HOGSMEADE

56 9 34
                                    


Oczy miał zachmurzone jak niebo podczas potężnego sztormu. Starał się na niego nie patrzeć, wbijając wzrok w pustą przestrzeń przed nimi, zawieszając swoje spojrzenie na przypadkowych przedmiotach. Kant podniszczonego stolika, obdrapana biała farba nieopodal jednego z łóżek, materiałowy parawan. Nagle, jak zauważył Neil, wszystko to wydawało mu się fascynujące. Lumiere podążał wzrokiem za jego coraz to nowszymi obiektami westchnień, próbując dotrzymać mu kroku w tej wielkiej gonitwie spojrzeń.

Nie mógł go jednak za to winić. Ton Neila, jego ostre, stalowe wręcz wejrzenie, oraz wymuszona ignoracja były jedynie grą, choć najwyraźniej wyjątkowo solidną i przekonującą.

Mimo że tego nie zdradził, a raczej starał się do tego nie dopuścić, na widok Ernesta jego serce postanowiło odtańczyć flamenco i rzuciło się w dziki wir hulaszczego tańca, podskakując, kłując i doprowadzając samego Neila do szału. Nie chciał tak reagować, nie znajdował w sobie żadnych przyczyn, dla których taka reakcja byłaby logiczna czy uzasadniona, a jednak... Nie mógł oderwać od niego wzroku, nie mógł przestać rozpływać się nad faktem, że Ernest o nim pomyślał. I te cholerne rogaliki! Jak on uwielbiał rogaliki...

Pozostawała jednak kwestia niecierpiąca zwłoki, która wymagała natychmiastowego wręcz wyjaśnienia. Neil nie chciał go dłużej wodzić za nos, więc w wyuczonym geście przygładził materiał wykrochmalonej pościeli i westchnął.

— Chciałbym wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś.

— Dlaczego tu przyszedłem? — odezwał się cicho Ernest.

— Nie. Pytam, dlaczego rzuciłeś się na Aresa.

— Bo to dupek.

— Ernie... — zaczął łagodnie i po chwili zganił siebie za użycie tego zdrobnienia. — To znaczy... Blackwood. Doskonale wiesz, że to nie jest wymówka, którą możesz zaprezentować mnie.

— Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć.

— Wcale od ciebie tego nie oczekuję. Świata nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Ludzie od tego wariują. Chciałbym po prostu wiedzieć, co... Co się stało. Tam w środku. W sensie w twoim wnętrzu. Byłeś taki spokojny przez cały czas, a nagle... Nagle się złamałeś.

— Niektórych bitew, nawet tych wewnątrz nas, nie da się wygrać.

— Przeczytałeś to we wróżbie z chińskiego ciasteczka?

— Neil, jesteś bezlitosny.

— Chcę się po prostu dowiedzieć, a ty przestań zasypywać mnie takimi bzdurami i po prostu mów.

— Boję się, że mnie znienawidzisz... — wyszeptał i wbił w niego swój wzrok. Neil mógłby przysiąc, że w oczach Ernesta szkliły się łzy. — Czy ja... Czy ja cię przestraszyłem? Byłem przerażający?

— Wiesz, dość szybko ulotniłem się z imprezy — mruknął sarkastycznie. — Ale nie przeraziłeś mnie, Ernest. Martwiłem się. Ale nie, nie potrafiłbym się ciebie bać.

— Ale kiedyś...

— Kiedyś — uprzedził go — bałem się ognia i nadal się boję, ale ty nie jesteś ogniem. Jesteś bardziej jak woda.

— Dlaczego?

— Kiedyś ci to wyjaśnię, a teraz błagam - mów albo rzucę w ciebie rogalem.

— W porządku. Uwierz mi, mogę znieść, gdy ktoś ze mnie szydzi albo się ze mnie śmieje. Nie powiem, że nie mam z tym problemów i dziś rano Ares wyraźnie testował wszystkie moje granice, ale moje granice kończą się tam, gdzie pojawia się twoje bezpieczeństwo.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Where stories live. Discover now