Na oczach bogów i ludzi

984 105 7
                                    

                       Wstała dopiero późnym popołudniem, z okropnym bólem głowy i nóg. Wesele Helaeny i Aegona trwało do białego rana, Lyanna przez cały czas tańczyła, dopóki nie zabrakło jej sił. Wypiła też znacznie więcej niż zazwyczaj, wino uderzyło jej do głowy, do tego stopnia, że nie pamiętała nawet jak wróciła do swojej komnaty, a gdy tylko się przebudziła, poczuła nudności. Wymiotowała przez kilka godzin, nie mogła nawet spojrzeć na jedzenie. Gdy poczuła się odrobinę lepiej, służki przygotowały jej kąpiel, lecz gorąca woda spowodowała, że była senna, co jakiś czas dopadały ją zawroty głowy, kilka razy nawet była bliska omdlenia. Anya namawiała Lady Blacksword do zjedzenia czegokolwiek, lecz ona wiedziała, że nawet najmniejszy kęs jedzenia skończy się na wymiotach. Lyanna wyglądała jak duch, nie mogła jednak pozwolić sobie na odpoczynek. Niebawem służki przyniosły jej suknię ślubną i pomogły założyć ją na ciało dziewczyny. Jej materiał był o wiele lżejszy i pięknie połyskiwał w słonecznym świetle. Była w kolorze kości słoniowej, w niektórych miejscach można było dostrzec unikatowy wzór, który został wyszyty srebrną nicią. Nie miała na sobie zbędnych ozdób, nie licząc błyszczących klamerek, które spinały suknię w dekolcie. Obszerny dół kontrastował z przylegającym do ciała gorsetem. Służki uzupełniły kreację srebrnym naszyjnikiem, w którym znajdowały się malutkie kamienie szafiru, Anya wyznała później Lyannie, że to książę nalegał na tą właśnie biżuterię. Dziewki służebne pomalowały jej usta czerwonym barwnikiem, lecz w połączeniu z jej bladą skórą, nie wyglądało to dobrze, poprosiła więc, by pozbyto się owego barwnika z jej twarzy. Anya układała jej fryzurę, gdy do komnaty wszedł Aemond. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Anya pośpiesznie opuściła pomieszczenie.
- Słyszałem, że odmawiasz jedzenia.- Jego donośny głos odbił się od ścian komnaty. Lyanna spojrzała na skórzany ubiór chłopaka. Na jego czarnej kamizelce widniał trójgłowy, czerwony smok, który zionął ogniem.
- Nie czuję się dziś na siłach książę, myślę, że za dużo wczoraj wypiłam.- Aemond podszedł do niej bliżej, złapał za materiał sukni i spojrzał na wyhaftowany wzór. Lyanna zamierała zawsze, gdy książę znajdował się tak blisko, jej głowa przestawała myśleć, a ciało zamieniało się w kamień.
- Dobrze myślisz, niosłem cię tu przez cały zamek.- Jej ostatnie wspomnienie z wesela Helaeny i Aegona kończyło się na tańcu z Lordem Umberem, nie pamiętała nic, co stało się później. Zamyślona spojrzała na dłoń Aemonda, ta sama dłoń, która czule dotykała jej plecy, teraz spoczywała na materiale sukni.
- Wczoraj byłaś bardziej rozmowna.- Książę spojrzał prosto w jej twarz, źrenica jego oka była rozszerzona, a jego kolor wydawał się ciemniejszy niż zazwyczaj. Lyanna zerknęła na czarną opaskę, która zakrywała bliznę chłopaka, nie uszło to jego uwadze. Odsunął się trochę dalej, nie przestał jednak na nią patrzeć.
- Wybacz mi zatem książę, za wszystkie słowa, które padły z mych ust, nie pamiętam nawet jednego z nich.- Głos Lyanny był zachrypnięty, zdradziło to fakt, że była onieśmielona. Aemond posłał jej ledwo widoczny zadziorny uśmieszek.
- Żadne z tych słów mnie nie uraziło Lady Blacksword.- Lyanna zaczęła zastanawiać się nad wydarzeniami, które miały miejsce wczorajszej nocy, nic jednak nie przychodziło jej do głowy, frustrowało ją to, lecz nie miała odwagi zapytać, co wtedy robiła. Stała w milczeniu. Aemond jeszcze raz zlustrował ją wzrokiem.
