna westchnął głęboko.

-Naprawdę tego nie chciałem, Peter- powiedział cicho. Chłopiec zdmuchnął grzywkę z twarzy.

-To co? Wracamy do domu dziecka?- rzucił sucho. Milioner pokręcił głową, odwracając wzrok i zaciskając usta.

-Nie, Bambi. Za późno- mruknął, po czym spojrzał smutno na młodszego- w przeciwieństwie do twojego opiekuna, ja daję tylko jedną drugą szansę- oświadczył. Peter zmarszczył brwi.

W tym momencie, usłyszał tupot stóp na schodach. Wciągnął powietrze, patrząc na milionera.

-Co ty zrobiłeś?- szepnął. 

-To co musiałem, dzieciaku- odparł cicho Tony. Peter pokręcił głową, odwracając się i rzucając w stronę okna, ale milioner nie pozwolił mu na ucieczkę. Chwycił go mocno za ramię, a do pomieszczenia weszło dwóch agentów Tarczy.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz