Stryczek

1K 97 11
                                    

                       Porzucił drewniany miecz kilka lat temu, każdy jego trening odbywał się przy użyciu żelaza. Wczesnym rankiem wybrał się na plac ćwiczebny, o tej porze był pusty, lecz nie przeszkadzało mu to w doskonaleniu swoich umiejętności bitewnych. Najczęściej okładał mieczem słomiane kukły, a gdy nudziło go to zajęcie walczył z cieniem, wyobrażając sobie przy tym ciosy zadawane przez przeciwnika. Właśnie podczas tych czynności zastał go Ser Croston Cole, który podobnie jak Aemond zrywał się o wschodzie słońca, by rogrzać się podczas walki na miecze. Tego ranka miał jednak do przekazania Aemondowi niepokojące wieści.
- Poprzedniego dnia twoja przyszła żona biegała jak szalona po całym zamku w samej koszuli nocnej.- Aemond przerwał ćwiczenia. Spojrzał na Cristona, który wybierał miecz do walki.
- Wiadomo dokąd zmierzała?- Aemond podszedł do mężczyzny. Odłożył miecz, który trzymał w ręku. Ser Criston bez zastanowienia wychwycił owy miecz. Spojrzał na księcia, który z niecierpliwością czekał na odpowiedź.
- Do komnat brata rzecz jasna, lecz na jej nieszczęście spotkała po drodze paru skundlonych strażników z Gwardii Królewskiej.- Oko Aemonda zalśniło złowrogo w świetle wschodzącego słońca.
- Dobrze wiesz książę, jak wygląda kobieta w koszuli nocnej, przez cienki materiał można wiele dostrzec jeśliby tylko skupić wzrok.- Mężczyzna przeciął powietrze tępym żelazem, miecze ćwiczebne miały to do siebie, że  ich brzegi były zaokrąglone by nie zranić nimi przeciwnika aż do krwi.
- Poszedłem jako cywil do karczmy, która znajduje się niedaleko Jedwabnej. Śmielsi z tych strażników przysięgali, że widzieli Lady Blacksword nago, a jeszcze śmielsi mieli czelność powiedzieć, że książę Aemond niebawem poślubi kurwę. Jeden z nich zarzekał się, że dotknął piersi Lady.- Ser Cole nie musiał patrzeć na najmłodszego potomka Króla Viserysa, by wiedzieć, że na jego twarzy znajduje się wściekłość, znał go od małego, wiedział, że Aemond nie da zezwolenia na obrażanie jego wybranki.
- Plotka krąży wśród prostaczków, jeśli nie zareagujesz niedługo cała Królewska Przystań będzie myśleć, że Lady Blacksword kurwi się na lewo i prawo. Wyraź swoje życzenie, a jeszcze dziś zobaczysz tych niegodnych strażników na stryczku.- Aemond chwycił za pierwszy lepszy miecz. Podszedł do Ser Cristona i przybrał postawę bojową, był gotowy do walki z rycerzem.
- Niech zawisną na dziedzińcu przed zamkiem, prostaczkowie muszą wiedzieć za co spotkała ich śmierć.- Criston uśmiechnął się i podobnie jak Aemond uniósł miecz, przygotował się, by żelazo spotkało się w boju. Ser Croston wiedział, że ich walka będzie zawzięta, książę był nabuzowany, wściekłość biła od niego tak wyraźnie, że niemal zaniepokoiła rycerza. Nim jednak doszło do starcia, przerwał im drugi z książąt, który chwiejnym krokiem wracał ze swoich nocnych podbojów. Aegon zbyt często wymykał się z zamku, by odwiedzać pobliskie burdele. Zapijaczonym głosem powitał obecnych na dziedzińcu mężczyzn.
- Drogi bracie, twój dzień zawsze rozpoczyna się tak wcześnie?- Aemond nawet nie spojrzał na ledwo stojącego chłopaka, przeczuwał, że dyskusja z nim może skończyć się na bujce. Zamiast tego skupił się na mieczu Ser Cristona. Na dziedzińcu można było usłyszeć dźwięk stykającej się ze sobą stali.
- Powinieneś wybrać się ze mną do miasta, nawet nie wiesz jak wiele usłyszałem o małej Lyannie Blacksword.- Aemond nie reagował na słowa brata, ścisnął mocniej miecz, który trzymał w dłoniach i agresywnie zaatakował nim Cristona Cola.
- Może przetestuję ją nim stanie się twoją żoną, później powiem ci czy jest godna twojej uwagi.- Książę Aemond z furią rzucił miecz o ziemię, nim Ser Criston zdążył zareagować, młodszy z dwóch braci agresywnie szarpnął odzienie Aegona. Usłyszał śmiech następcy tronu. Do jego nozdrzy dostał się smród chłopaka, który z prowokacją zbliżył swoją twarz do oblicza Aemonda.
