Rozdział XXXVIII „Przypadek"

367 31 43
                                    

Siema cześć witam.

Jak tam co tam i w ogóle?

Nie musicie się stresować bo rozdział spokój i chilerka i zawsze z resztą. Także miłego czytania wam życzę i wiecie co robic. Gwiazdka instagram tik tok i pare miłych słów do podbudowania mojego ego.

Czytajcie do końca bo mam dwie dobre wiadomości. 

***

Austin, Teksas.

Layla.

Przysięgam, że trafię do wariatkowa któregoś dnia. Bo to niemożliwe żebym pozostała normalna mając za rodziców tych ludzi.

Niech się cieszą, że lubię czarny humor i generalnie to jestem lekko pierdolnięta gdyż każda inna osoba już dawno uciekła by z krzykiem od nich.

Jak najdalej stąd.

Jakaś Nowa Zelandia czy coś. Brzmi dobrze. Chociaż ja uciekam na wymarzone Malediwy gdy skończę ogarniać już ten cały syf zwany także moim życie.

Ta...

Tymczasem ja mimo kończącej się cierpliwości nadal tu siedzę i czekam na wyjaśnienia. Czekam na wyjaśnienia z nadzieją, że cokolwiek zacznę rozumieć.

Jest ze mną tak źle, że nie wiem już sama czy czuje się smutna, zrozpaczona, zła, zażenowana, a może rozbawiona tą całą sytuacją. (Może to też być kwestia tego, że zbliża mi się okres..., a podczas okresu lepiej się do mnie nie zbliżać)

Ale tak na poważnie... To wszystko jest tak absurdalne, że ledwo mieści mi się w głowie.

-Możecie mi w końcu wszystko wyznać? Mam dość tego, że w dalszym ciągu próbujecie coś ukryć.. – odchyliłam głowę do tyłu by wziąć głębszy oddech.- Co z wami nie tak?- dodałam ledwo słyszalnym głosem.

-Nie chciałam ci tego mówić.. bo źle byś o nas myślała..- zaczęła tłumaczyć się kobieta.

Ona sobie żartuje czy żartuje?

-Ja? Miałabym o was źle pomyśleć?- wytrzeszczyłam oczy kręcąc głową na boki.- Nie no gdzież bym śmiała o tak wspaniałomyślnych rodzicach. Dzięki wam ściga mnie tylko jeden seryjny morderca, a przecież mogło być ich dwóch. Czyż nie?- zdobyłam się na sztuczny, cukierkowy uśmiech.

-Możesz być poważna? Rozmawiamy o naprawdę trudnych dla nas rzeczach- Gabriella zacisnęła usta w wąską linie i wbiła swoje spojrzenie w blat stołu.

-Nie- odpowiedziałam bez zastanowienia i wzruszyłam ramionami.

-Layla..- odezwał się w końcu Mój ojciec.

-Marco?- Przechyliłam głowę w jego stronę mrużąc oczy.- Znaczy się... - odchrząknęłam natychmiastowo- Ojcze, tato, rodzicielu, Proszę pana?, ej Ty? Uhh nie wiem jak się do ciebie zwracać- warknęłam z irytacji. Niby ojciec ale tak nie do końca. Tata to zbyt miłe określenie dla takiego człowieka. Rodzicielu-odkleiło mi się, pomińmy to. Proszę pana.. no w zasadzie jest dla mnie starszym panem ale jednak rodziną... Nie wiem naprawdę nie wiem.

To takie skomplikowane. Łączą nas więzy krwi ale jesteśmy sobie obcy. Jesteśmy rodziną, która nic o sobie nie wie. Rodziną, która nie zachowuje się jak rodzina. Dlatego skąd mam wiedzieć jak się do niego zwracać. Skąd mam wiedzieć co będzie odpowiednie.

-Marco będzie w porządku na sam początek.- odparł krótko ignorując moją wcześniejszą paplaninę słów.

Na sam początek? Kolejny żartowniś. Nasza relacja się skończy zanim się zacznie tak się składa. Chce poznać prawdę.. tylko dlatego Tu jestem. A gdy już poznam nie chce mieć z nimi nic wspólnego.

Living a lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz