Rozdział 9

1.1K 116 44
                                    


Wanna. To był zdecydowanie ulubiony przedmiot Petera w domu Tony'ego Starka. Jego własna ogromna wanna z funkcją jazzuci i hydromasażem, oraz cała szafka wypełniona olejkami i balsamami o dowolnym zapachu. Owocowe, waniliowe, czekoladowe, kawowe, o zapachach tropikalnych, orientalnych, lub fikuśnych francuskich nazwach, których Peter nie potrafił wymówić. W luksusowej Wieży nie musiał oszczędzać ciepłej wody, ani szybko załatwiać swoich potrzeb, żeby zwolnić łazienkę dla innych. Tutaj, miał swoją własną łazienkę, swoją własną wannę, w której mógł spędzić cały dzień, jeśli miałby na to ochotę. Nikt nie walił w drzwi, nikt go nie popędzał, co było dla niego naprawdę wyjątkowym luksusem. Podobało mu się to. Jego usta mimowolnie wyginały się w delikatnym, błogim uśmiechu, gdy czuł, jak gorąca woda go otula. To było niezwykle przyjemne.

Jednak w końcu, niestety musiał wyjść z wanny. Była już dwunasta. Nie zamierzał spędzić w ten sposób całego dnia, choć mógł to zrobić. Mógł robić co tylko chciał. Oczywiście, dziś znów zignorował polecenia opiekuna. Jednak konsekwencje były uciążliwe. Brakowało mu laptopa, ale nie zamierzał poddawać się z tak trywialnego powodu. Szybko poznał się na panu Starku. Mężczyzna daruje mu wszystko i da kolejną szansę, żeby pokazać, jaki jest dobry i wyrozumiały. Mógł sobie być dobry i wyrozumiały, ale nic nie wiedział. Nic nie rozumiał. I nie był przyjacielem Petera. Przyjaciele nie zamykają się nawzajem w więzieniach.

Peter wyszedł z łazienki, ubrany w swoje ulubione, mięciutkie dresy i granatowy sweter. Skierował się do kuchni, mając na celu odnalezienie wśród całej góry jedzenia mieszczącej się w lodówce resztki prawdziwego arcydzieła ludzkich rąk, jakim była pizza, którą wczoraj uraczył ich pan Stark, ewidentnie zauważając, jak bardzo zachwycony był nią chłopiec. W domu dziecka nie często zdarzała się okazja na zjedzenie fastfooda. Czasem, dzieci były zabierane na lody, do kina, albo pizzę, ale Peter skutecznie buntował się przeciwko stawaniu się częścią tego społeczeństwa, ucieczkami, lub zwykłym zamknięciem się w pokoju. Nie brał udziału w takich atrakcjach i nie zamierzał udawać, że te dzieciaki i zatrudnione opiekunki są jego rodziną. W nowych domach z kolei nie był raczony takimi rarytasami, jako że był "nieznośny" i "nie zasługiwał na przyjemności".

Peter zatrzymał się w drodze do kuchni, gdy zauważył kobietę. Miała przy sobie wózek z płynami, szczotkami, mopami i artykułami do sprzątania. Gdy podniosła głowę, chłopiec uśmiechnął się do niej grzecznie.

-Dzień dobry- powiedział cicho, a starsza odwzajemniła uśmiech i skinęła głową.

-Proszę się mną nie przejmować, zaraz skończę tu sprzątać- oznajmiła łagodnie, na co uśmiech młodszego poszerzył się.

-W ogóle mi pani nie przeszkadza- zapewnił, odwracając się i wracając do pokoju. Zostawił otwarte drzwi. Podniósł plecak z ziemi, po czym zaczął pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Laptop, trochę ciepłych ciuchów, papierosy. Walizkę i resztę rzeczy odbierze opieka społeczna, gdy policja go złapie, a pan Stark zrezygnuje z adopcji i odda go do domu dziecka.

Peter podebrał też trochę jedzenia z kuchni, a potem po prostu czekał. Najpierw ze szklanką soku pomarańczowego przy wysepce kuchennej, a potem w pokoju, aż w końcu usłyszał kroki i ruch kół wózka. Podniosl się z łóżka, szybko założył trampki i wyszedł na korytarz z kurtką w dłoni.

