Rozdział XVII „Wielki powrót"

980 41 34
                                    

Miłego czytania mordeczki. ❤️

29.10.2019. Teksas, Austin.

Layla.

Gdy z ust mężczyzny padło słowo „Kolumbia" na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Wiedziałam, że taka szansa może się nie powtórzyć. Od jedenastu lat nie mam kontaktu z rodzeństwem, od jedenastu lat nie byłam w kraju, w którym się urodziłam. I w końcu nadarzyła się okazja aby wrócić do domu... chociaż na chwilę.

Czy tak smakuje szczęście? Szczerze mówiąc już zapomniałam jakie to uczucie. Pierwszy raz od śmierci rodziców poczułam coś więcej niż złość i smutek. Nie do końca jestem w stanie określić co to.. ale tym razem, dla odmiany jest to miłe i przyjemne doznanie. Myślałam, że poczucie nadziei już nigdy nie wróci.

Wychodzi na to, że się myliłam, że nie wszystko jeszcze stracone.

To moja szansa na naprawienia wszystkiego... i nie mam zamiaru jej zaprzepaścić.

Gdy wydobyłam już wszystkie potrzebne informacje od mężczyzny, szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Tak się ekscytowałam na myśl, że w końcu spotkam moje rodzeństwo, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Tak bardzo się za nimi stęskniłam. Jestem ciekawa jak teraz wyglądają... Leo na pewno już dawno mnie przerósł, a Melissa zapewne jest teraz prześliczną nastolatką z długimi blond włosami niczym roszpunka.

Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że Emilio i Cristina krzywdzą  ich tak samo jak krzywdzili mnie. Wzięłam na siebie cały ten ból tylko i wyłącznie dla nich. Znosiłam każdego dnia dotyk obcych mężczyzn na swoim nagim ciele, znosiłam głód i  przemoc.. wszystko tylko po to aby oni nie musieli cierpieć, aby mieli szanse na normalne, dobre życie, na które w końcu zasługują.

Dlatego przysięgam, że jeśli spadł im chociaż włos z głowy to państwo Navarro nie stracą jedynie włosów, a całe głowy.

-Hej, hej, a ty gdzie tak biegniesz!?- krzyknął Charlie powoli dorównując mi kroku.

-Nieważne- odparłam odwracając od niego głowę. Kolumbia to tylko i wyłącznie moja misja. Pomógł  mi tutaj.. ale to wystarczy. Nie mam zamiaru nikomu  mówić o moim rodzeństwie i tym bardziej o ukrytym celu tej podróży. To zadanie, które muszę wykonać w pojedynkę.

-Chyba jednak ważne skoro nagle wystrzeliłaś jak z armaty. To nasze wspólne zlecenie, więc fajnie jakbyś nauczyła się współpracować- chłopak westchnął ciężko i zajął miejsce po stronie pasażera. Widziałam jak walczy ze sobą byle tylko nie przewrócić oczami.

-Wole działać samodzielnie jakbyś jeszcze nie zauważył- mruknęłam z wyczuwalną irytacją w głosie, na co brunet w odpowiedzi tylko pokręcił głową zaciskając przy tym szczękę. Dopiero teraz zauważyłam jak mocno uwydatnione są jego kości policzkowe. Podejrzewam, że większość lasek mdleje na widok jego uśmiechu i tych przeklętych dołeczków gdy się szczerzy.

-Rozpuszczona jedynaczka, czyżby?- odpowiedział, odwracając głowę w stronę okna.

Nie no tego było już za wiele. Miałam ochotę wyrzucić go z tego samochodu, a następnie jakoś „przypadkiem" po nim przejechać.

Po chwili jednak zamiast złości ku mojemu zaskoczeniu w moim sercu pojawiło się uczucie żalu i goryczy. Zaczęłam nawet myśleć, że może ma racje... może byłam zbyt rozpuszczona, może za mało zrobiłam dla swojego rodzeństwa i myślałam tylko o sobie. Może oni teraz przechodzą przez gorsze rzeczy niż ja. Może gdybym się bardziej postarała ,znalazłabym ich wcześniej... W mojej głowie powoli tworzył się mętlik.

Tak bardzo nienawidzę tego, że w ciągu kilku sekund mój nastrój może ulec zmianie. Jeszcze przed chwilą byłam w stanie rozszarpać go na strzępy za wypowiedzenie tych słów. A teraz myślę tylko o tym czy z Melissą i Leo wszystko okej... i czy przypadkiem to wszystko nie jest moją winą...

Living a lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz