Lord Blacksword

1K 77 4
                                    

                          W noc przed wieczerzą nawiedził ją mroczny sen, który wybudził ją z krzykiem na ustach. Przerażona Jocelyn zerwała się ze swojego łoża i pośpiesznie podążyła do Lyanny. Zamknęła ją w mocnym uścisku, szepcząc przy tym uspokajające słowa. Lyanna nie chciała powiedzieć co jej się przyśniło, w głowie dalej miała wizję płomieni i srebrzystych włosów. Pomyślała wtedy, że to ostrzeżenie. Zaczęło świtać, nim dziewczyna ponownie zasnęła, lecz nawet wtedy nawiedzały ją pojedyncze obrazy jej poprzedniego snu. Gdy znowu się obudziła słońce było już wysoko na niebie. Była w komnacie sama, po Lady Jocelyn nie było nawet śladu. Lyanna niechętnie wstała z łoża. Koszula nocna, którą na sobie miała delikatnie zsunęła się z jej ramion, odsłaniając jej bladą skórę. Kierowała się w stronę dębowego stołu. Kamienna podłoga była nieprzyjemnie chłodna, mimo to kontynuowała swoją drogę. Łapczywie chwyciła za dzbanek z winem, wylała resztki napoju do kielicha i powoli wypiła jego zawartość. Wzdrygnęła się, gdy w jej głowie pojawiło się wspomnienie snu, który przeraził ją poprzedniej nocy. Odruchowo spojrzała na swoje dłonie. Ku jej uldze nie było na nich ani śladu poparzeń. Przypomniała sobie również mężczyznę, który patrzył na jej płonące ciało. W jej śnie nie miał on twarzy, za to jego srebrzyste włosy sprawiły, że niemal zamarła. Wiedziała, że ma to związek z rodem Targaryenów. Lyanna wierzyła, że sny mają ogromne znaczenie, poczuła się zagrożona. Wtedy zdecydowała, że plan, który obmyśliła poprzedniego wieczoru, jest zbyt ryzykowny. Z grobową miną podeszła do niewielkiego okna, które znajdowało się na zachodniej ścianie komnaty. Spojrzała na zamglony dziedziniec, na którym nie było nawet jednej żywej duszy. Z jej oczu popłynęła samotna łza, szybko jednak starła ją z policzka. Starała się uspokoić oddech. Skupiła swój wzrok na dziedzińcu i stała bez ruchu, dopóki do pomieszczenia nie weszła Jocelyn, a zaraz za nią nizutka dziewka służebna.
- Znalazłam to czego szukałaś.- Jocelyn podeszła do Lyanny i przytuliła ją na przywitanie. Ucałowała jej policzki, po czym odsunęła się nieznacznie i posłała Lady Blacksword piękny uśmiech.
- Anya z chęcią opowie ci o królewskiej rodzinie, lecz ma pewne warunki.- Jocelyn spojrzała na niską i krępą dziewczynę, w ślad za nią poszła Lyanna. Anya skłoniła się delikatnie, była nieśmiała.
- Lady Blacksword, w czasie twojego pobytu chcę być twoją osobistą służką, gdy wyjedziesz z Królewskiej Przystani błagam cię, byś wzięła mnie ze sobą.- Jej cichy głosik ledwo dotarł do uszu Lyanny. Podeszła do służki.
- Chcesz porzucić swoje życie tutaj?- Lady Blacksword złapała młodą dziewczynę za dłonie. Widziała przerażenie w jej oczach.
- Czerwona Twierdza to niebezpieczne miejsce, jeśli ktoś dowie się, że z moich ust padły niepochlebne słowa na temat rodziny królewskiej, mogę stracić życie.- Anya spojrzała prosto w oczy młodej Lady.
- Słyszałam Pani, że jesteś dobra i litościwa. Proszę byś przemyślała moją prośbę.- Lyanna posłała uśmiech roztrzęsionej służce. Delikatnie puściła jej dłonie i skierowała się w stronę swojego łoża. Usiadła na nim, a Lady Jocelyn poszła w jej ślady.
- Dobrze więc, spełnię twoją prośbę. Teraz powiedz mi co wiesz o królu, jego żonie i dzieciach.- Anya ożywiła się, gdy usłyszała słowa Lady Blacksword. Podeszła bliżej i zaczęła opowiadać, a opowieściom tym nie było końca. Lyanna nie wiedziała ile czasu słuchała  głosu służki, wiedziała za to, że jej humor stał się bardziej posępny niż z rana. Okazało się bowiem, że książęta są bezwzględni i okrutni, a królowa dbała o to, by wszystkie ich nikczemne uczynki odeszły w niepamięć. Lady Blacksword długo milczała. Czuła, że utknęła między młotem a kowadłem. Każde nieodpowiednie słowo mogło zemścić się na jej rodzinie, istniało też ryzyko, że zostanie skazana na małżeństwo z człowiekiem, który ześle na nią nieszczęście. Nie wiedziała co począć. Jocelyn złapała Lyanne za rękę.
- Pora się ubrać i coś zjeść. Musisz dzisiaj spotkać się z bratem i przemyśleć co zrobisz z wiedzą, którą posiadasz.- Lady Blacksword pokiwała potwierdzająco głową i wstała z łoża. Z pomocą służki i Jocelyn założyła jedwabną suknię w jasnoniebieskim kolorze. Na dekolcie suknia była podszyta złotą nicią, podobnie jak jej dół. Anya rozczesała jej włosy i uplotła dwa warkocze, które spięła z tyłu jej głowy. Część włosów pozostawiła jednak luzem, co w połączeniu z warkoczami tworzyło schludną fryzurę.  Lady Blacksword, mimo błagań Jocelyn, odpuściła sobie posiłek. Czuła, że nie jest w stanie nic przełknąć. Bez zbędnego przedłużania wyszła z komnaty. Lady Mormont podążała tuż za nią, szybko jednak dotrzymała kroku Lyanny i chwyciła ją pod ramię. Zaprowadziła ją do komnaty, gdzie miała spotkać się z bratem.
-  Pogadaj z Larysem, by nie zgadzał się na Twoje zaręczyny.- Szepneła jej na ucho Jocelyn, chwilę potem wyszła, pozostawiając ją samą w komnacie. Lyanna nie czekała długo na brata, przyszedł zaraz po wyjściu Jocelyn. Poczuła się nieswojo w jego towarzystwie. Nie widziała go parę wiosen, nie był już chłopcem lecz mężczyzną. Jego ciemne oczy nie wyrażały żadnych emocji, a na lewym policzku widoczna była dużych rozmiarów blizna. Brązowe włosy do ramion związał w małą kitkę. Jego postura świadczyła o tym, że spędził wiele dni na trenowaniu z mieczem. Lyanna wpatrywała się w mężczyznę, ledwo widziała w nim brata, mimo wszystko zdecydowała się podejść do niego i objąć go w pasie. Poczuła jak szerokie ramiona Larysa zamykają ją w uścisku. Po jej ciele rozeszło się znajome ciepło, brat był jej jedyną rodziną.
- Gdy wyjeżdżałem byłaś dzieckiem, teraz stoi przede mną kobieta.- Lyanna odsunęła się od brata, posłała mu szeroki uśmiech. Nawet głos Larysa był niedopoznania.
- Ciebie też dobrze widzieć bracie.- Lady Blacksword usiadła na jednym z sześciu krzeseł, które otaczały ogromny stół. Larys usiadł naprzeciwko dziewczyny.
- Królowa prosiła o wybaczenie. Nie mogła cię powitać, gdyż wysłuchuje próśb księżniczki Rhaenyry.- Lord Blacksword sięgnął po dzban z winem. Napełnił swój kielich, nie pomyślał jednak o siostrze.
- Czy król nie powinien wypełniać takich obowiązków?- Nieprzerwalnie patrzyła na brata, mężczyzna, który przed nią siedział był jej obcy, starała się znaleźć choć odrobinę podobieństwa to chłopca, którego żegnała dawno temu.
- Król nie jest zdolny do czegokolwiek, od lat jest przykuty do łóżka.- Wziął łyk cierpkiego wina i odstawił kielich na masywny stół.
- Zatem powiedz mi bracie dlaczego tutaj jestem?- Podobnie jak brat sięgnęła po dzban i nalała wino do pozłacanego kielicha.
- Królowa Alicent uznała, że jesteśmy za długo rozdzieleni.- Lyanna ze smutkiem zauważyła, że jej brat nie patrzy na nią, rozglądał się dookoła, lecz ani razu nie posłał jej spojrzenia.
- Zaproponowała mi, że wyda cię za jednego z jej synów lub za dziedzica Rhaenyry Targaryen, lecz właśnie w tym momencie księżniczka prosi królową by zgodziła się na zaręczyny jej synów z kuzynkami.- Lyanna zamarła. Obawiała się tego, od kąd zawitała do Czerwonej Twierdzy. Dziewczyna upiła łyk wina.
- Więc zamierzasz mnie tu zostawić?- Jej głos się załamał, czuła, że jest bliska płaczu. Wtedy Larys spojrzał w jej zmartwioną twarz.
- Powiedziałem, że nie jesteś stworzona do tak znacznej roli jaką jest bycie żoną księcia. Nie miej mi tego za złe, wiem, że masz za dobre serce, a to miejsce zbyt by cię przytłoczyło.- Słysząc te słowa Lyanna była gotowa wycalować brata z wdzięczności. Z jej oczu popłynęła łza szczęścia. Szybko ją wytarła i posłała Larysowi uśmiech.
- Czeka nas jednak posiłek z królewską rodziną, nieoczekiwanie jest w komplecie, więc nie przynieś mi wstydu.

Blacksword | Aemond TargaryenWhere stories live. Discover now