- Zważaj na słowa bracie, płynie w nas ta sama krew, lecz nie będę z założonymi rękami słuchał twoich oszczerstw.- Jego ton głosu nieco otrzeźwił Aegona, bowiem wiedział, że jego brat jest na granicy cierpliwości.
- Twoja mała dziewczynka również obraziła mnie na wspólnej wieczerzy. Jestem ciekaw czy upomniałeś ją tak, jak teraz czynisz to ze mną.- Aemond bez ostrzeżenia puścił odzienie brata, który stracił równowagę i runął na brukowe podłoże. Jęknął z bólu, nie miał jednak siły by podnieść się z ziemi.
- Ta mała dziewczynka nie skłamała nawet jednym słowem, lecz ty bracie podważasz jej czystość i proponujesz mi niegodziwe układy. Chańbisz naszą siostrę, pierdoląc tanie kurwy z Jedwabnej, wiedz jednak, że nie pozwolę byś obrażał moją przyszłą żonę.- Z tymi słowami odszedł, pozostawiając pijanego brata i Ser Cristona, udając się w stronę wieży, gdzie znajdowała się komnata Lyanny. Starał się uspokoić, wciąż pamiętał wyraz twarzy dziewczyny, gdy ostatni raz miał okazję z nią rozmawiać. Przestraszył ją, choć dostrzegła w nim zaledwie zalążki irytacji. Podróż do jej komnaty okazała się jednak długa, gdy znalazł się w jej pobliżu, złość uszła z niego niemal całkowicie. Zapukał w drewniane drzwi. W przejściu do środka stanęła Jocelyn Mormont, która wyszła na korytarz.
- Książę.- Skłoniła się delikatnie i przymknęła masywne drzwi.
- Chcę porozmawiać z Lady Blacksword.- Jocelyn patrzyła na niego obojętnym wzrokiem. Wiedział, że zarówno ona jak i Lyanna nie przepadają za nim, nie dbał o to jednak, obie nie miały wyjścia i musiały go znosić.
- Lady dopiero się przebudziła, jeśli będziesz cierpliwy książę niebawem będzie gotowa do rozmowy z tobą.- Aemond nie odezwał się ani słowem, pozwolił by Jocelyn Mormont weszła na powrót do komnaty. Książę oparł się o ścianę na przeciwko drzwi pomieszczenia, zauważył że są uchylone, przez moment naszła go myśl by wejść do komnaty bez ostrzeżenia, zrezygnował jednak z tego pomysłu. Tak jak powiedziała Jocelyn czekał cierpliwie, lecz i tego zaczynało mu powoli brakować, chciał już łapać za klamkę i wejść do środka, na drodze stanęła mu jednak służka. Pokłoniła się i wpuściła go do komnaty, niedługo potem wyszła razem z Lady Mormont. Aemond spojrzał na zaspaną twarz Lyanny. Jej ciemne oczy nie spoglądały na niego, skupiła swoje spojrzenie na ścianie znajdującą się tuż za księciem. Jej długie brązowe włosy były rozpuszczone, opadały na jej szczupłe ramiona, a kończyły się dopiero przy jej biodrach. Miała na sobie prostą suknię w kolorach szarości. Aemond obiecał sobie, że sprowadzi do zamku najlepsze szwaczki z Królewskiej Przystani, by te uszyły dla niej piękniejsze suknie. Lyanna nie powitała go, więc i on nie zawracał sobie tym głowy.
- Doszły mnie wieści, że przemierzałaś Czerwoną Twierdzę w samej koszuli nocnej.- Dziewczyna dalej zawzięcie wpatrywała się w ścianę tuż za nim.
- Tak było, lecz nie zrobiłam tym nikomu krzywdy.- Aemond zerknął na jej szyję, nie ujrzał na niej naszyjnika, który podarował jej dzień wcześniej, uraziło to nieco jego dumę.
- Mylisz się, skrzywdziłaś tym samą siebie. Strażnicy, których mijałaś, któryś z nich próbował się dotknąć?- Widział jak wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienia. Spojrzała na niego po raz pierwszy od kąd zjawił się w jej komnacie. Zrobiła kilka kroków w przód.
- Przysięgam na bogów, że nie kierowałam się chęcią, by inni mężczyźni spoglądali na mnie z porządaniem.- Dostrzegł w jej oczach zmartwienie. Nie oskarżał ją o nic, chciał tylko znać prawdę.
- Czy jeden z nich dotknął cię lub chociaż próbował to uczynić?- Zdecydował się podejść do dziewczyny. Patrzył na nią z góry, podczas gdy ona próbowała zadzierać głowę, by dostrzec jego spojrzenie.
- Nie Panie, posyłali mi tylko nic niewarte spojrzenia.- Aemond walczył z pokusą, by nie dotknąć jej twarzy, wstrzymał się jednak. Przyrzekł sobie, że to ona będzie go o to błagać.
- Wiedz, że zawisną dziś na stryczku. To samo stanie się z każdym następnym prostaczkiem, który odważy się powtórzyć ich błędy.

Blacksword | Aemond TargaryenWhere stories live. Discover now