QUIDDITCH (CZĘŚĆ PIERWSZA)

51 9 20
                                    


Kopnąć go? Nie. Są świadkowie. Rzucić w niego kociołkiem? Nie. Odda. Napoić Wywarem Żywej Śmierci? Małe prawdopodobieństwo, że się uda...

Vesna otrząsnęła się z letargu i popatrzyła na niego z kamiennym wyrazem twarzy. Choć lico pozostawało obojętne, jej oczy zionęły nienawiścią; zieloną furią tak potężną jak ogień grecki, równie przejmującą i dobitną. Miała ochotę chwycić różdżkę i rzucić w niego pierwszym lepszym zaklęciem, jakiego nauczył ją Kuznetsov na trzecim stopniu zaawansowania.

Atak konwulsji i torsji? Nic trudniejszego! Wystarczy jeden ruch nadgarstkiem...

Wiedziała jednak, że podczas wakacji osłabła i to wyraźnie. Nie miała już jak trenować, a każdy postęp, jaki zrobiła w ciągu ostatnich miesięcy, zaczął się cofać z tak wielkim rozmachem, że poczuła się żałośnie. To zażenowanie, które oplatało ją jak diabelskie sidła, potrafiłaby jeszcze jakoś znieść, ale poczucie beznadziei nie było równie łatwe do przełknięcia. Dzikie, nieokiełznane i bezdenne jak otchłanie Tartaru.

Czuła się słaba. Vesna sprzed kilku miesięcy uniosłaby podbródek i zaatakowałaby Toma bez mrugnięcia okiem. Mogłaby odczekać kilka dni i zemścić się na nim już na chłodno, ale zawsze wolała praktyczne rozwiązania. Tu i teraz, na śmierć i życie.

Vesna Fatalieva nie lubiła półśrodków.

A teraz, tkwiąc pośród zakurzonych fiolek i wonnych ziół, czuła, jakby ugrzęzła w błocie. Zmroziło ją, gdy nieczuły szept dotarł do jej uszu, a Tom, jak gdyby nigdy nic, poszedł dalej, chwytając zwinnymi, długimi palcami słoiki z ingrediencjami.

Nie wiedziała, dlaczego aż tak go nienawidzi. To uczucie było dziwne, irracjonalne, nieproszone. Wielokrotnie gniewała się na kogoś, ciskała gromami z oczu, równocześnie serwując przeciwnikowi niepochlebną wiązankę przekleństw. Owszem, może tak nie zachowywały się idealne kobiety, ale Vesna na pewno nie była idealna. Nie marzyła o rodzinie, dzieciach, mężu-zbawcy, który będzie ją utrzymywać. Chciała być samowystarczalna. Tylko tyle.

Riddle kojarzył jej się z typowym mężczyzną, który uważa, że miejsce kobiety jest w kuchni, a świetność oraz chwała są zarezerwowane tylko dla przedstawicieli płci męskiej. Oprócz tego był irytujący, przemądrzały, wszechwiedzący i... niebezpieczny. Choć Vesna na początku próbowała nie dopuszczać do siebie takiej myśli, to jednak Riddle był naprawdę groźnym przeciwnikiem. Czy to w walce, czy w klasie eliksirów - ilekroć Tom był obok niej, zimne dreszcze przebiegały jej po plecach. Był czarodziejem, który umiał elektryzować przestrzeń samą obecnością. Ludzie się go bali, a równocześnie ulegali jego urokowi. Jeden uśmiech, jedno spojrzenie. Tyle wystarczyło, by Tom Riddle mógł kogoś oczarować lub zastraszyć na śmierć.

Vesna jednak nie bała się go w normalny, zwyczajowy sposób. Nie drżała w posadach, nie błagała świętych o wstawiennictwo (nauczyła ją tego babcia i nadal, pomimo przynależności do magicznego świata, wzywała czasem ich imiona). Wręcz przeciwnie. Przerażająca, mroczna aura Riddle'a była jego niewątpliwym atutem, przyciągającym jak magnes.

Chwyciła podręcznik Neila, by jeszcze raz przeczytać przepis i pokiwała kilka razy głową, mrucząc coś sama do siebie.

Ujęła w dłonie kwiat afodelusa, który przyniósł Riddle i uśmiechnęła się subtelnie. W Durmstrangu nigdy nie widziała podobnej rośliny.

— Ale piękny — mruknęła sama do siebie i oddzieliła korzeń od kwiatu. Niepotrzebną część wplątała sobie we włosy. Białe płatki żywo kontrastowały z jej ciemnymi lokami. — Jak wyglądam?

Mimo że zwróciła się do Neila, przyciągnęła spojrzenie całej trójki. Neil spoglądał na nią w ten mądry, wyważony i równocześnie nieśmiały sposób, jakby bał się siły własnego wzroku. Uciekł spojrzeniem gdzieś w lewo, szepcząc coś pod nosem.

❛⠀SONATA KSIĘŻYCOWA⠀❜⠀(𝐭𝐨𝐦 𝐫𝐢𝐝𝐝𝐥𝐞 𝐱 𝐨𝐜)Where stories live. Discover now