-Ja też jadę, niech pani zaczeka!- zawołał, a pokojówka uprzejmie zatrzymała dla niego zamykające się drzwi. Chłopiec wsiadł z uśmiechem do windy i podziękował grzecznie kobiecie. Zacisnął dłonie na ramiączkach plecaka, przez chwilę bojąc się, że Jarvis ich zatrzyma, ale winda ruszyła. Odetchnął więc z ulgą i założył kurtkę. Był zadowolony. Tydzień w Wieży był w zupełności wystarczający. Choć nie miał dostępu do swojego sprzętu, milioner na pewno zdejmie blokady, gdy odeśle go do domu dziecka. Nie mógł dawać mu szlabanu, nie będąc jego opiekunem.

Winda zatrzymała się dwa piętra niżej, a kobieta wysiadła, ciągnąc za sobą wózek. Peter odprowadził ją wzrokiem, po czym, gdy drzwi się zamknęły, wybrał przycisk z napisem "parter". Wstrzymał oddech, czekając na to, co się wydarzy, jednak znów wypuścił powietrze z ulgą, gdy winda ruszyła.

Piętro siedemnaste.

Piętro szesnaste.

Piętro piętnaste.

W pewnym momencie, windą lekko zatrzęsło, a zaraz po tym, zatrzymała się pomiędzy piętrem piętnastym a czternastym.

Chłopiec zmarszczył lekko brwi. Znów wcisnął przycisk, ale nic się nie wydarzyło. Nacisnął go jeszcze dwa razy, oddychając nieco szybciej.

-Um... Jarvis?- spytał cicho.

-Nie jest pan uprawniony do samodzielnego korzystania z windy, panie Parker- oznajmiła sztuczna inteligencja. Peter uniósł brwi.

-Nie jestem... a-ale przecież...- zaczął, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego, że jego plan ucieczki nie wypalił- nie, nie, Jarvis, daj spokój, winda już jechała, jestem przecież w środku!- powiedział, znów wciskając przycisk.

-Nie jest pan uprawniony do samodzielnego...

-Wiem, że nie jestem uprawniony!- wykrzyknął ze złością chłopiec, uderzając pięścią w ścianę. Oparł się czołem o ścianę i wydał z siebie głośny dźwięk irytacji i bezradności. Po chwili, wypuścił głośno powietrze.

-Dobrze- mruknął- zabierz mnie spowrotem na górę.

-Nie jest pan uprawniony do samodzielnego korzystania...

-Wiem! Wiem, dotarło! W takim razie, zabierz mnie spowrotem!- warknął chłopiec, tylko po to, by usłyszeć ponownie tą samą odpowiedź. Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę ze swojego położenia. Utknął pomiędzy piętrami. Nie mógł wydostać się z windy, dopóki ktoś inny nie postanowi jej użyć.

-A kto jest uprawniony do korzystania z tej windy?- spytał cicho.

-Jest to prywatna winda pana Starka. Ma do niej dostęp tylko pan Stark, oraz obsługa posiadająca specjalną legitymację- odparł Jarvis. Peter zacisnął zęby. Mało osób nią jeździło. Mógł spędzić tu dużo czasu, zanim ktokolwiek nią pojedzie.

W pewnym momencie, nowa myśl zmroziła Petera. A jeśli będzie tu czekać, aż milioner skończy pracę? Jeśli to właśnie jego opiekun go znajdzie? Co zrobi? Wścieknie się? Będzie z niego kpić? Chłopiec zdecydowanie wolał złość od drwin. Nie znosił, gdy ludzie się z niego śmiali.

Brunecik znów oparł się czołem o ścianę, godząc się powoli z myślą, że nie ucieknie z Wieży. Przynajmniej nie dziś.

Gorące łzy napłynęły mu do oczu. Zaczął cicho szlochać, wciąż oparty czołem o zimną ścianę windy. Nie chciał, żeby ludzie tak nim pomiatali. Nie chciał, żeby traktowano go jak zwierzę, które każdy może kupić i zabrać do domu. Nie szukał już rodziny, nie liczył na nią. Chciał, żeby traktowano go jak dorosłego człowieka, żeby się z nim liczono i nie kontrolowano go na każdym kroku.

*****

1010 słów

Hejka!

Wiecie, jakiego ja mam maindfucka, pisząc to i "I never asked for this" jednocześnie? Będę po tym terapii potrzebować xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Boys Don't CryWhere stories live. Discover now