- Pamiętasz słowa przysięgi?- Lyanna pokiwała tylko potwierdzająco głową, prawda była taka, że znała tą przysięgę od kiedy była małym dzieckiem, kiedyś z Jocelyn uwielbiały bawić się w ślub, choć wierzyła w Starych Bogów, czasami czytała w księgach o Siedmiu i panujących tam obrzędach. Wzrok Aemonda skierowany był na srebrny naszyjnik, który zdobił jej szyję, odruchowo podniosła rękę i musnęła palcem delikatną biżuterię. Uczucie noszenia czegoś na szyi było dla niej obce, w Czarnym Zamku żadna kobieta nie oddawała się takim luksusom, nawet suknie były tylko prostym skrawkiem materiału, ciepłym i praktycznym.
- Długo myślałem, kto powinien poprowadzić cię do ołtarzu, twój brat nie jest obecny, więc tą rolę mógłby przejąć król jako ojciec królestwa, lecz on nie jest w stanie wyksztusić nawet jednego słowa, a co dopiero wstać.- Lyanna słuchała go skupieniu, uświadomiła sobie, że za kilka chwil stanie się mężatką. Poczuła w dolnej partii brzucha nieprzyjemny ścisk, zauważyła, że jej dłonie delikatnie drżą, więc bez dłuższego namysłu schowała je za plecy. Posłała Aemondowi sztuczny uśmiech. Nagle dopadło ją uczucie strachu, które mieszało się ze stresem.
- Przyszedłem cię poinformować, że to królewski namiestnik podejmie się tego zadania, pod nieobecność mojego ojca to on przejmuje wszystkie jego obowiązki.- Lyanna widziała jego niepewne spojrzenie, domyślała się więc, że dostrzegł jej dziwne zachowanie.
- To tylko formalność Lady Blacksword, uroczystość skończy się dość szybko, a w sepcie nie pojawi się nikt, kogo nie znasz.- Jego słowa w żaden sposób nie uspokoiły jej nerwów, dla niej nie była to tylko formalność.
- Nie będę zabierał Ci więcej czasu, niedługo zobaczymy się przy ołtarzu.- Z tymi słowami opuścił komnatę, chwilę po jego wyjściu Anya wślizgnęła się do środka i pospiesznym krokiem podeszła do Lyanny. Złapała za jej długie włosy i dokończyła fryzurę, nim się spostrzegła nastał czas, by odbyć podróż do septu. Do komnaty weszło kilku strażników, na ich czele stał Ser Criston Cole. Posłał jej uprzejmy ukłon i wskazał dłonią drzwi, oczekując, że dziewczyna przez nie wyjdzie. Lyanna nie stawiała oporu, posłusznie opuściła pomieszczenie, idąc za strażnikiem z Gwardii Królewskiej. Doprowadził ją do niewielkiego powozu, który był przyzdobiony białymi kwiatami. Wsiadła do środka i zakryła małe okienko czerwoną zasłonką, nie chciała patrzeć na tłumy ludzi, którzy będą podążać za nią wzrokiem. Powóz ruszył, niebawem usłyszała okrzyki prostaczków, którzy wołali jej imię, lecz nie odsłoniła zasłonki nawet wtedy. Skupiła się na oddechu, który z każdą chwilą był coraz szybszy. Starała się, jak tylko mogła, by uspokoić swoje myśli, nie zdołała jednak tego osiągnąć. Powóz zatrzymał się nagle, Lyanna prawie spadła z miękkiego siedziska. Nie spodziewała się, że droga do septu jest tak krótka. Strach sparaliżował ją, nie wiedziała co ma począć. Ze zmartwieniem zacisnęła swoje dłonie na materiale sukni.
