AFRODYTA

81 6 55
                                    

Tydzień minął jak z bicza strzelił. Vesna każdego wieczora udawała się do dormitorium Toma, by pomóc mu tłumaczyć dziennik. Każda kolejna strona stawała się jednak dla niej coraz większym wyzwaniem i bolączką. Praca szła jak krew z nosa, zważywszy że zostawała u niego jedynie na dwie, trzy godziny, gdyż oboje musieli wyspać się na zajęcia następnego dnia. Zapowiedział, że w weekend odbiją chwilowy marazm, lecz Fatalieva zbuntowała się, mówiąc, że już ma plany na piątkowy wieczór.

— Nie sądziłem, że jesteś aż tak banalna — rzucił wtedy Riddle. — Koncert tego żałosnego zespołu?

— To w większości ludzie z twojego domu — odbiła piłeczkę.

— Tak, wstyd mi za ich pożal się dyskografię. Zaoszczędziliby nam cierpienia, gdyby nigdy więcej nie weszli na scenę.

— Jaką muzykę więc lubisz? — zagaiła niewinnie, próbując wykręcić się od pracy.

— Żadną — uciął cierpko.

Koniec rozmowy.

Riddle niczym surowy ojciec zgodził się, by poszła na koncert, ale nieobecność w piątkowy wieczór miała odrobić w sobotę i niedzielę. Zapowiedział jej, że będzie tłumaczyć zapiski Salazara, aż wypalą jej tęczówki. Vesna zachichotała, jak gdyby to był dowcip i popędziła do swego dormitorium, by móc przygotować się na występ. W pomieszczeniu trwały już przymiarki kreacji; suknie przelatytwały to tu i tam, a gęsta mgiełka perfum utrudniała jej widzenie. Niemniej, i tak zdążyła zorientować się, że w dormitorium było znacznie więcej osób, niż powinno. Euphemia stała przed lustrem, układając swe gęste kasztanowe fale, zaś Hamsa krzątała się nerwowo. Oprócz nich na łóżku siedziała posągowa ślizgonka o porcelanowej, nieskazitelnej cerze i kruczych, smolistych włosach, które opadały kaskadą na smukłe ramiona, tuż przy niej stała złotowłosa, drobna piękność, malując oczy swojej koleżance. Znała jej nazwisko. Holzman.

Tożsamość ślizgonki pozostawała jednak dla niej tajemnicą.

— Co ona tu robi? — spytała niegrzecznie Vesna. — Myślałam, że kwatery Slytherinu znajdują się w lochach.

— Elladora Black — odparła uprzejmie ciemnowłosa arystokratycznym, eleganckim akcentem, który przychodził jej zupełnie naturalnie. Wyciągnęła przed siebie rękę, którą Fatalieva delikatnie uścisnęła. — Przyszłam tu na makijaż do panienki Holzman.

Puściła blondynce oczko, na co ta zareagowała westchnieniem i cichym komentarzem:

— Mówiłam ci, żebyś się nie ruszała.

— Dla ciebie wszystko, moja najdroższa Ramono — odmruknęła bez cienia kąśliwości, zaś Ramona Holzman oblała się rumieńcem. Vesna nie miała pojęcia, co się dzieje w jej własnym pokoju.

— W co się ubierasz, Ves? — zagaiła Hamsa, stając przed nią w skórzanej kurtce, włosach zrobionych na żel i welurowej sukience. Jeśli na tym świecie istniały jeszcze jakiekolwiek konwenanse, Hamsa Bhasin łamała je z zabójczą skutecznością. Pruderia obecnych czasów napędzała ją do zmian i buntu.

— Nie mam zielonego pojęcia. Nie wiedziałam, że ten koncert to takie wydarzenie.

— Oho, największe — przyznała Elladora. — Jak miałam trochę mniej lat i jeszcze mniej oleju w głowie, uganiałam się za Niko Jonesem. Jest na siódmym roku i zawsze ciągnie się za nim wianuszek dziewcząt, ale on odrzuca zaloty wszystkich. Żadna dziewczyna nie zagościła w jego sercu dłużej niż na jedną noc.

— Właściwie, wszystkie gościły tylko w jego łóżku — podsumowała trafnie Euphemia.

— Nigdy go nie widziałam — przyznała Vesna.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Where stories live. Discover now