{36}

2K 102 28
                                    

15 minut do meczu

Czy byłam świadoma co robię? Ani trochę. Czy kierował mną stres? Oczywiście. 

Pobiegłam do szatni piłkarzy szybkim ruchem otwierając drzwi, nie zwracałam uwagi na to że Luis prawił im jakąś gadkę. Podeszłam do Gaviry, jego spojrzenie wykazywało że miał mnie za jakąś wariatkę, tak samo jak reszta. 

— Gavira — położyłam ręce na jego ramiona, sama nie wiedząc co robię — Nie ważne co ten idiota zrobi, nie rób mu krzywdy — brunet zmarszczył brwi, a ja wpatrywałam się w jego twarz czekając aż coś powie 

— Nie wiem o co ci chodzi ale jesteś popaprana — parsknął śmiechem, przewróciłam oczami nadal nie odrywając rąk od jego barków 

— Jezu Gavira, chodzi mi o to że nie ważne co Bellingham będzie chciał zrobić nie dawaj mu się zprowokować, bo tylko o to m chodzi. Rozumiesz? — odparłam na jednym wdechu, na twarzy chłopaka pojawił się cwaniacki uśmieszek, co oznaczało że zaraz dowali jakimś tekscikiem

— Martwisz się co Wright? — zaśmiał się ściągając moje dłonie z jego ciała, jednak nie puszczał ich tylko delikatnie gładził kciukami — Postaram się zrobić wszystko aby nie zrobić mu krzywdy, ale jeśli już to się stanie nie ruszaj się z miejsca, dobra? — uniosłam brwi nie rozumiejąc dlaczego, przygryzłam policzek od środka czując jak bardziej zaciska palce na moich rękach — Obiecaj mi Liza — rzekł nieco ciszej, wzięłam głęboki wdech zastanawiając się czy nie będę tego żałować

— Nie mogę ci tego obiecać Gavira, co jeśli go tam zabijesz? Nie będę siedziała i patrzyła na to wszystko, nie dam rady się nie ruszać — nie podobało mi się to jak rozmawialiśmy o takich sprwach przy wszytskich piłkarzach jak i samym trenerze 

— Jeny Liza poprostu mi obiecaj... — przymknął powieki nabierając więcej powietrza, nie mogłam tego zrobić, bo jakbym wypowiedziała te słowa mogły by dla niego coś znaczyć, a dla mnie zupełnie nic, były by to puste i nic nie znaczące słowa

Wyrwałam się z jego uścisku odchodząc, zanim jednak wyszłam za drzwi spojrzałam na każdego po kolei. Wpatrywali się we mnie jak w jakieś dziwadło, jednak najbardziej skupiłam wzrok na brunecie. Przygryzał od środka policzek, co oznaczało że się nieco wkurzył. Wolałam nie obiecywać mu tego, niż podbiec do Bellinghama kiedy Pablo coś mu zrobi kiedy to obiecałam mu że tego nie zrobię. 

Nie mogłam obiecać czegoś z czego bym się nie wywiązała. Po prostu nie potrafiłam tego nikomu zrobić... Nawet Gavirze...

Powędrowałam na trybuny, coraz bardziej obawiając się co wydarzy się na murawie. Byłam pewna że Jude zrobi wszystko, aby ściągnąć Gaviego z boiska. Nie mogłam na to pozwolić, nie mogłam pozwolić by tej powalonej dwójce coś się stało. 

Do rozpoczęcia rozgrywki zostało zaledwie pięć minut, stres zżerał mnie od środka, a ja nic nie mogłam z tym zrobić. Co jeśli przegramy? Co jeśli nie wyjdziemy z grupy? Co wtedy będzie? Spędzimy ze sobą mniej czasu, a ja się wyprowadzę? Nie. Tak nie mogło być. Nie mogliśmy przegrać, nie w tym momencie. 

Usiadłam na plastikowym krzesełku wpatrując się w wychodzących na murawę piłkarzy obu drużyn. Bawiłam się palcami chcąc odgonić nieprzyjemne myśli, mój wzrok lądował na dwóch osobach. Można było się domyślić kim byli. Przeskakiwałam spojrzeniem to na bruneta to na ciemnowłosego. Szczerze mówiąc to nie wiem czemu tak robiłam, może potrzebowałam ich spojrzenia w moją stronę? 

Dźwięk gwizdka dotarł do moich uszu, byłam pewna że będzie to najbardziej stresujące dziewięćdziesiąt minut w moim życiu. Zwracałam uwagę tylko i wyłącznie na odległość dzielącą dwóch piłkarzy z przeciwnych drużyn. Coraz bardziej się do siebie zbliżali, a mnie to niepokoiło. Poderwałam się z miejsca widząc stojących obok siebie zawodników. Jeden z numerem dwadzieścia dwa a drugi z dziewiątką. 

You Are Not Good | Pablo GaviraWhere stories live. Discover now