Rozdział 5

1.8K 138 177
                                    

Peter zacisnął usta i uderzył pięścią w drzwi. Nie zdążył zapalić, a teraz bardzo żałował. Zabrano mu papierosy, więc nie miał żadnego sposobu na odreagowanie. Nie mógł się uspokoić i czuł, że zbiera mu się na atak paniki. To było za dużo. Bał się. Spędził tu noc, choć nie przespał ani minuty. Nie wiedział, co ma teraz zrobić. Był głupi, tak strasznie głupi, że wrócił do tego budynku. Ale to był przecież Iron Man. I tak by go znalazł!

Byli tu też inni. Więźniowie z super mocami, mutanci, dużo starsi od niego. Próbowali go zaczepiać, ale szybko im się znudziło. Mimo to, Peter się bał. Bał się tych ludzi. Czuł się przez nich młodszy i bardziej bezbronny niż był. Nie chciał tu być. Po raz pierwszy, naprawdę chciał wrócić do domu dziecka.

Nie czuł się winny. Nie zrobił nic złego. Był po prostu wkurzony.

Zmarszczył brwi, gdy usłyszał, jak ktoś wchodzi na korytarz. Szybko rozpoznał głos milionera, który niedługo potem, razem z dyrektorem Tarczy pojawił się przed jego celą. Peter odsunął się od drzwi, marszcząc gniewnie brwi.

-Zapraszam, panie Parker- oznajmił dyrektor, otwierając drzwi celi i wyciągając kajdanki z tylnej kieszeni spodni. Peter przewrócił oczami, splatając ramiona na klatce piersiowej i pokręcił głową ze złością.

-Ani mi się... ah!- chłopiec sapnął, gdy mężczyzna jednym ruchem wykręcił mu rękę, przycisnął dziecko do ściany i założył mu kajdanki na nadgarstki.

-No, idziemy- rzucił, klepiąc chłopca po ramieniu.

-Pierdol się!- warknął Peter, szarpiąc się lekko.

-Słyszycie?! Maluszek gryzie!- zawołał ktoś, a więźniowie w celach roześmiał się. Tony zmarszczył brwi, widząc, jak Peter wciąga powietrze i mimowolnie się kuli. Podszedł do dziecka, złapał go delikatnie za ramię i poprowadził obok siebie, wymaszerowując z celi, a potem szybko przechodząc do następnego pomieszczenia. Poczuł, jak młodszy lekko drży i zacisnął szczękę. Nie powinni byli zostawiać go tu na noc. Kilka godzin w zupełności by wystarczyło. Nie powinni zostawiać dziecka samego na całą noc z bandą kryminalistów.

Tony posadził chłopca na krześle. Peter zacisnął usta, marszcząc brwi i odwracając wzrok. Milioner uśmiechnął się z politowaniem. Chłopiec się obraził. To tylko przypominało mu, jakim dzieciakiem był jeszcze Peter.

-Zabiorę cię stąd, Bambi, co ty na to?- spytał łagodnie milioner. Młodszy podniósł na niego pytające spojrzenie, wkładając całą swoją siłę woli w to, by nie zacząć błagać. Nie chciał spędzić tu ani chwili dłużej.

-Dokąd?- szepnął, znacznie słabiej niż zamierzał.

-Mam zamiar zabrać cię do siebie, Peter. Zaopiekuję się tobą- oznajmił Tony. Brunecik przyglądał mu się przez chwilę. Zamrugał. Spuścił głowę. Posłał zdezorientowane spojrzenie mężczyźnie i pokręcił głową.

-Nie. Nie, nie, nie zgadzam się, nie ma takiej opcji. Nie chcę- powiedział szybko, ciskając w obu mężczyzn gniewnym spojrzeniem.

-Nie żebyś miał jakiś wybór, Peter- zauważył Nick, podchodząc do dwójki.

-Że co?!- syknął chłopiec.

-Pan Stark z jakiegoś powodu chce ci pomóc. Możesz przyjąć jego pomoc, albo zostać tutaj. Uwierz mi, chłopcze, nie uciekniesz z miejsca, do którego chciałem cię odesłać- powiedział, a młodszy sapnął z niedowierzaniem, marszcząc brwi. Wiedział, że mężczyzna ma rację. Ucieczka z domu dziecka była banalna, ale tam nie było krat w oknach, zamkniętych drzwi i strażników.

-Pierdol się!- syknął znowu, opadając z rezygnacją na krzesło.

-Moim zdaniem, bachorom jak ty wystarczyłoby przetrzepać tyłek pasem, ale ty masz wielkie szczęście, bo pan Stark postanowił rozegrać to inaczej. Jeśli jesteś tak mądry, na jakiego pozujesz, na pewno wiesz, że to twoja ostatnia szansa na dobre życie, a my nie zamierzamy tracić czasu, więc chcę usłyszeć jedno. Obiecaj, że będziesz grzeczny- rozkazał ciemnoskóry, a Tony pozwolił mu na to, stawiając dwa kroki w tył. Może dzieciakowi dobrze zrobi zabawa z dobrego i złego glinę.

Boys Don't CryTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon