Rozdział 44

757 103 31
                                    


-Tak, proszę?- spytał Tony, gdy jego telefon zadzwonił dokładnie o ósmej czterdzieści dziewięć.

-Panie Stark- zaczął mężczyzna po drugiej stronie, a milioner rozpoznał głos dyrektora Midtown- Petera nie ma w szkole. Czy wie pan o tym?

Mężczyzna zesztywniał.

Nie widział Petera od wczoraj. Czekał do późna, licząc, że chłopiec wyjdzie z pokoju i będzie chciał z nim porozmawiać, ale nie doczekał się. A rano... chciał dać mu trochę przestrzeni. Zostawił liścik o tym, że Peter może odpuścić sobie szkołę, ale chłopiec wyszedł, zanim milioner zdążył go zobaczyć. Uznał więc, że chłopiec nie skorzystał z jego oferty, żeby go nie oglądać. Ale Happy zadzwoniłby do niego, gdyby nastolatek nie pojawił się rano na parkingu, więc musiał spędzić noc w Wieży i musiał pojechać do szkoły.

Mimo to, Tony przełknął zaskoczenie i przyjął lekką barwę głosu.

-Tak, tak, oczywiście, wiem o tym. Zapomniałem go zwolnić, Peter źle się czuje. Wolałem zostawić go dziś w domu- zapewnił miękko, jednocześnie tupiąc nerwowo, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę. Nie miał teraz na to czasu, ale nie mógł pozwolić, żeby cokolwiek wyglądało podejrzanie.

Dyrektor przyjął to wytłumaczenie bez pytań, a gdy tylko rozłączył się, milioner pobiegł do pokoju Petera. Łóżko wyglądało tak, jakby nikt się w nim nie kładł. Tony zacisnął usta, rozglądając się po pokoju. Rzucił mu się w oczy brak laptopa na biurku i choć wiedział już dobrze co to oznacza, podszedł do szafy i otworzył ją, żeby zastać jedynie brak ubrań chłopca. Zacisnął mocno szczękę. Zdawał sobie sprawę z tego, że to bezcelowe, ale i tak wyciągnął telefon i wybrał numer Petera.

Zadzwonił pierwszy raz.

Drugi.

Trzeci.

Poddał się.

Wypuścił powietrze, zamykając oczy. Czuł się winny. To było oczywiste. Z jego winy dzieciak uciekł i teraz jest w niebezpieczeństwie, sam, załamany i wystraszony, zdany tylko na siebie. Ale poza poczuciem winy, Tony czuł też strach. Peter zabrał laptopa. Milioner nie miał pojęcia, jak mu się to udało, ale wiedział, co oznacza brak komputera. Chłopiec nie potrzebował samotności. Nie potrzebował ochłonąć.

On po prostu nie zamierzał wrócić.

Cholera.

Tony wybrał kolejny numer.

-Happy, odwiozłeś dzieciaka do szkoły?- spytał, nawet nie kryjąc napięcia w głosie.

-Tak. Nie spóźniliśmy się. Coś się stało, Tony?

-Dzieciak zwiał. Zabrał rzeczy i laptopa. Wyślę ci zaraz adresy kilku miejsc, do których Peter lubi uciekać. Poszukaj go tam, ale nie zabieraj go. Daj mi tylko znać gdzie jest i poczekaj na mnie. Sam muszę z nim porozmawiać- nakazał, po czym chciał się rozłączyć, ale zawahał się. Przyłożył słuchawkę do ucha.

-Miał na sobie czapkę?- spytał.

-Um... nie. Nie, nie miał- odparł Happy, a Tony zaklął cicho i tym razem rozłączył się, a następnie rzeczywiście napisał kilka adresów. Adres magazynu, lombardu, w którym Peter lubił sprzedawać kradzione rzeczy i kilka innych miejsc, po których chłopiec często się kręcił.

A potem, we względnym spokoju napisał wiadomość do swojej asystentki, żeby przełożyć wszystkie spotkania i dać znać, że będzie dziś niedostępny. Wziął swój komputer z sypialni, usiadł przy stole w jadalni i otworzył system Jarvisa, żeby, czego całkowicie się spodziewał, zmierzyć się z bałaganem i haosem, jaki stworzył w nim Peter. Później mu się za to dostanie.

Boys Don't CryWo Geschichten leben. Entdecke jetzt