VI: 30 marca 1998

226 19 6
                                    

Harry westchnął zirytowany.

Mijał piąty dzień odkąd chłopak nie mógł zasnąć przed północą. Chłopak wiedział, że to nie pierwszy i nie ostatni raz, bowiem czasami miał dni, gdy jego myśli przytłaczały go na tyle, że odpędzały sen z powiek. Nie miał pojęcia czemu w tym przypadku, również się tak dzieje. Jego rozmyślania tak naprawdę krążyły tylko wokół zagadki, ojca, Malfoy'a, Toma i Śmierciożerców. Zahaczały o temat wojny, do której to wszystko prowadzi, a także całej sytuacji z Regulusem i Syriuszem. Chciał usłyszeć kiedyś historię starszego brata Black. Czekał na moment aż wróci do Hogwartu i przy kakao jak każdego sobotniego wieczoru będzie mógł spędzić czas z ojcem i wypytać go o szczegóły.

Podczas niecałego tygodnia wszystko zaczęło się przedłużać, co nie podobało się żadnemu z nich. Zagadka nadal była dla nich wielką niewiadomą, chociaż poprzez wers z borsukiem, zaczęli myśleć o czarce Helgii Hufflepuff. Skoro Voldemort wybrał medalion Salazara Slytherina jako horkruks, mógł zrobić to samo z innymi ważnymi przedmiotami dla założycieli Hogwartu. Pierwsze dwa wersy były dla nich całkiem proste, jedyne co się z nimi kojarzyło to książki oraz biblioteka, jednak nie do końca wiedzieli w jaki sposób dojść do rozwikłania całej zagadki.

Zanim im się nie uda wymyślić rozwiązania, tak naprawdę nie mogli ruszyć się z miejsca. Wędrowanie po lesie i okolicach nie wydawało im się dobrym pomysłem, skoro w tym miejscu były całkiem bezpieczni.
Nie mieli dostępu ani do prasy, ani innych możliwości dowiedzenia się czegokolwiek o świecie czarodziejów. Zastanawiali się czy może wspomniano już o nich w Proroku Codziennym jako poszukiwanych przez Śmierciożerców, czy zwolennicy Voldemorta przejęli już stanowisko Ministra albo jak w ogóle wygląda życie czarownic i czarodziei.

Byli w kropce i chociaż się starali, nic nie mogli zrobić.

Snape podniósł się na łokciach, po czym spojrzał na pozostałą dwójkę.

Tom spał jak zabity. Okularnik podziwiał jego głęboki sen, ciesząc się, że chociaż on jest codziennie wyspany. Chłopak widział nie raz jak Riddle prawie wyrywa sobie włosy z frustracji, że ciągle stoją w jednym miejscu. Zdążył zauważyć jego zachowanie na tyle, aby domyślić się, że nie lubi bezczynności. Brunet trzymał kawałek papieru większość dnia, wgapiając się w niego, jakby litery napisane przez Syriusza nagle miały zmienić miejsce, tak, aby powstała prosta odpowiedź.

Zerknął na Malfoy'a. Był obrócony do niego plecami, jednak oddech, który słyszał był taki sam jak każdej nocy, co oznaczało, że również śpi.

Podczas tych kilku dni zauważył, że kiedy obaj nie wchodzą sobie w drogę, żyje się o wiele łatwiej. Niezbyt odzywali się do siebie, kiedy nie było takiej potrzeby, jednak jeśli już do tego dochodziło, zdania z każdym dniem były pozbawione jadu oraz wrogości. Tony stawały się coraz bardziej obojętne w stosunku do drugiego chłopaka i to wydawało się mieć sens. Riddle się nie czepiał, wręcz przeciwnie, jakby cieszył się, że dwójka Ślizgonów kieruje się w coraz lepszą stronę, chociaż Snape wątpił żeby doszło do czegoś więcej niż zwykłego ignorowania i akceptowania się.

Harry sięgnął po różdżkę, którą trzymał pod poduszką każdej nocy, a następnie najciszej jak umiał, aby żadnego z nich nie obudzić, wyszedł z namiotu. Przeszedł paręnaście metrów, aż doszedł do niewielkiej polany, na której trawa powoli stawała się coraz bardzie zielona. Znalazł ją pewnego po południa, gdy razem z Tomem i Malfoy'em uznali rozejrzeć się tylko w najbliższej okolicy. Miał idealny widok na namiot, chociaż nie przewidywał, aby coś poważnego się stało.

Machnął różdżką, aby odgonić wilgoć z podłoża i położył się na plecach, kładąc ręce za głowę. Korony drzew odsłaniały niebo, które tej nocy było wyjątkowo gwieździste, bowiem najczęściej było zachmurzone. Z uśmiechem szukał gwiazdozbiorów, które kiedyś pokazał mu ojciec. Przymknął oczy, czując lekki wiatr na swojej skórze i dopiero wtedy poczuł marcowy chłód, na który nie zwrócił uwagi się, kiedy nie wziął ze sobą bluzy z namiotu. Nie przejmując się tym za bardzo, nie ruszył się z miejsca, jedynie nasłuchując szumu wiatru oraz najbliższych krzewów lub ćwierkania ptaków.

a huge riddle // drarry ✔︎Where stories live. Discover now