V: 25 marca 1998

268 21 0
                                    

Wybiła północ.

Trójka Ślizgonów od ponad pół godziny siedziała na podłodze w pokoju brata Regulusa, rozglądając się po pokoju, jakby w jakikolwiek sposób miało im to pomóc.

Okno było do połowy zasłonięte, jednak nie ruszali zasłon odkąd przekroczyli próg Grimmauld Place. Mimo to światło księżyca przebijało się do pomieszczenia, rozjaśniając je na tyle, że nie potrzebowali żadnych lamp ani zaklęć rozświetlających. Podczas czekania, ku ich obaw los postanowił się nimi zabawić. Chmury przysłoniły księżyc, tym samym uniemożliwiając im na jakikolwiek ruch w kierunku rozwikłania zagadki. Kiedy było coraz bliżej północy, zaczęli tracić nadzieję, na to, że jeszcze dziś cokolwiek im się uda, aż do momentu, gdy na zegarze wybiła dwunasta, a chmury prawie natychmiastowo ustąpiły z miejsca, odkrywając jasną kulę.

Chłodne światło wpadło do pokoju, padając na ścianę na przeciwko. Harry ze znużeniem popatrzył w tamtą stronę, nie wiedząc, czego tak naprawdę ma się spodziewać, skoro wcześniej przypatrzyli praktycznie cały pokój i nic nie znaleźli, gdy nagle coś sobie uświadomił.

Na ścianie w miejscu, gdzie padały zimne promienie wisiał plakat z godłem Hogwartu. Spojrzał na nie, po czym wyostrzył wzrok, wgapiając się między węża na zielonym tle oraz czerwieni owiniętej wokół złotego lwa.

I dwa światy pokłóci. Slytherin i Gryffindor był niczym dwa światy, mogły one symbolizować stronę Voldemorta i Dumbledore'a...

Sam nie wiedział czy to zwidy, które wymyślał sobie przez to nudne czekanie, czy malutka kropeczka odbijała światło, tym samym rzucając się prosto w oczy.

Czym prędzej wstał i podszedł, odrywając plakat od ściany, jednak na ścianie nie było zupełnie nic. Stanął w bezruchu skonsternowany. Mógł przysiąc, że mu się nie wydawało. Był tego pewny, chociaż dopiero po chwili uznał, że gdyby tak było, Śmierciożercy, którzy przeszukiwali dom na pewno by go znaleźli, nie wspominając nawet o Zakonie, który spędził tu więcej czasu niż sam Syriusz Black podczas swojego dzieciństwa.

— Co ty, do diabła, robisz? — spytał Draco, unosząc nonszalancko jedną brew ku górze.

— Ja... — zaczął Harry, ale szybko zamknął buzię, nie mając nawet wytłumaczenia. Gdy już chciał odejść i wrócić na miejsce, całkiem tracąc nadzieję, Tom podniósł się, podchodząc do niego.

— Też to widziałeś?

— Co?

— Coś zabłysnęło — odparł, marszcząc brwi.

Może Harry jednak nie miał zwid? Spojrzał na ścianę, a następnie na Toma i skinął głową. Riddle sięgnął po różdżkę, po czym zaledwie jednym machnięciem zrobił niemałą dziurę w ścianie.

Nic.

Malfoy podszedł do nich, a w głowie miał tylko to, jak bardzo odbiło tej dwójce z nudy, jednak stając bliżej dziury i wyostrzając wzrok, zauważył kawałek papieru. Ściany może i były grube, ale było w nich wystarczająco miejsca, aby coś ukryć i Regulus musiał o tym wiedzieć.

Wyciągnął rękę, aby złapać skrawek papieru, jednak wyciągnął coś cięższego, a magia odepchnęła go kilka centymetrów w tył.

Zdziwiony wciągnął powietrze, jednak nie wypuścił przedmiotu z dłoni. Odwinął zniszczoną kartkę, a pozostała dwójka zaglądała mu już przez ramię.

Im oczom ukazał się prawdziwy medalion Salazara Slytherina.

Harry westchnął cicho, zdziwiony, po czym jego spojrzenie przykuło coś innego. Wyciągnął dłoń i muskając przy tym przez przypadek rękę blondyna, wyciągnął zżółkłą kartkę spod czarnomagicznego przedmiotu. Obaj wzdrygnęli się na ten dotyk, jakby nagle dotknęli czegoś naelektryzowanego, ale po chwili skupili się na czymś innym.

a huge riddle // drarry ✔︎Where stories live. Discover now