rozdział 7

188 10 10
                                    

- Jesteście. W samą porę. - przywitała ich, jak zwykle uśmiechnięta, profesor Garlic. Złożyła razem swoje dłonie i przyłożyła je do ust, aby się ogrzać. Tak jak Laura przypuszczała, w szklarniach wieczorami było bardzo zimno.

- Dobry wieczór, pani profesor. - odpowiedzieli niemal w tym samym czasie. To miejsce o tak później porze miały niesamowity klimat. Blade światło księżyca przedzierało się przez szyby, a rośliny rzucały różnokształtne tajemnicze cienie. Jedynym oświetleniem były gdzieniegdzie poustawiane lampiony oraz radośnie latające świetliki.

- Nigdy bym się was tutaj nie spodziewała. - odparła zawiedzionym głosem. - Ale każdemu zdarza się coś naskrobać, prawda? - Ślizgoni uśmiechnęli się delikatnie i przytaknęli głowami. Woleli nie wgłębiać się w szczegóły. - No dobrze, kwiatuszki. Szlabany u mnie zdążają się bardzo rzadko. Macie szczęście, bo większość uczniów wychodzi z nich z uśmiechem. Nieraz zdarzało się, że specjalnie rozrabiali, aby tylko móc mnie odwiedzać po lekcjach. - zachichotała.

- Nie dziwnego, pani profesor. Jest pani jedną z najlepszych nauczycieli w Hogwarcie. - podlizał się Sebastian.

- Nie ma lepszych lub gorszych, kwiatuszku. Ale dziękuję. - odpowiedziała uśmiechając się ciepło w ich stronę. Jej rude włosy lśniły w migotającym świetle lampionu. - Zazwyczaj szlabany uczniowie odbywają osobno lecz moja wyjątkowa prośba wymaga współpracy przynajmniej dwóch osób. Czy znacie może takie stworzenie jak lunaballa?

- Oczywiście, pani profesor. - powiedziała z zapałem Laura, która bardzo fascynowała się tymi stworzeniami.

- Świetnie! - pochwaliła nauczycielka. - W takim razie pewnie wiecie jakie wspaniałe właściwości dla roślin mają ich odchody. Tak się składa, że mamy dziś pełnię. To idealna okazja aby udać się po nie do legowiska lubaballi. - Garlic mówiła z ogromnym natchnieniem. Laura zerknęła na Sebastiana, którego mina wyrażała zniesmaczenie. Rudowłosa schyliła się pod stojący obok niej stolik, z którego wyciągnęła dwa ciemnozielone worki. - Proszę. Są zaczarowane tak, aby niwelowały brzydki zapach.

- Gdzie jest najbliższe legowisko, pani profesor? - zapytała Laura biorąc od niej worki. Stojący obok brunet wolał milczeć, aby czasem nie rzucić niemiłego słowa w stronę nauczycielki. Nie tak wyobrażał sobie ten wieczór. Już wolał pucować wszystkie filiżanki w klasie wróżbiarstwa.

- Z tego co słyszałam od profesor Howin, to na wzniesieniu nad szkolnym boiskiem do quidditcha. Musimy wyjść północnym wyjściem. Gotowi? - zapytała z entuzjazmem.

- Tak, pani profesor. Miejmy to już za sobą. - odezwał się w końcu niezbyt chętny do działania Sebastian.

     Gdy tylko przekroczyli bramę zamku Laura zaczęła bardzo wciągającą rozmowę z Mirabel. Towarzyszący im brunet słuchał uważnie. Był pod wrażeniem, że Laura tak wiele wiedziała na temat magicznych stworzeń. Niechcący nawet sam wygadał się nauczycielce o posiadaniu niuchacza. Musiał skłamać, że dobrze go wyszkolił i ograniczył podkradanie przez niego błyskotek.

     Droga do legowiska nie była aż tak ciężka, jak się im wydawało. Wspólna rozmowa zdecydowanie umiliła czas podróży. Gdy dotarli na miejsce, ujrzeli wysokie drzewo o bardzo grubych i zakręconych korzeniach. Pod nim znajdowała się niewielka dziura, z której wyłaniały się lunaballe. Większe wrażenie zrobił na nich jednak widok ze wzniesienia. Znajdowali się centralnie nad boiskiem do quidditcha, a przed nimi rozpościerał się krajobraz nocnego Hogwartu oraz otaczającego go jeziora.

- Pięknie, prawda? - zagadała profesor Garlic, kiedy zatrzymali się na chwilę aby nacieszyć oczy. - Możecie zaczynać. Poznacie je po srebrzystym kolorze. Wróćcie, gdy worki będą już zapełnione. Ja tutaj zaczekam.

PRISONER || SEBASTIAN SALLOWWhere stories live. Discover now