ZBRODNIA I KARA

65 8 22
                                    

— Czy wyście powariowali?!

Zdołał usłyszeć ją z końca korytarza. Wyglądała na przerażoną; ciemne, kręcone włosy okalały jej oliwkową twarz skrzywioną w delikatnym grymasie. Widząc ich, przyspieszyła i puściła się biegiem. Jej kroki odbijały się echem, niosąc się przez Hogwart intensywnym dudnieniem.

— Czy wyście do reszty zgłupieli? — powtórzyła, tym razem brzmiała jednak żałośnie słabo. Ernest widział wszystkie te emocje wymalowane na jej twarzy - strach, zwątpienie, istną trwogę. Sam czuł się podobnie. — Co się stało?

Zbyła ją głucha cisza. Hamsa odwróciła wzrok, Fleamont wbił spojrzenie w posadzkę, Vesna przestąpiła z nogi na nogę i usilnie starała się nie patrzeć na Euphemię.

— To moja wina — odparł w końcu Blackwood. — To wszystko moja wina, Euphie.

— Co się stało? — powtórzyła z naciskiem.

— Ja... Ares się stał. Zaczepiał nas. Próbowaliśmy go ignorować. Przysięgam, że próbowaliśmy, ale on... On chciał przestraszyć Neila, podpalił kawałek trawy i... I wtedy rzuciłem się na niego. Nie wiem. Nie pamiętam. Wpadłem w jakiś szał. Nie... Nie mogłem przestać. On próbował skrzywdzić Neila, rozumiesz? Musiałem... Musiałem coś zrobić, Euphie. Nie bądź zła. A jeśli chcesz być zła, to bądź zła na mnie, ale nie na nich.

Euphemia wyprostowała się jak struna i przyjęła tajemniczy wyraz twarzy. Była zła, zasmucona, rozczarowana? Ernest nie umiał określić.

Nagle wyciągnęła swoje ramiona i objęła go delikatnie, jakby był zrobiony z porcelany i mógł się rozpaść w każdym momencie.

— Już dobrze — wyszeptała mu do ucha, gładząc go delikatnie po plecach. — To nie twoja wina.

— Oczywiście, że to nie jego wina — oświadczył Fleamont. — To ten dupek, Ares. To wszystko on.

— Ale to wy stoicie teraz przed gabinetem dyrektora — zauważyła Euphemia i westchnęła ciężko, nadal przytulając do siebie Ernesta. Oderwał się od niej delikatnie i posłał jej słaby uśmiech. — Już lepiej?

Kiwnął głową i zerknął na pozostałą trójkę: zakrwawioną Vesnę, która wdarła się miedzy Aresa a Ernesta, próbując ich rozdzielić; Hamsę, która wyglądała na nieziemsko wycieńczoną i Fleamonta, który, no cóż, zdawał się wyjść ze szwanku z tej całej sytuacji.

— Przepraszam. Będziecie mieli przeze mnie kłopoty — wybąkał niewyraźnie Blackwood i schował twarz w dłoniach. — Na gacie Gryffindora... Naprawdę nie chciałem tego zrobić.

— Hej, stary — zaczął Potter — nie powiem, że nic się nie stało, bo stało się zbyt wiele jak na jeden dzień, ale to nie jest twoja wina, jasne? Zaatakował naszego kumpla. Działaliśmy w samoobronie.

— No właśnie — podchwyciła Euphemia. — Co z Neilem?

— Jest w Skrzydle Szpitalnym — odparła Vesna. — Nie wiem dokładnie, co mu się stało, ale jak wybuchł pożar, musiał się przestraszyć. Znalazłam go leżącego na ziemi. Po chwili zemdlał.

— A Ares?

— Zaczął lamentować, jak to on — przewróciła oczami Hamsa. — I też zabrali go do Skrzydła, ale podobno Dippet się wkurzył. Chce nas zobaczyć natychmiast. Wszystkich.

— Ciebie też powinni opatrzyć, Ernie — odrzekła Euphemia z tak dużą troską w głowie, że Ernestowi zrobiło się słabo. Uwielbiał Ollivander bardziej niż siebie samego.

— Nie. Jest w porządku. Nie boli. Dam radę.

— Na moje oko masz złamany nos — wskazała Euphemia, zbliżając się odrobinę. — Uu, z tego wyjdzie okropny siniak.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz