IX: 2 kwietnia 1998

209 17 6
                                    

Draco wszedł do ciemnego pomieszczenia. Poczuł dreszcz przebiegający mu po karku i mimowolnie się wzdrygnął. Zajął miejsce obok Lucjusza, po czym wbił wzrok w drewniany blat stołu, czekając na kolejne wydarzenia. Minęła chwila ciszy, zanim do pomieszczenia weszła wysoka postać, odziana w czarną pelerynę. Syk węża i jej stóp rozległ się po całym pokoju.

— Och, jak miło mi was widzieć — powiedział Voldemort, uśmiechając się, chociaż na jego twarzy wyglądało to bardziej jak zdegustowane skrzywienie. — Dzisiaj dowiemy się co nie co od naszego młodego Śmierciożercy, który miał do wykonania jedno z ważniejszych zadań. Draco — skinął głową w kierunku blondyna, który w tym momencie był już zmuszony do podniesienia wzroku. Odchrząknął cicho i zaczął opowiadać z dokładnością, którą Czarny Pan doceniał oraz pilnując się, aby nie powiedzieć chociażby jednego słowa za dużo.

— ᯽ —

— Kogo my tu mamy — drwiący głos odbił się echem od kamiennych ścian.

Harry uchylił lekko powieki i uznał, że nic się nie zmieniło, bowiem wszędzie panowała ciemność. Spróbował się poruszyć, chociaż gdy poczuł ból głowy niemal natychmiast tego pożałował. Dotykając podłoża, na którym leżał, szybko rozpoznał zimny, wilgotny kamień, który w chociaż najmniejszym stopniu nie był wygodny.

Skupienie się na czymkolwiek zajęło mu dłuższą chwilę. Informacje od Śmierciożercy, który przemienił się w jego byłego nauczyciela chciały mu rozsadzić czaszkę, a pustka w głowie zaraz po tym nie dawała mu spokoju. Wziął głęboki oddech, po którym jego wzrok w końcu przyzwyczaił się do mroku. Za kratami, dosłownie na przeciwko niego stały trzy osoby. Na początku przyjrzał się tej, która znajdowała się najbliżej. Szybko rozpoznał w niej Rookwooda, z którym do czynienia mieli już wcześniej. Tuż obok niego stał trochę niższy mężczyzna z czarnymi zarówno oczami jak i włosami. Mogłaby być to równie dobrze zasługa światła, jednak nie w tym przypadku, a włosy Śmierciożercy były czarne jak smoła. Antonin Dołohow.

Gdy zaś spotkał na osobę, która stała kilka kroków za Rookwoodem, wstrzymał powietrze, bowiem sam nie wiedział jak ma na to zareagować. Z jednej strony czuł dziwny smak satysfakcji, gdyż jego ,,głupie" myśli sprzed dłuższego czasu okazały się prawdą. Z drugiej strony, która głównie opanowała jego umysł, szarpała nim wściekłość.

Malfoy przez ten cały czas udawał. Zdradziecka fretka przez te wszystkie dnie kłamała im w żywe oczy. Pogodził się z nim tylko dla łatwiejszego dojścia do celu.

Miał ochotę coś rozszarpać, a najchętniej blondyna. Nie był w stanie w tamtym momencie dać upust swoim emocjom, które kłębiły się w jego wnętrzu odkąd usłyszał o Potterach ostatniego wieczora. Nie dopuszczał myśli co może się stać z jego ojcem, skoro Voldemort dowiedział się, że Snape okłamywał go przez te wszystkie lata. Nie wiedział nawet co się stało z Tomem, który w tej chwili byłby na wagę złota. Chociażby jego obecność byłaby w stanie pomóc Harry'emu, który miał wrażenie jakby miał się zaraz rozsypać. A mimo wszystko starał się utrzymać swoją maskę obojętności, aby nie dać Śmierciożercom żadnej oznaki słabości.

Tylko, że Draco zdążył poznać zarówno jego jak i jego mimikę. Widział wściekłość, ale także rozpacz w jego zielonych oczach, które zawsze zdradzały wszystko. Jego kąciki ust mogły pozostać w takim samym miejscu, tak samo jak inne mięśnie twarzy, nie mówiąc nic a nic, jednak oczy były w stanie wyznać każdą niechcianą emocje.

Zerknął na Toma, znajdującego się w celi za nim. Chłopak był niewidoczny dla Snape'a ze względu na dwóch mężczyzn stojących na korytarzu między obiema celami.

Riddle patrzył na niego z prawdziwą pogardą. Nie spuścił wzroku, kiedy Malfoy spojrzał na niego i chociaż starał się brunetowi cokolwiek przekazać, ten prychnął mu prosto w twarz. Blondyn wiedział, że plan B teraz spoczywa na jego barkach i mógł liczyć tylko na siebie.

a huge riddle // drarry ✔︎Where stories live. Discover now