VANITAS VANITATUM (CZĘŚĆ DRUGA)

57 7 8
                                    

Zmierzch zdążył otoczyć Hogwart najczulszym pocałunkiem, kiedy Vesna dotarła do lochów. Nieprzejednane ciemności, gdzieniegdzie jedyne ustępujące lichemu światłu pochodni, nie sprzyjały w odnalezieniu się pośród sieci korytarzy, przejść i zaułków prowadzących do mniejszych piwniczek czy dawno nieużywanych już pomieszczeń tonących jedynie w kurzu i kruchości minionych wspomnień.

Zdawało jej się, że brodzi w smole, mimo narzuconego przez siebie zabójczego tempa. Wraz z dzikim biciem serca zamierało wszystko dookoła, a do jej umysłu dochodziły jedynie niewarte szczegóły niczym w animowanym filmie - klatka po klatce. Tu zawieszona nonszalancko pajęczyna, gdzie indziej czyjś krawat rzucony w samym kącie. Nie zdążyła nawet porządnie zastanowić się, czy był to owoc miłosnego pożądania, czy krawego aktu agresji.

Ares wyrósł przed nią nagle z przerażającym półuśmiechem wykrzywiającym lewą część jego twarzy.

— Kazałaś mu na siebie czekać — szepnął jej prosto do ucha, odgarniając przy tym splątany kosmyk włosów. — On tego nie lubi.

Nie miała siły rzucić mu nawet nienawistnego spojrzenia. Stanęła jedynie zdezorientowana, będąc gotowa zaraz się rozpłakać.

— O co, kurwa, chodzi? Ja chcę tylko mojego kota.

— Wydaje mi się, że zadarłaś ze złą osobą.

— A mnie się wydaje, że nikt ci dawno nie przypierdolił.

Ares zrobił nieco kwaśną minę, podnosząc ręcę jakby w geście poddania się, ale Vesna doskonale wiedziała, że to najzwyklejsza kpina.

— Tędy — rzucił raczej gorzko, skręcając w jeden z ciemnych korytarzy. Wyciągnął różdżkę, po czym zastukał w kilka cegieł. W rezultacie utworzyły mahoniowe drzwi z inicjałami, które Fatalieva znała aż za dobrze. — Wejdź do środka.

Zrobiła, co rozkazał, bez najmniejszego choćby zawahania, wpadając do paszczy lwa, a może bardziej do gniazda węża.

Riddle siedział beztrosko przy biurku, trzymając w bladych, niemal alabastrowych dłoniach wiekową, opasłą księgę. Wyglądał na niezwruszonego jej obecnością. Na pewno nie sprawiał wrażenia, jakby jej oczekiwał.

— Cieszę się, że przyszłaś — zaczął, na co Vesna parsknęła śmiechem. O dziwo, Tom zdołał jej zawtórować.

— To było dobre, Riddle.

— Wiem, tak myślałem, że ci się spodoba — odparł enigmatycznie, nie unosząc nawet oczu znad tekstu. — Rozgość się. Rozejrzyj.

To słowo zadziałało niczym zaklęcie, a gryfonka prędko zreflektowała, jaki był cel tej wizyty. Żołądek ścisnął jej się, gdy tylko wzrok zawędrował na starannie zaścielone łóżko, na którym leżał Nikczemnik. Podbiegła do niego niczym zatroskana matka i od razu zanurzyła dłoń w jego sierści. Zwierzę nie poruszyło się jednak. Nie miałknęło nawet, nie otworzyło ślepi.

— On nie żyje... — wyszeptała krucho i podniosła się od razu. — Zabiłeś go! Zabiłeś mojego kota!

Tom nie zdążył się nawet odezwać, gdy Vesna w prymitywnym geście zrzuciła go z fotela, sprawiając, że księga przeleciała bezwładnie gdzieś w kąt dormitorium, a Riddle znalazł się niemalże pod nią. Zaczęła okładać go pięściami, wrzeszcząc wściekle i tłumiąc napływające do oczu łzy. Tom, jakby spodziewał się dokładnie takiej reakcji, zręcznie podniósł swoją różdżkę i umieścił ją tuż przy gardle dziewczyny, która nia skończyła się szarpać i tłuc rękoma na oślep.

— Uspokój się — warknął. — Żyje.

Przestała natychmiast, zamierając niczym posąg.

— Kłamiesz.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Where stories live. Discover now