Kobiety z Północy

1K 97 6
                                    

                        Jeden ze strażników Gwardii Królewskiej przekazał mu, że jego Pani matka pragnie się z nim widzieć. Nie zwlekając, ruszył w stronę zamku, nim jednak zdołał przekroczyć jego próg, zaczepiła go Lady Mormont. Powitała go skinieniem głowy, dostrzegł na jej twarzy wyraz zmartwienia.
- Nie zastałam Lady Lyanny w jej komnacie. Przeszukałam wszystkie miejsca, w których mogłaby być, lecz i tam jej nie znalazłam.- Zdziwił się, że Jocelyn przyszła z tym do niego, zdawał sobie sprawę jak bardzo dziewczyna go nie znosi.
- Gdy ostatni raz ją widziałem, była w moich komnatach.- Z ledwością powstrzymał się od posłania Jocelyn złośliwego uśmiechu. Dziewczyna nie potrafiła jednak ukryć swoich emocji, zszokowana patrzyła na jego oblicze, szybko jednak opamiętała się. Posłała mu sztuczny uśmiech.
- Mogłabym sprawdzić czy nadal tam przebywa?- Patrząc prosto w jej oczy, zdecydował, że jednak nie chce zachowywać pozorów przyzwoitości. Odpłacił się jej złośliwym uśmiechem.
- Nie widzę ku temu przeciwskazań.- Skinął jej głową i minął pośpiesznie, dumny, że zasiał w myślach dziewczyny ziarenko wątpliwości. Przemierzał korytarze Czerwonej Twierdzy, zastanawiając się nad powodem, przez który został wezwany do matki. Spodziewał się, że chodzi o wczorajszą noc, plotki w jego rodzinnym domu rozchodziły się niemal natychmiastowo, a jego rodzicielka miała w całym zamku obserwatorów, którzy donosili jej o każdym jego potknięciu. Niebawem miał się przekonać o słuszności swoich domysłów.
Zastał Królową na żwawej dyskusji z Ser Cristonem Colem. Oboje ucichli, gdy tylko znalazł się w pobliżu. Matka jako pierwsza dostrzegła jego obecność, z uśmiechem na ustach podeszła do syna, ucałowała jego policzki. Ser Criston powitał go skinieniem głowy, zaraz jednak opuścił komnatę.
- Mój syn stoi przede mną cały i zdrowy. Wygląda na to, że wczorajszej nocy sztylet nie dosięgnął twojego serca.- Królowa podeszła do niewielkiego fotela, który stał pod ścianą komnaty. Rozsiadła się w nim.
- Nie kpij ze mnie matko. Okazało się, że Lady Blacksword bardziej niż mnie obawia się ciemnych i pustych komnat.- Królowa pokręciła z niedowierzaniem głową. Nie wyglądała na złą, więc Aemond nie rozumiał jej złośliwości.
- Odebrałeś jej dziewictwo?- Spodziewał się tego pytania. Podszedł bliżej matki i sięgnął po kielich, który stał na komodzie obok fotela. Upił z niego łyk i odstawił go na miejsce. Z niesmakiem spojrzał na dzban z winem, zapomniał już, że jego rodzicielka pije tylko bardzo słodkie napitki.
- Nie.- Zaprzeczył stanowczo. Pomyślał o Lyannie i zdał sobie sprawę, że od teraz kwestia jej cnoty będzie notorycznie podważana. Widział w wyrazie twarzy matki, że ta nie wierzy w jego słowa, nie zamierzał się jej jednak tłumaczyć.
- Cóż, to i tak nie ma znaczenia. Służba ma na nią oko, a plotki rozchodzą się szybciej niż zdążę je usłyszeć.- Aemond usiadł na fotel, który stał naprzeciwko Królowej.
- To za twoją sprawą tak ją obserwują.- Oparł się wygodnie o fotel i przymknął oko. Zeszłej nocy spał bardzo mało. Lyanna odwiedziła go dość późno, gdy zasnęła długo zastanawiał się, czy powinien dzielić z nią jedno łoże, w końcu jednak zmęczenie wygrało i zajął miejsce obok dziewczyny. Obudziła go o świcie swoim dotykiem, nie mogła wiedzieć, że jego sen jest niespokojny, a nawet tak delikatna czynność wzbudza w nim gotowość do działania. Niemal nie sięgnął po sztylet, który spoczywał na komodzie obok łoża. Niemniej jednak usłyszał jej słowa, a myśl, że dotknęła go z własnej woli pozwalała mu sądzić, że dziewczyna jednak nie boi się go tak bardzo jak przypuszczał. Przez moment nawet skusił się o stwierdzenie, że Lyanna powoli przekonuje się do jego osoby.
- Nie miej mi tego za złe synu, jest obca, a ja chciałam wiedzieć, czy stanowisko, które ma zająć nie jest ponad jej siły.- Poczuł jak Królowa kładzie swoją rękę na jego kolano. Pogłaskała go czule, lecz nawet wtedy nie otworzył oka, odczuwał zmęczenie na każdym kroku.
- I do jakich wniosków doszłaś?- Alicent zabrała dłoń.
- W środku nocy odwiedza komnaty księcia, myślę, że wczóła się w swoją rolę, nim jeszcze dobrze się zaczęła.- Nie widział twarzy matki, lecz mógł domyślać się tylko, że jej wyraz jest pełen konsternacji. Aemond prychnął.
- Nic bardziej mylnego, od miesięcy jest chłodna i zdawkowa. Wczorajsza noc była jedyną okazją, gdzie przebywałem z nią tak długo, a i wtedy przez większość czasu spała.- Królowa zaśmiała się cicho.
- Ostrzegałam cię synu, teraz jest jednak za późno. Od dzisiejszego dnia jej cnota będzie podlegała wątpliwościom, a jeśli nie weźmiesz jej za żonę okryjesz nasz ród hańbą.- Aemond otworzył oko i poprawił się na siedzisku. Spojrzał na matkę i z irytacją zauważył na jej twarzy zwycięski uśmiech.
- Nie powiedziałem, że jej nie chcę, tylko, że nie potrafię do niej dotrzeć.- Zdenerwowany wstał z fotela. Przeszedł się wzdłuż komnaty i podszedł do wielkiego okna znajdującego się na zachodniej ścianie pokoju. Stał do matki plecami. Nie miał cierpliwości do drwin padających z jej ust. Zawsze szybko się złościł.
- Kobiety z Północy są skromne i wierne aż do bólu, lecz drzemie w nich siła i niezależność. Twoja mała Lady nie chce byś ją poskramiał.- Królowa wstała z wygodnego siedziska i podeszła do syna. Swoją dłoń położyła na jego ramię.
- Jako twoja matka mogę ci tylko zalecić byś okazał jej odrobinę ciepła i czułości. Jeśli zasnęła w twoim łożu, jesteś na dobrej drodze.- Spojrzał na matkę, ta posłała mu słodki uśmiech. Problem tkwił w tym, że czułość i ciepło przychodziły mu z wielkim trudem.
- Chciałam cię przestrzec synu.- Przeniósł wzrok na widok za oknem. Z zamyślonym wzrokiem spoglądał na zieleń królewskich ogrodów. Usłyszał dziewczęce śmiech, niebawem w oddali wyłoniły się trzy panny, które najpewniej zmierzały do Bożego Gaju.
- W jakiej kwestii?- Jego wzrok wędrował za Lady Lyanną, Lady Jocelyn i jego siostrą. Domyślał się więc, że gdy Jocelyn Mormont pojawiła się w jego komnatach, Lyanna wstała już i była gotowa do wyjścia. Z satysfakcją zauważył, że ma na sobie granatową suknię, którą rozkazał zostawić służkom w jego komnacie.
- Dziś rano przyleciał kruk od Lorda Końca Burzy. Zmierza na wesele twoje i twojego brata razem ze swoją bękarcią córką. Niestety wiem jaką masz do niej słabość, nie chcę byś zhanbił swoją przyszłą żonę już pierwszego dnia po ślubie.

Blacksword | Aemond TargaryenWhere stories live. Discover now