- Uspokój się Lyanno.- Szepnęła sama do siebie. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwiczek powozu, w wyjściu stanął Ser Cole, zaproponował dziewczynie swoją dłoń, którą przyjęła. Z pomocą rycerza opuściła malutkie pomieszczonko. Spojrzała na ogromną konstrukcję świątynii i bez zbędnego przedłużania kierowała się w stronę jej wejścia. Wokół septu zgromadzili się mieszkańcy miasta, krzyczeli do niej, niektórzy nawet rzucali jej kwiaty pod nogi, Lyanna pozostała jednak niewzruszona. Skupiła się tylko i wyłącznie na wejściu do świątynii, a gdy przekroczyła jej próg, odetchnęła z ulgą. W środku powitał ją królewski namiestnik. Lady Blacksword spojrzała na jego surowy wyraz twarzy, szybko jednak przeniosła swój wzrok na gości znajdujących się w dalszej części septu. Nie było ich wielu i tak jak mówił Aemond, napotkała tylko znajome twarze. Wzdrygnęła się, gdy poczuła jak Otto Hightower wsuwa na jej ramiona ciężką pelerynę, na której widniało godło jej rodu. Biały, złamany w pół miecz był starannie wyhaftowany na czarnym materiale peleryny. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym panował półmrok. W okół paliło się tysiące świec, a ich blask uspokoił nieco dziewczynę. W oddali dostrzegła siedem rzeźb, które były wytopione ze złota. Ich ogrom zachwycił Lyannę, a światło świec odbijało się od złota, tworząc niesamowitą poświatę. Aemond stał tuż przed nimi, w swoich dłoniach trzymał czarną pelerynę, która symbolizować miała jej stan małżeński, bowiem materiał spoczywający na jej ramieniach świadczył o jej panieństwie. Namiestnik złapał ją za ramię i lekko pociągnął za sobą. Ruszyła przez ogromne pomieszczenie, w którym echem odbijał się stukot jej pantofelków. Wzrok obecnych gości spoczywał na niej, kątem oka spojrzała na Lysę, która posyłała jej uspokajający uśmiech, obok niej stał jej pan mąż, a nieopodal swoje miejsce zajmowała Jocelyn. Po drugiej stronie stało zdecydowanie więcej osób. Królowa znajdowała się najbliżej ołtarza, zaraz za nią stała Helaena razem ze swoim mężem. Nie dostrzegła jednak Rheanyry oraz jej dzieci, podobnie było z Daemonem, jego córek również zabrakło. Gdzieś w oddali zauważyła księżniczkę Rhaenys, która czujnie obserwowała każdy jej krok. Lyanna przeniosła swoje spojrzenie na Septona, który był ubrany w białą szatę, trzymał w dłoni jedwabną wstążkę. Gdy stanęła naprzeciwko Aemonda, namiestnik zrzucił z jej ramion płaszcz, który ciężko opadł na kamienną podłogę.
- Okryj ramiona panny młodej i weź ją pod swoją opiekę.- Słowa Septona rozniosły się po całym pomieszczeniu. Aemond rozłożył, dużych rozmiarów materiał, który do tej pory ściskał w dłoniach. Płaszcz był wykonany z atłasu, a na jego środku znajdował się trojgłowy smok. Czerwone kamienie przyszyte do materiału, połyskiwały złowrogo. Lyanna przez moment zamarła, stała w bezruchu i patrzyła na chłopaka, który posyłał jej ponaglające spojrzenie. W końcu odwróciła się do niego plecami, a on zarzucił płaszcz na jej ramiona. Ciężar materiału boleśnie przypominał jej o końcu pewnego okresu w jej życiu, niebawem miała stać się żoną, a następnie matką.
- W imieniu Siedmiu, niniejszym zespajam te dwie dusze w jedno, aż po nieskończoność. Spójrzcie sobie w oczy i wypowiedzcie słowa przysięgi.- Po plecach Lyanny przeszedł dreszcz, gdy napotkała wzrok Aemonda. Jasna tęczówka chłopaka przenikała ją dogłębnie, nigdy wcześniej nie patrzył na nią w ten sposób. Aemond złapał jej rękę, którą niepewnie uniosła. Ich głosy rozniosły się po sepcie, a kapłan związał ich dłonie jedwabną wstążką.
- Ojciec. Kowal. Wojownik. Matka. Dziewica. Starucha. Nieznajomy. Jestem jego, a on jest mój. Od tego dnia, aż po kres mych dni.- Książę posłał jej ledwo widoczny, zwycięski uśmieszek, zaraz jednak jego twarz na powrót stała się chłodna i surowa.
- Tym pocałunkiem ślubuję Ci miłość i biorę cię sobie za pana i męża.- Jej głos był cichy i niepewny, w trakcie przysięgi załamał się, przez moment zawahała się, zapominając słów, które powinna wypowiedzieć.
- Tym pocałunkiem ślubuję Ci miłość i biorę sobie ciebie za panią i żonę.- Książę był znacznie bardziej stanowczy, nachylił się do Lyanny i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Zamarła, ciepło rozeszło się gwałtownie po jej ciele. Jej serce zabiło szybciej i mocniej, przez moment obawiała się, że jego dźwięk dotrze do uszu chłopaka i znajdujących się w pomieszczeniu gości.
- Na oczach bogów i ludzi uroczyście ogłaszam, że Aemond z rodu Targaryenów i Lyanna z rodu Blackswordów są mężem i żoną, jednym ciałem, jednym sercem, jedną duszą, teraz i na wieki, i niech przeklęty będzie ten, kto stanie między nimi.

Blacksword | Aemond TargaryenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz