Straszna samotność

993 95 10
                                    

                       Było późne popołudnie, gdy służki poinformowały Lyanne o decyzji księcia Aemonda, który wyraził swoje życzenie, by przenieść dziewczynę do komnat bliżej jego własnych pokoi. Nie sprzeciwiała się, wiedziała, że prędzej czy później to nastąpi, termin ślubu był coraz bliżej, a jej kontakt z przyszłym mężem był znikomy. Patrzyła więc jak służki pakują jej rzeczy w kufry i przenoszą je do części zamku znacznie odległej od komnaty, w której musiała pozostać Jocelyn. Napawało ją to przerażeniem. Nie chciała znajdować się tak blisko księcia, bez przyjaciółki, która pocieszyłaby ją swoim towarzystwem. Nie miała jednak wyboru, nim zastał wieczór wszystkie przedmioty Lady Blacksword znalazły swoje miejsce w nowej komnacie, tylko ona sama nie mogła się w niej odnaleźć. Przechadzała się po pokoju z kotem na rękach i bacznym wzrokiem obserwowała każdy szczegół jej nowego przybytku. Komnata była znacznie większa, lecz sprawiała wrażenie mrocznej i chłodnej, czuła się niemal jak w lochach. Meble nie różniły się od tych, które pożegnała na wieży, miały tylko kilka dodatkowych zdobień, które nie interesowały dziewczynę. Jej uwagę przykuł wielki arras, który zajmował całą ścianę. Przedstawiał on smoki, na ich grzbietach dostrzegła jasnowłosych jeźdźców bez twarzy. Po plecach przeszedł ją zimny dreszcz. Zdecydowała, że z samego rana poprosi służki, by zdjęły ozdobę ze ściany, bowiem to arras nadawał komnacie mrocznego wydźwięku. Myśl o spędzeniu nocy w pokoju napawała ją strachem, w końcu jednak musiała legnąć do wielkiego łoża z nadzieją, że uda jej się zasnąć choć na kilka chwil. Przeliczyła się jednak, sen nie nadchodził, a ona z przerażeniem wpatrywała się w ogromny arras, na który padał blask księżyca. Słyszała jak mały kociak zwiedza zakamarki komnaty, wydając przy tym niepokojące dźwięki, co jeszcze bardziej działało na jej wyobraźnię. Nie mogła wytrzymać bezsenności, w końcu wstała w środku nocy i zarzuciła gruby koc na plecy. Poczuła jak mały zwierzak ociera się o jej gołe stopy, wystraszyło ją to, lecz chwilę później podniosła go z ziemi i przytuliła do piersi. Powolnym krokiem podeszła do drzwi i delikatnie je uchyliła. Wyszła na pusty korytarz oświetlony pochodniami. Kierowała się w stronę komnat, które wskazały jej służki nim zapadła noc. Zapukała do drzwi, a gdy usłyszała ciche przyzwolenie na wejście, bez wahania pchnęła je i weszła do środka. Książę Aemond siedział przy dębowym stole, a jego twarz oświetlał blask świec, które stały nieopodal. Czytał opasłą księgę, Lyanna czekała aż pośle jej spojrzenie, lecz nie spieszyło mu się. Dopiero gdy doczytał stronę księgi, przyjrzał się dziewczynie. Dostrzegła w jego twarzy zaskoczenie, zapewne była ostatnią osobą, której spodziewałby się w swoich komnatach, szybko jednak jego wyraz twarzy stał się obojętny. Intensywność jego spojrzenia sprawiła, że na twarzy Lyanny pojawił się rumieniec. Zaczęła zastanawiać się, czy jej impulsywna decyzja była słuszna, gdy stała przed jego obliczem wizja bezsennej nocy nie wydawała się już tak straszna.
- Lady Blacksword.- Jego zachrypnięty głos odbił się od ścian komnaty. Wyglądał na zmęczonego, choć nie widziała go dokładnie z tak daleka. Niepewnie postawiła kilka korków na przód, nie odważyła się jednak, by podejść do księcia jeszcze bliżej.
- Proszę byś zezwolił Lady Jocelyn na przeniesienie się do komnaty, którą mi wybrałeś książę.- Aemond nawet nie drgnął, jego jasna tęczówka piorunowała ją spojrzeniem.
- Przebywasz z Lady Jocelyn niemal cały dzień, myślę, że dobrze jej zrobi odrobina samotności.- Lyanna przytuliła mocniej kota, którego przyniosła ze sobą do jego komnaty. Zwierzątko zamruczało cicho.
- Więc przydziel mi służkę, w pomieszczeniu jest dużo miejsca, na pewno znajdzie się dla niej wygodny materac.- Lady Blacksword była zdesperowana, nie chciała przebywać sama nawet chwili dłużej.
- Nie jesteś już małą dziewczynką Lyanno, nie pozwolę byś dzieliła komnatę ze służącą.- Zadrżała słysząc swoje imię w jego ustach. Nie mogła przywyknąć do myśli, że niebawem stanie się jej mężem.
- Przez całe życie zasypiałam w obecności mojej siostry, później Lady Jocelyn zajęła jej miejsce. Boję się samotności, więc nie zbywaj mnie i choć raz wysłuchaj mojej prośby.- Jej podniesiony głos dotarł do uszu księcia, lecz nie zareagował w żaden sposób. Nastała cisza, a ona powoli zaczynała tracić nadzieję. Aemond nigdy nie dbał o jej zdanie, narzucał jej własne rozwiązania i oczekiwał, że dziewczyna będzie posłuszna, tej jednej kwestii jednak nie zamierzała odpuszczać. Znalazła się daleko od domu i była nieszczęśliwa, nie chciała do tego wszystkiego zasypiać każdej nocy ze strachem.
- Więc zostań tutaj. Jutro pomyślę co z tym poczynić.- Książę przeniósł swój wzrok na księgę, przekręcił jej stronicę i zajął się czytaniem. Lyanna stała w miejscu, zaczęła zastanawiać się, czy zdarzenia, które miały przed chwilą miejsce nie były wytworem jej wyobraźni. Nie wiedziała co jest gorsze, zasypianie w samotności, czy zasypianie w towarzystwie Aemonda. W końcu jednak podeszła niepewnie do łoża księcia, co chwilę oglądała się za siebie, by zobaczyć reakcję chłopaka na jej poczynania. Aemond nie spuszczał wzroku z księgi. Położyła czarnego kota na brzeg łóżka i powoli wślizgnęła się pod jedwabną pościel leżącą na łożu. Położyła głowę na miękkiej poduszcze i zamknęła oczy. Nie mogła jednak uspokoić swych myśli. Rzadko kiedy zostawała z księciem sam na sam, pomyślała, że to odpowiednia chwila by zadać mu pytanie, które dręczyło ją od dawna. Minęło sporo czasu, nim nabrała odwagi.
- Dlaczego ja?- Otworzyła oczy i spojrzała na prawy profil chłopaka.
- Obawiam się, że nie do końca rozumiem co masz na myśli.- Nie oderwał się od lektury, przełożył kolejną kartkę księgi.
- Dlaczego to mnie wybrałeś na swoją żonę?- Jej cichy głos rozniósł się po wielkiej komnacie. Ścisnęła dłońmi jedwabną pościel i z niecierpliwością czekała na odpowiedź.
- Za niektórymi decyzjami nie stoją żadne głębsze rozwarzania. Kiedyś i tak musiałbym się zaręczyć, więc równie dobrze mogłem zrobić to od razu, mając za kandydatkę młodą, piękną Lady.- Nie przepadała za księciem, lecz kiedy mówił, że jest piękna, czuła ciepło, które rozchodziło się po jej ciele, tak było i tym razem. W komnacie panowała niemal całkowita ciemność, więc chłopak nie mógł dostrzec rumieńca na jej twarzy.
- Nie żałujesz swojej decyzji?- Lyanna nabrała nieco śmiałości, zamierzała w pełni wykorzystać okazję, która mogła się więcej nie powtórzyć.
- To nie ma najmniejszego znaczenia.- Jego słowa ukuły ją, poczuła nagłe rozczarowanie.
- Wciąż masz czas, by zerwać zaręczyny.- Jej oschły ton głosu w końcu przykuł jego uwagę. Spojrzał na nią, choć Lyanna była pewna, że nie może jej dostrzec. Odruchowo nasunęła puchową pierzynę na twarz, zostawiając ją odkrytą na tyle by mogła bezkarnie patrzeć na księcia.
- Moje słowa nie są dymem, nie znikają w powietrzu. Powiedziałem, że cię poślubię i zrobię to, nawet jeśli miałabyś mnie za to nienawidzić do końca swego życia.- Wszelka odwaga Lyanny minęła. Zamknęła oczy i skuliła się w kłębek. Zasnęła niemal od razu.
Przebudziła się dopiero o świcie, gdy niebo za oknem było jeszcze szare i zamglone. Niepewnie rozejrzała się po całej komnacie. Znalazła księcia po drugiej stronie łoża, odwróconego plecami do niej. Zaspanym wzrokiem spojrzała na bladą skórę księcia, w niektórych miejscach dostrzegła niewielkie blizny. Wiedziała, że Aemond śpi, słyszała jego równy oddech. Niepewnie spojrzała na jego jasne włosy. Pod wpływem impulsu wyciągnęła swoją rękę w jego stronę. Delikatnie dotknęła jednej z wielu blizn chłopaka, szybko jednak zabrała rękę i w myślach skarciła się za bezmyślne zachowanie. Długo wpatrywała się w niego, w końcu jednak zamknęła oczy, z zamiarem ponownego zaśnięcia. Nim jednak to nastąpiło wyszeptała jedno zdanie, które nigdy miało nie dotrzeć do uszu księcia.
- Nie nienawidzę cię, po prostu nie chce być twoim przedmiotem.

Blacksword | Aemond TargaryenWhere stories live. Discover now