PROLOG

294 25 111
                                    


Słodkawy odór krwi dotarł do jej nadwrażliwego nosa, gdy tylko mężczyźni w szkarłacie otworzyli potężne, mahoniowe wrota. Spojrzała do środka, przechylając się lekko, lecz nie ujrzała niczego konkretnego; bezbrzeżna pustka zalewała pomieszczenie swym bezmiarem, a liche przebłyski światła z zewnątrz nie dawały sobie rady ze spowijającą wszystko czernią. Dziewczyna, zawahawszy się najpierw, ruszyła zdecydowanie przed siebie, w drobnej, drżącej ze strachu dłoni trzymając różdżkę. Jeden krok i jesteś w środku, cichy głos odezwał się w jej głowie, zagrzewając tym samym do walki. Musiała pokonać wszelkie bariery, jakie miała w sobie, wejść do środka i postarać się przeżyć. Plan wydawał się banalnie prosty, ale posępny welon ciemności narzucony na pokój odejmował jej odwagi. Czy bała się mroku? Nie. W przerażenie wprawiało ją jednak wszystko to, co za jego kurtyną mogło się ukrywać. Oczyma wyobraźni stworzyła w swej głowie dziwaczne kształty krwiożerczych stworzeń, które tylko czekały na przekąskę.

Vesna zmusiła się, by postawić krok do przodu, gdy mężna sylwetka tuż obok pospieszyła ją teatralnym chrząknięciem. Już prawie znalazła się w środku, gdy nagle czyjaś dłoń znalazła się na jej przedramieniu. Odwróciła się gwałtownie, mając ochotę zganić śmiałka, który powstrzymał ją przed próbą. Zamarła w bezruchu z miną połowicznie uformowaną w gniewny grymas i dała się odprowadzić od drzwi.

— Jak się tu znalazłeś? — szepnęła zdezorientowana, siląc się przy tym na rozważny ton głosu. Chciała zabrzmieć poważnie i spokojnie, by odwrócić zapewnić go, iż wie, co robi.

— Nie mogłem dopuścić, żeby moja ulubienica weszła do Komnaty bez pożegnania — odparł zwyczajowo, choć dla niej to był najlepszy dźwięk, jaki tylko mógł rozbrzmiewać pod dachem Instytutu. W dodatku nazwał ją "ulubienicą". Poczuła, jak to słowo wibruje jej gdzieś pod czaszką, a policzki robią się natrętnie czerwone. Nie był to jednak typowy, ładny rumieniec, który zalewa twarze krasnych niewiast znanych z sielankowych malowideł. Buraczana plama wyraźnie kontrastowała na jej bladej cerze, sprawiając, iż Vesna wyglądała jak spalony kurczak. Nie zwiesiła jednak potulnie głowy, a zamiast tego wbiła swoje przenikliwe spojrzenie w jego twarz.

— Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, uczycielu.

— Na pewno nie przyniesiesz mi wstydu. Prawda? — rzekł ciepło, choć w jakiś sposób cierpko, jakby upewniając się, czy Vesna na pewno da radę. Czy mogłaby nie dać? Od pięciu lat uczono ją, by mogła tego chwalebnego dnia stanąć tuż pod drzwiami Komnaty, a później stawić czoła temu, co znajdowało się wewnątrz. Próba była rutynowym sprawdzianem dla piątych klas, gdzie rocznik miał wykazać się swymi umiejętnościami czarodziejskimi. Niemniej jednak, forma testu była nieznana i w dodatku spersonalizowana wobec największych strachów danego ucznia. Nie można więc było się właściwie przygotować, a i jakiekolwiek obejście zaliczenia nie wchodziło w grę. Układ był prosty: albo przetrwasz, albo wylecisz.

— Nie przyniosę, obiecuję — zapewniła go niemalże błagalnie. Zganiła się w myślach za ten piskliwy głos, który przeciął powietrze jak strzała i zawisł w nim niczym widmo bliskiej porażki. Zabrzmiała jak idiotka.

— Jesteś gotowa? — zapytał kontrolnie, posyłając wymowne spojrzenie dwóm niecierpliwiącym się strażnikom, którzy pilnowali wrót wiodących do Komnaty.

— A czy wyglądam jakbym była gotowa? — brzmiała prawie na zdesperowaną. Tak bardzo się bała; nie był już to jednak niepokój związany z samą próbą, a faktem, że go zawiedzie. Miała ochotę upaść na kamienną posadzkę i wyć, bo ból związany z rozczarowaniem jego nadziei zdawał się niemal fizyczny, cielesny.

— Wyglądasz, jakbyś przed chwilą zjadła całą tabliczkę czekolady — odparł, śmiejąc się cicho i wskazując przy okazji na jej polik, na którym widniały ślady po słodkościach.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Where stories live. Discover now