Rozdział 34

963 108 28
                                    


Rok 1992

Czarnowłosy chłopiec obrzucił pokój zniesmaczonym wzrokiem. Nawet tego nie ukrywał. Zacisnął zęby, idąc za wysokim mężczyzną, który podprowadził go do jednego z piętrowych łóżek.

-Tu będziesz spał. Rozpakuj się- polecił opiekun grupy- światła gasimy o dwudziestej drugiej. Macie być wtedy w łóżkach. Pobudka o piątej rano. O piątej trzydzieści biegamy, a o siódmej śniadanie. O ósmej zaczynają się lekcje. Nie tolerujemy tu spóźnialstwa.

Tony zacisnął zęby, powstrzymując się od teatralnego przewrócenia oczami. Nie powstrzymał jednak zmarszczonych brwi i dłoni zaciśniętych w pięści.

-Rodzinne wizyty odbywają się w ostatnią sobotę miesiąca. Rodzice mogą dzwonić do ciebie codziennie, ty do nich raz w tygodniu.

-To nonsens- prychnął chłopiec, a starszy zacisnął szczękę.

-Może trudno ci się będzie przyzwyczaić, szczeniaku, ale nie toleruję pyskowania!- syknął mężczyzna, podchodząc do dziecka- nawet jeśli jesteś synem samego Howarda Starka, nie masz tu większych praw niż inni. Nie masz tu żadnych praw, nie masz prawa do dyskusji, masz tylko słuchać i wykonywać polecenia, rozumiesz?

Tym razem to piętnastolatek zacisnął szczękę i uniósł dumnie podbródek.

-Nie, nie rozumiem. Nawet nie będę się starać- oznajmił. Mężczyzna wymierzył mu siarczysty policzek, a Tony sapnął cicho. Szybko znów się wyprostował, jednak przezornie cofnął się o parę centymetrów.

-Zrozumiesz. Nie takich twardzieli już łamałem. Rozpieszczony chłopczyk z dobrego domu nie jest żadnym wyzwaniem- powiedział mężczyzna, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju, rzucając po drodze "łazienka jest na drugim piętrze".

Tony znów rozejrzał się po pokoju. Znajdowało się w nim dziesięć piętrowych łóżek z metalowych prętów, a do każdego z nich przyczepiona była drewniania półka z zaokrąglonymi brzegami i kątami. Wszyscy mu się przyglądali. Niektórzy z obojętnością i pewną dozą pogardy, niektórzy z okrutnym rozbawieniem, ale wszyscy jednogłośnie patrzyli na niego z niechęcią. Tony nie pozostał im dłużny, znów unosząc podbródek i odwracając się tak, by nie pokazywać wszystkim czerwonego śladu po uderzeniu.

-Dzień dobry- mruknął, zdecydowanie zbyt wyniośle, by można to uznać za szczere przywitanie. Zmierzył wszystkich dookoła wzrokiem, a następnie podszedł do swojego łóżka i odłożył walizkę na materac. Z dużym niesmakiem zauważył, jak sprężyny zaskrzypiały, oraz to, że materac nie ugiął się tak jak ten w domu. Był więc dużo cieńszy i twardszy.

-A więc to naprawdę ty- rzucił jeden ze starszych nastolatków, zaskakując z łóżka i opierając się o barierkę łóżka czarnowłosego. Uśmiechnął się, ale nie było to zbyt przyjazne. Tony westchnął, otwierając walizkę- Anthony Stark, syn Howarda Starka.

-Tony. Może być Tony. Albo wcale. W zasadzie, wolałbym wcale, jeśli można- odparł chłopiec, uśmiechając się krzywo. Zaczął ostrożnie wyciągać książki z walizki i układając je na półce. Choć dostał kilka kompletów paskudnego szkolnego mundurka, zupełnie innego niż elegancki granatowy garnitur, który nosił w szkole w Nowym Jorku, miał też ze sobą kilka wyprasowanych koszul i wyjściowe spodnie.

Starszemu uśmiech zszedł z twarzy. Zmarszczył lekko brwi.

-Wydaje ci się, że jesteś lepszy od nas?- rzucił, a jego spojrzenie ściemniało. Piętnastolatek wywrócił oczami, nie obdarzając starszego ani jednym spojrzeniem.

-Nieee...- mruknął, przeciągając ostatnią literę- ja wiem, że jestem od was lepszy.

Chłopiec wyciągnął z walizki paczkę chusteczek antybakteryjnych. Jarvis, ich lokaj, pakował mu je zawsze, gdzie tylko by się nie ruszył. Nie był więc zdziwiony, że jadąc do tej beznadziejnej szkoły też odnalazł je w torbie. Kiedyś nieco go to drażniło, ale teraz był wdzięczny. Z nonszalancją przetarł nią półkę, a potem, po chwili zastanowienia, wyciągnął kolejną chusteczkę i dokładnie wytarł w nią dłonie i uderzony policzek. Kto wie, jakie zarazki tu na niego czekały.

Boys Don't CryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz