Rodzina przy stole

1K 86 1
                                    

                        Gdy dotarły na miejsce,przy ogromnym stole siedział tylko jej brat i królewski namiestnik. Obie damy złożyły delikatny pokłon w stronę mężczyzn i zajęły miejsca, które wskazała im jedna ze służek. Nieśmiale rozglądały się po pomieszczeniu, patrząc na liczne dekoracje zdobiące ogromną komnatę. Obie przygladały się daniom, których nigdy nie dane było im spróbować. Co jakiś czas szeptały między sobą i chichotały, gdy któraś z nich rzuciła kąśliwą uwagę. Często musiały podnosić się z krzesła, gdyż w pomieszczeniu powoli zbierali się zaproszeni goście. Mało kto zwracał na nie uwagę, lecz żadna z panien nie czuła się urażona. Nie były tu z własnej woli, gdyby miały inne wyjście pewnie zwiedzałyby ogromny zamek i jego ogrody, bowiem od kąd znalazły się w Czerwonej Twierdzy nie miały na to czasu. Zamiast tego czekały cierpliwie na rozpoczęcie się uroczystości, w międzyczasie spoglądając ukradkiem na twarze przybyłych gości. Lyanna nie do końca wiedziała kto jest kim, bowiem niemal każdy posiadał srebrzyste włosy  i władcze spojrzenie. Ich aroganckie zachowanie sprawiało, że dziewczyna nawet przez chwilę nie pożałowała tego, że nie będzie częścią tej rodziny. Przy stole było niewiele osób, które Lady Blacksword byłaby w stanie polubić. Jedną z nich był najstarszy potomek księżniczki Rhaenyry. Jacaerys Velarion jako jeden z nielicznych przywitał się z nimi, a nawet zdecydował się na krótką rozmowę z damami. Sercu Lyanny bliższa była też księżniczka Helaena, która w nieco pokrętny sposób wyraziła swoją chęć na poznanie jej oraz Lady Mormont. Lyanna wiedziała jednak, że długo nie zabawi w królewskim zamku, nie chciała się do nikogo przywiązywać. Uczta zaczęła się, gdy tylko królowa wzniosła toast, w którym wyraziła swoją radość wynikającą z tak licznej obecności najbliższych jej osób. Lyanna poczuła się wtedy niemal jak intruz, szybko jednak zajęła swoje myśli pysznie wyglądającymi daniami, które przypadły jej do gustu. Co jakiś czas przysłuchiwała się rozmowom, dzięki którym mogła dowiedzieć się jak mają na imię osoby znajdujące się przy stole. Jocelyn niekiedy pochylała się do Lyanny i szeptała jej na ucho swoje przemyślenia.
- Książę Aegon spogląda w moją stronę częściej niżbym sobie tego życzyła.- Lyanna spojrzała na swoją przyjaciółkę i posłała jej poważne spojrzenie.
- Lepiej nie zbliżaj się do jego komnat, obie wiemy jakie ma upodobania.- Lady Blacksword zerknęła na księcia. Nie darzyła go nawet odrobiną szacunku. Szybko przeniosła wzrok na księcia Jacaerysa, który posłał jej uprzejmy uśmiech. Odwzajemniła go, lecz miała nadzieję, że jej wzrok więcej nie powędruje w tamtą część stołu. Przeliczyła się jednak od razu, gdy usłyszała słowa Aegona skierowane do narzeczonej dziedzica Smoczej Skały.
- Jeśli zapragniesz zaznać czym jest prawdziwy mężczyzna odwiedź moje komnaty, potrafię zaspokoić kobietę, obawiam się, że mój kuzyn może temu niepodołać.- Lyanna spojrzała na Baele Targaryen. Jej twarz wyrażała zniesmaczenie, młody Jacaerys gotował się ze złości, a dumny książę Aegon posyłał mu złośliwy uśmiech. Właśnie wtedy Lyanna zabrała głos.
- Książę Aegonie, po czym wnioskujesz, że zaspokoiłeś kobietę? Po jej przerażonej twarzy czy po tym jak szybko ucieka zapłakana z twoich komnat?- Dziedzic Żelaznego Tronu zmieszał się na te słowa, zaraz jednak na jego twarzy zagościła niewyobrażalna złość. Właśnie wtedy Larys Blacksword postanowił zareagować.
- Dość tego, wydaje mi się droga siostro, że jesteś senna. Lady Mormont dopilnuj by Lyanna trafiła do swojej komnaty.- Lady Blacksword przeniosła spojrzenie na swojego brata.
