XVIII: 17 kwietnia 1998

180 21 0
                                    

— Chcę usłyszeć przepowiednię.

Draco oderwał nagle wzrok od książki, po czym spojrzał wprost w zielone tęczówki.

— Harry... — zaczął, chociaż nie wiedział co ma powiedzieć. Pytanie jak się czuje brzmiało w jego głowie nieodpowiednio i takie również było. Może wolał po prostu to przemilczeć? Wydawało się, jakby Potter również nie chciał słuchać zbędnych słów.

Poprzednie dni mijały w milczeniu. Malfoy odwiedzał chłopaka tylko przy przynoszeniu posiłków, jednak ten nigdy nie był rozmowny i nawet nie łapał kontaktu wzrokowego.
Razem z Tomem nie mieli już nawet pomysłów na temat horkruksów. Każdego ranka przylatywał Prorok Codzienny i dwójka Ślizgonów razem z Andromedą analizowała strony gazety przy smacznym śniadaniu. Wieść o śmierci Severusa Snape rozeszła się już po całej Wielkiej Brytanii i najprawdopodobniej słyszano również w innych zakątkach świata. Jego talent do eliksirów przyniósł całkiem niemałą sławę. Nic się nie zmieniało w ciągu tych pięciu dni, a nawet jeśli, to tylko i wyłącznie na gorsze.

Draco wstał z łóżka, podchodząc do komody, a następnie otworzył trzecią szufladę. Zapraszając chłopaka gestem, usiadł z powrotem na materacu i podał Potter'owi ciepłą kulę.

Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli. A narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...
A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna...
I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...
Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...

Cały czas spoglądał na twarz Pottera i w głębi duszy cieszył się, że chłopak w końcu znalazł wewnętrzną siłę, aby wyjść z ciemnego pokoju oraz odezwać się do kogokolwiek.

— Możemy porozmawiać razem z Tomem? — spytał cicho, a Malfoy od razu skinął głową.

— Na pewno jest na dole — powiedział, wstając i podążył za czarnowłosym, który cały czas trzymał przepowiednię w dłoni.

— Harry! — usłyszeli radosny głos Andromedy. Szybkim krokiem podeszła do ich dwójki i praktycznie od razu uściskała mocno okularnika. — Cieszę się, że w końcu cię widzę!

— Ciociu... — zaczął Draco, nie będąc pewnym, czy kobieta czasami nie powie czegoś, co by mogło nieumyślnie zaboleć Harry'ego. Zmarszczył brwi na swoje zachowanie i tylko zmuszał swój mózg, aby nie nazwać tego ,,martwieniem się". Malfoy nie pamiętał, aby kiedykolwiek martwił się o kogoś oprócz swojej matki, gdy Lucjusz wstąpił do kręgu Śmierciożerców.

— Pamiętaj, że jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował wystarczy słowo — uśmiechnęła się, a następnie ucałowała krótko w czoło w matczynym geście i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź odeszła do Teda, zamykając za sobą drzwi. Draco westchnął, najwidoczniej zapomniał, że mimo energiczności swojej ciotki ta była całkiem wyrozumiała i wiedziała gdzie kończą się granice. Nie naciskała, nie wypytywała oraz zostawiła ich samych, widząc, że właśnie tego widocznie potrzebowali.

Tom wstał od stołu, a następnie niczym po bratersku przytulił Harry'ego, jednak na tyle krótko, aby ten nie poczuł się niezręcznie.

— Dziękuję — mruknął, unosząc lekko kąciki ust. Czuł od tego gestu słowa wsparcia, których nie potrzebował usłyszeć wprost. To mu wystarczyło, tak samo jak gest Andromedy. Było to coś nowego, chociaż wyrażało to więcej niż waga słów. Usiadł przy stole, ponownie przybierając swój zwykły wyraz twarzy i odłożył kulę na blat.

a huge riddle // drarry ✔︎Där berättelser lever. Upptäck nu