WYBUCHY

86 12 19
                                    

Neil Lumiere naprawdę próbował. Próbował cieszyć się życiem, robić wszystko tak, jak powinien, być wzorowym uczniem i nie przynosić nikomu niepotrzebnych kłopotów. Próbował. Jak zwykle - z marnym skutkiem. Nie wiedział, co się stało i jak właściwie się to wydarzyło. Rano wstał z dobrym zapałem, nienagannym entuzjazmem. Pierwsza lekcja minęła, jak powinna. Zgłosił się nawet z poprawną odpowiedzią, pokonując swoją obezwładniającą nieśmiałość. Ten dzień naprawdę zapowiadał się nieźle. Perfekcyjna iluzja kilku godzin umysłowego, jak i fizycznego zmęczenia, by później oddać się rozkoszy czytania książek w bibliotecznym zaciszu. Naprawdę wszystko wskazywało, że ten dzień będzie szybki, bezbolesny i całkiem, całkiem dobry. Nie miał więc zielonego pojęcia, jak doszło do stanu, gdzie ten przeklęty Ernest sterczał mu nad głową, wykrzykując do ucha proporcje, Vesna piorunowała wzrokiem Toma Riddle'a, a on co chwilę wytykał Neilowi, co robi źle. Co jakiś czas w powietrze wzbijała się jakaś misa, fiolka czy przypadkowy składnik, gdy Vesna traciła cierpliwość do Riddle'a. Ten po kryjomu odbijał jej wszelkie ataki i czasem specjalnie tłukł jakieś naczynie, byleby tylko Fatalieva musiała posprzątać. Wtedy Ernest denerwował się jeszcze bardziej i przybliżał się niebezpiecznie w ten sposób, że Lumiere musiał się nagle oddalić.

— Mógłbyś tak się na mnie nie pchać? — mruknął zawstydzony, a jego twarz tonęła w buraczkowej, przesyconej czerwieni. — I nie gap się tak na mnie...

— Nie gapię się i nie pcham. Po prostu analizuję, co tworzy się w naszym kociołku — odrzekł ze stoickim spokojem, gdy nagle nad naczyniem pojawiła się Vesna.

— Daj, ja to zrobię — wyrwała mu mieszadełko z ręki.

— Vesna, nie... — nie zdążył dokończyć, gdy bez rozmysłu wetknęła przyrząd prosto do naczynia, w którym płyn niespokojnie zawrzał. — To trzeba robić delikatnie.

— Dobrze, dobrze. Będę to robić delikatnie — dodała, po czym znów zaczęła dziko szamotać mieszadełkiem. — Ym... Kolor powinien mieć perlisty blask, a to wygląda jak... Bagno. Chyba gdzieś popełniliśmy błąd.

— Ty popełniłaś — odparł gorzko Riddle, po czym wskazał na mniejszy kociołek przed sobą. — Ja zrobiłem wszystko dobrze.

— Mieliśmy robić razem — warknęła w jego kierunku i próbowała wyrwać kociołek z jego dłoni. Zrobił szybki unik i zbliżył się do niej na tyle, by Slughorn nie mógł nic usłyszeć.

— Przestań zachowywać się jak dzikuska, którą zresztą jesteś, i choć raz udawaj cywilizowanego człowieka.

Neil poczuł w sobie dziwną chęć, by im przerwać i niejako stanąć po stronie Vesny. Była dla niego miła... Całkiem. Ale nie umiał się przeciwstawić ślizgonowi. Słyszał o Tomie wiele różnych, często paskudnych rzeczy i bynajmniej, nie były to puste, bezmyślne plotki.

— Dobra, dość, bo się pozabijamy — mruknął w końcu Ernest.

— Nie mam nic przeciwko — rzuciła Vesna, ale odsunęła się od kociołka. — Dobra, to może ten wylejemy, a ten dobry zostawimy?

Riddle wydał z siebie cierpiętnicze westchnienie. Emanował tak wielką niechęcią do tej dziewczyny, że można to było uznać za szkodliwe promieniowanie.

— Brawo — syknął Tom. — Wpadłaś na to sama?

— Nie. Zaraziłam się twoją wspaniałomyślnością — burknęła pod nosem, ale odsunęła się i chwyciła w ręce naczynie. — Wyleję to badziewie, bo jeszcze coś się sta...

Huk, bliżej nieopisany dźwięk, potężny wstrząs, a następnie ten charakterystyczny swąd dymu, gryzący w gardło i nos. Nie wiedział, kiedy poleciał wprost na podłogę, a raczej kiedy został na nią popchnięty. Coś przyszpiliło go do posadzki, a on nie miał zamiaru z tym walczyć. Po chwili jednak zreflektował się, że nie był to żaden misterny przedmiot, a ciało. Ludzkie, żywe ciało.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon