XVII: 14 kwietnia 1998

160 18 0
                                    

Było źle.

Tom dręczony pytaniami, na które nie mógł dostać odpowiedzi, po raz kolejny tego dnia wstał od drewnianego stołu, aby dolać sobie kawy. Szare tęczówki Draco śledziły jego ruchy, chociaż chłopak nie pisnął ani słowa.

Andromeda po obudzeniu się o dziwo nic nie podejrzewała, a nawet jeśli co było bardziej prawdopodobne, to nic nie powiedziała na ten temat. Jednak szybko wyczuła zmianę atmosfery, więc kiedy Malfoy odpowiedział jej na pytania, informując przy tym o śmierci Severusa Snape'a, w milczeniu wzięła Teda za rękę i wyszła do ogrodu. Wydawało się, że to miejsce było dla niej wszystkim. Mogła się w każdej chwili ukryć między swoimi roślinami, zapominając i odcinając się od wszystkiego innego. Najwidoczniej w tamtym momencie potrzebowała również obecności męża, który zazwyczaj spędzał ten czas w salonie, oglądając mugolskie filmy na mugolskim telewizorze, gdy trójka Ślizgonów najczęściej zajmowała kuchnie.

Podczas tych dwóch dni Draco i Tom nie próżnowali, chociaż powoli kończyły im się pomysły. Przeanalizowali praktycznie każde słowo przepowiedni, a potem informacje, które nieumyślnie ujawnił im Voldemort i chociaż żaden nie odważył się jeszcze powiedzieć tego na głos, oboje mieli podobny tok myślenia i wszystko sprowadzało się do jednego.

Schowali przepowiednię razem z horkruksami. Ich sprawa zatrzymała się w miejscu. Nie mieli praktycznie żadnego punktu zaczepienia oprócz Nagini, do której trudno było się dostać. Oboje starali się wymyślić coś nowego, co mogło by im pozwolić na rozwinięcie się sytuacji, jednak ewidentnie ich pomysłowość nie była najlepsza.

Niedawno minęła pora obiadowa. Andromeda postanowiła tego dnia ugotować swoje popisowe danie, z nadzieją, że chociaż to trochę poprawi humor trójce nastolatków, których chwilowo przygarnęła pod swój dach, jednak się myliła. Mimo iż był to najlepszy posiłek, jaki jedli odkąd wyruszyli po za mury Hogwartu, to jednak wszystkie myśli za bardzo ich przytłaczały, by móc cieszyć się takimi drobiazgami. I chociaż podziękowali Andromedzie, zapewniając ją, że obiad był przepyszny, ta tylko uśmiechnęła się smutno, zerknęła na schody prowadzące na piętro, gdzie znajdowały się sypialnie trójki Ślizgonów, po czym ponownie udała się do ogrodu. Ted jak zazwyczaj po obiedzie, udał się do sypialni na drzemkę, tak więc Draco oraz Tom ponownie zostali sami przy niewielkim stole w kuchni, który stał się ich ulubionym miejscem do praktycznie wszystkiego.

— Jak myślisz... ile to wszystko może potrwać? — zapytał, siadając z powrotem na swoje miejsce. Draco westchnął, przeczesując swoje blond włosy palcami.

— Nie mam pojęcia. Gdybyśmy tylko coś mieli... ułatwiłoby nam to sprawę. Nawet mając dwa horkruksy, czuję się jakbyśmy nie mieli nic. Nie możemy ich nawet zniszczyć.

— Naszą jedyną nadzieją jest Szatańska Pożoga.

— Jeśli spali ogródek ciotki, to zabije nas prędzej niż ten ogień z zaklęcia.

— Fakt — zgodził się Tom, a jego kąciki ust drgnęły.

Draco zerknął na pozostawioną porcję obiadu. Wstał, nakładając ją na talerz, a następnie podgrzał zaklęciem. Mruknął do Riddle'a informację, że zaraz wraca, po czym skierował się ku schodom.

