Jakby wieczór nie przyniósł wystarczająco wiele zwrotów akcji, impreza przeniosła się prosto do Pokoju Wspólnego Slytherinu, a wraz z nią cała gryfońska paczka.
Tuż po koncercie, gdy już chcieli zgodnie udać się do wyjścia, zaczepił ich Achille, uśmiechajc się szeroko do całej grupy:
— Dziękuję Wam wszystkim za przyjście. Wsparcie tłumu jest niezwykle cenne, ale to pierwszy rząd zazwyczaj odwala większość roboty, a wy byliście wprost genialni. Chodźcie, znamy doskonały skrót do zamku. Nie trzeba będzie marznąć na tym wietrze — kiwnął ręką, by poszli za nim i sam zniknął za kurtyną. Kilka warstw weluru prowadziło do niewielkiego pomieszczenia, które aż do złudzenia przypominało składzik; przebywał tam jednak zespół i wszelkie instrumenty. Nikolas Jones rozłożył się na zapadniętej, zielonkawej kanapie, dysząc ciężko. Perkusista położył się centralnie na nim, wdychając solidnymi haustami powietrze.
— Ty, Ares, wszystkich znasz — zwrócił się do brata gitarzysta — ale przedstawię twoim znajomym całą resztę. Nasza największa diva, najpiękniejsza twarz i zasłużenie najniższy wzrost - Nikolas Jones, panie i panowie!
Niko kiwnął dłonią i szybko dodał pod nosem:
— Sam doskonale wiesz, że te braki we wzroście matka natura odbiła mi gdzie indziej.
— Jak mówiłam, diva — wymruczał pod nosem i po kolei wskazał na dwójkę ślizgonów: — Najlepszy perkusista pod słońcem, Nathaniel Fraser. I nasz cudowny basista - Narcissus Parkinson. W skrócie Cissy.
Wszyscy zaczęli się po kolei przedstawiać, a malutką przestrzeń zapełnił gwar oraz przekrzykiwanie się. Vesna skupiła się, by wypatrzeć w całej tej wyjątkowej scenerii Toma, ale ten musiał się już gdzieś ulotnić. Odnotowała ten fakt raczej z ulgą. Przeniosła ponownie wzrok na członków zespołu - Fraser był wysokim, szczupłym młodzieńcem o złotawych, prawie rudych włosach i delikatnym zaroście. Gdyby nie rozbieżność nazwisk, mógłby uchodzić za starszego brata Neila. Cissy Parkinson miał natomiast nieco dłuższe włosy opadające mu łagodnie na ramiona i wesołe, skrzące się tęczówki, których ciemna barwa kontrastowała z blondem czupryny.
— No dobra — odparł w końcu Jones, podnosząc się z kanapy. — Chodźmy więc. Szkoda czasu do stracenia. Czeka na nas w końcu afterparty.
⭒ ⭒ ⭒
Tajemnym przejściem okazał się długi, mroczny i wilgotny korytarz, który ciągnął się w nieskończoność pod ziemią. Krople strugami spływające po kamiennych ścianach i mglisty blask nielicznych pochodni dodawały temu miejscu pewen niewypowiedziany, ponadczasowy urok.
Choć czuła się rozgrzana po koncercie i całym wieczorze nieoczekiwanych zwrotów akcji i wrażeń, Fleamont opiekuńczo zarzucił na jej ramiona marynarkę. Szli razem wraz z Euphemią oraz Hamsą, puszczając wszystkich pozostałych przodem.
— Nie spodziewałam się takiego zachowania po Aresie — przyznała pod nosem Bhasin. Ogień błyszczał w jej czarnych, bezdennych oczach niemalże zalotnie. — Ostatnio ciągle zachowuje się jak skończony dupek, a dziś...
— Tak, też o tym myślałam — dorzuciła szeptem Euphemia, marszcząc czoło. — Przy bracie zachowuje się zupełnie inaczej.
— Nie możemy dać się oczarować — przyznał zachowawczo Potter. — Może ma w tym zachowaniu jakiś interes.
— Ci ślizgoni z zespołu wydają się mili — zauważyła Vesna.
— Tak, brat Aresa jest całkiem słodki — odparła Euphemia, rumieniąc się nieznacznie.
— Nie jest — wysyczał lodowato Fleamont. — Nie jest nawet w połowie tak przystojny jak ja!
— Cicho! — zganiły go równocześnie Hamsa i Vesna, chcąc zachować konspiracyjną rozmowę przed grupą idącą przodem.
YOU ARE READING
❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)
Fanfiction❛Lubił nazywać ją trucicielką, a ona lubiła być tak nazywana. Po zmroku, za zamkniętymi drzwiami od jego wiekowego gabinetu, gdzie piętrzyły się stare, zwilgotniałe księgi, a półki pokrywał kurz i magiczne artefakty, uwielbiała wyłapywać wszelkie te...