- Lepiej, żebyś dobrze spała siostro, ponieważ jutro z samego rana opuścisz Królewską Przystań.- Larys patrzył na nią zabójczym wzrokiem. Lyanna bez słowa wstała od stołu. Jocelyn również wstała, wzięła młodszą dziewczynę pod rękę i pośpiesznie pociągnęła ją za sobą. Nim wyszły z pomieszczenia, Lyanna poczuła na sobie uporczywy wzrok, więc przelotnie popatrzyła na osobę, która piorunowała ją spojrzeniem. Na krótką chwilę zamarła, zdając sobie sprawę, że postać, która nawiedzała ją w snach, siedziała tuż przed nią. Nie miała czasu jednak dłużej się nad tym zastanowić. Opuściły komnatę w tempie natychmiastowym. Dopiero gdy znalazły się odpowiednio daleko, Jocelyn wybuchła śmiechem. Minęła chwila nim Lyanna podzieliła jej entuzjazm.
- Twój upór jest niesamowity, opuścimy Czerwoną Twierdzę szybciej niż chciałyśmy.- Mało kto podnosił Lyannę na duchu tak, jak robiła to Lady Mormont.
- Mamy ostatnią szansę, żeby poszwędać się po tym cholernym zamku.- Jocelyn uśmiechnęła się od ucha do ucha. Lyanna poczuła jak rozpiera ją zmieszanie. Lady Mormont pociągnęła ją za sobą, kierowały się w nieznanym im kierunku. Mijały kręte korytarze, a kazdy z nich wyglądał tak samo. Szybko znudziły się zwiedzaniem zamku, więc zdecydowały się wyjść na zewnątrz. Na ich szczęście nigdzie nie spotkały strażników, którzy mogliby zawrócić młode dziewczyny do ich komnat. Lyanna i Jocelyn beztrosko przemierzały ścieżki wysypane kamieniami. Co jakiś czas przystawały by popatrzeć na rosnące tam kwiaty, niestety za światło miały jedynie blask księżyca, więc większość roślinności nie były w stanie dostrzec. Szły do końca ścieżki, która niespodziewanie kończyła się w Bożym Gaju. Lyanna spojrzała na ogromne Czardrzewo, które przypomniało jej o domu. W okół panowała cisza, jedynym dźwiękiem był szelest czerwonych liści drzewa. Ogarnął ją niepokój. Jocelyn z uśmiechem na ustach podskakiwała wesoło, lecz jej entuzjazm prysł, gdy ujrzała zmartwione spojrzenie przyjaciółki.
- Droga siostro, nie cieszysz się, że wracamy do domu?- Złapała Lyanne za dłonie. Lady Blacksword zastanawiała się chwilę, czy powinna obarczać starszą dziewczynę swoimi przeczuciami, w końcu jednak zdecydowała, że należą się jej wyjaśnienia.
- Co jeśli moje słowa sprowadzą na nas zgubę?- Lyanna była bliska płaczu, z każdą chwilą czuła jak narasta w niej niepokój.
- Co może się stać? Jutro o tej porze będziemy już daleko za Królewską Przystanią.- Jocelyn puściła ręce dziewczyny. Po chwili położyła dłonie na policzki Lyanny.
- Jeden z Targaryenów, ten w opasce śnił mi się zeszłej nocy.- Jocelyn uśmiechnęła się do Lady Blacksword.
- Jeśli śnił Ci się książę Aemond, dlaczego krzyczałaś? Gdyby zagościł w moich snach, nie budziłabym się tak szybko.- Lyanna usłyszała melodyjny śmiech starszej dziewczyny.
- Nie rozumiesz. Śniło mi się, że palę się żywczem a on spogląda na mnie swoim upiornym okiem.- Lyanna odsunęła się od dziewczyny. Poczuła przeraźliwy chłód na myśl o młodym księciu.
- Wcześniej myślałam, że mężczyzna z mojego snu nie ma twarzy, dzisiaj jednak spojrzałam w jego oblicze i wiedziałam, że to on.- Jocelyn posłała zatroskane spojrzenie przyjaciółce.
- Sny nie zawsze mają znaczenie, może tylko wydaje ci się, że to był Aemond, wszak twój plan się powiódł, rodzina królewska nie będzie chciała mieć cię przy sobie, po tym jak potraktowałaś następcę tronu. Jutro będziemy w drodze do domu.- Jocelyn pokonała odległość jaka dzieliła ją a Lyannę, zamknęła ją w czułym uścisku i pocałowała ją we włosy. Lyanna ochłonęła odrobinę, pomyślała, że jej przyjaciółka może mieć rację. Lady Blacksword nie wiedziała jeszcze wtedy, że w cieniu Czardrzewa czai się jej największe zmartwienie. Obie damy kierowały się kamienną ścieżką w stronę zamku, a gdy znalazły się odpowiednio daleko, Aemond wyszedł z cienia i zerknął na sylwetki dwóch kobiet, które powoli znikały w oddali.
- Twoje plany ulegną zmianie Lady Blacksword.

Blacksword | Aemond TargaryenWhere stories live. Discover now