Znajdując się przed drzwiami, nie silił się na pukanie. Harry nigdy nie odpowiadał, a drzwi zawsze były otwarte. Wszedł do środka, gdzie panowała ciemność, przez zasłonięte rolety. Podszedł bliżej dużego łóżka, stojącego na środku i odstawiając talerz z jedzeniem na stolik nocny, spojrzał na Harry'ego, który spał. Odsłonił żaluzje o zaledwie kilka centymetrów, aby mógł dostrzec coś więcej, niż tylko zarys postaci. Nie miał zamiaru się gapić, jednak mimowolnie jego wzrok skierował się na twarz Pottera. Jego blada cera, wory pod oczami oraz zaschnięte łzy na policzkach opisywały stan chłopaka, bez zbędnych słów.

Draco po za pokojem widział go tylko raz, gdy tego ranka o czwartej postanowił posiedzieć przy stole. Robił tak dosyć często, kiedy nie mógł zasnąć i uznawał leżenie w łóżku za bez sensowne. Harry najwidoczniej przekonany, że wszyscy śpią, wyślizgnął się do łazienki.

Widząc Draco, zatrzymał się na chwilę, jednak nie trwało to długo. Wznowił krok, a wracając nawet nie spojrzał na blondyna, któremu ta krótka chwila wystarczyła na przyjrzenie się chłopakowi. Nie potrafił opisać, jakie poczuł ukłucie bólu na widok chłopaka w takim stanie, nie będąc w stanie mu pomóc.

Kiedy udało mu się z Tomem w końcu zaciągnąć Harry'ego do kominka, zaraz po śmierci Snape'a, miał mętlik w głowie. Draco nie miał pojęcia co się teraz będzie działo i jak wszystko się potoczy, chociaż w jego głowie pojawiały się same czarne scenariusze. Tak, jakby to wydarzenie spowodowało lawinę kolejnych, które nie doprowadzą do niczego dobrego.
A kiedy zobaczył okularnika w całkowitej rozsypce, ledwo stojącego na nogach, nie mógł powstrzymać się od otoczenia go ramionami. Emocje i uczucia, których nie odczuwał zbyt często podczas pobytu w Hogwarcie odezwały się, jakby rozkazując mu co ma robić. W tamtym momencie nie myślał o tym, że nadal jest w sukience, ani o Tomie, który ewidentnie nie wiedział co ma począć. Wtedy myślał po prostu o Harry'm, który stracił najbliższą mu osobę. Niedługo po tym Potter zasnął, zbyt wykończony całym wydarzeniem, dlatego oboje przenieśli go czarem do jego tymczasowego pokoju, z którego nie wychodził całe dwa dni, pomijając potrzebę skorzystania z toalety.

Draco potrząsnął głową, wyrywając się z zamyślenia. Czuł się conajmniej dziwnie, chociaż nie wiedział z jakiego powodu. To wszystko w pobliżu Harry'ego było dziwne. On w pobliżu Harry'ego był dziwny.

Upewniając się, że chłopak śpi, tak samo jak w momencie, gdy wszedł do środka, skierował się do drzwi i czym prędzej wyszedł z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi.

— Śpi — odpowiedział na nieme pytanie Toma, gdy znalazł się ponownie w kuchni. Chłopak może się nie odzywał, chociaż wzrokiem zadawał dręczące go pytanie, gdy Malfoy za każdym razem udawał się do pokoju Pottera. To nie było tak, że brunet całkowicie się nie martwił, omijając pomieszczenie szerokim łukiem.

Chłopak wiedział, jak czuje się Potter. Uważał, że obecność samego Draco była w tych chwilach wystarczająca, a zielonooki wróci do nich, kiedy będzie gotowy. Nie chciał się narzucać, aby nagle rozpoczynać z nim jakieś motywujące rozmowy, a na pewno nie w pierwszym tygodniu, gdy chłopak najpewniej musi sobie to wszystko samemu poukładać w głowie, gdy w końcu pokona już pierwszy, najgorszy ból po utracie osoby. Wiedział, że Draco zanosząc Harry'emu posiłki nie pytał, nie mówił. Po prostu był. Czasami tylko chwilę, a czasami kilka minut, jakby Potter właśnie tego chciał albo przynajmniej tak się Riddle'owi wydawało, nie był w stanie wiedzieć wszystkiego.
















macie na pocieszenie pi śmierci seva🤪

a huge riddle // drarry ✔︎Where stories live. Discover now