rozdział 8

182 10 8
                                    

Cała Wielka Sala znów huczała od rozmów i podekscytowania. Uczniowie wręcz gotowali się z niecierpliwości aby dokończyć lunch i udać się prosto na pierwszy w tym roku szkolnym mecz quidditcha. Laura również należała do jednych z nich. Starała się jak najszybciej wcisnąć w siebie swój posiłek. Jej wyraz twarzy nie ukrywał poirytowania zachowaniem Imeldy, która stroszyła się jak paw. Ona i jej zgraja siedziała na samym środku stołu tworząc koło wzajemnej adoracji. Ciemnowłosa powstrzymywała się, aby nie zwrócić wszystkiego z powrotem na talerz.

- Laura, wszystko okej? - odezwał się siedzący naprzeciwko Sebastian. Wyrwał ją z długotrwałego transu, podczas którego powstrzymywała swój gniew.

- Tak. Czemu pytasz? - zapytała.

- Twój widelec. - wskazał na część zastawy stołowej w jej dłoni. Laura spojrzała w dół. Nawet nie wiedziała, że miała tyle siły aby wygiąć go w pół. Zdecydowanie już nie nadawał się do użytku.

- Ach. To nic. - zaśmiała się niezręcznie po czym odłożyła go na bok. Brunet podniósł jedną brew i skrzywił się. Zdecydował nie drążyć tematu, ponieważ w tym samym momencie drużyna zawołała go na zbiórkę.

- Muszę iść. Widzimy się na meczu. - powiedział w pośpiechu wstając od stołu.

- Trzymam kciuki. - odpowiedziała, lecz nie była pewna, czy chłopak to usłyszał. Poczekała aż Sebastian znajdzie się w odpowiednio dalekiej odległości i zwróciła się do siedzącego obok niej Ominisa. - Jesteś pewien, że nie chcesz iść?

- Tak. Jestem pewien. - odparł stanowczo. Nadal nie krył urazy do dziewczyny za jej zachowanie podczas ostatniego śniadania. - Jakbyś coś potrzebowała to będę w bibliotece. Mamy referat do napisania. Radziłbym ci się również za niego zabrać.

- Wiem, Ominis. Jutro się tym zajmę. - mruknęła wymijająco. Niestety należała do osób, które lubiły odkładać naukę na później.

- Przecież do jutra jest termin. Zapomniałaś? - pokręcił zawiedziony głową.

- Nie zapomniałam. - skłamała. - Po prostu zajmę się tym później.

- Jasne. - odpowiedział od niechcenia. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna go nie napisze. Wstał i udał się w stronę wielkich drzwi wyjściowych. Laura przez moment pozostała sama. Poczuła ulgę, ponieważ gdy drużyny opuściły Salę, stół Ślizgonów w końcu ucichł. Patrzyła przed siebie i nagle zauważyła dłoń machającą w jej stronę. Była to Poppy.

- Gotowa na swój pierwszy mecz quidditcha? - odezwała się, gdy tylko natknęły się na siebie. Dziewczyna wyglądała przeuroczo z żółtym szalikiem Hufflepuffu na szyi.

- Pewnie, że tak. - złapała przyjaciółkę za rękę. - Chodźmy. Musimy zająć najlepsze miejsca.

Uczennice ruszyły do wyjścia na dziedziniec. Pogoda tego dnia była bardzo sprzyjająca dla zawodników. Słońce nie wychodziło zza zachmurzonych chmur, lecz mimo to temperatura na zewnątrz była zaskakująco wysoka, jak na tą porę roku. Gdy dotarły na boisko, z trudem przeciskały się przez tłumy na trybunach. Laura była pod ogromnym wrażeniem. Nigdy wcześniej nie brała udziału w takim widowisku. Przyjaciółki zajęły jedyne wolne miejsca, jakie udało im się znaleźć. Niestety, nie należały one do najlepszych, ponieważ ze względu na ich niski wzrost, nie widziały praktycznie nic.

- Hej, Laura! - usłyszały nagle okrzyk z tłumu przed sobą. Ślizgonka z trudem wychyliła się przed siebie i zauważyła Garettha na samym przodzie trybun. Wyszczerzony od ucha do ucha Gryfon zawołał je do siebie, aby miały lepszy widok.

- Dzięki, Garreth. Stąd o wiele lepiej wszystko widać. - podziękowała Laura przekrzykując się przez głośne wiwaty zza ich pleców. Poppy jedynie uśmiechnęła się w jego stronę z wdzięcznością, ponieważ wiedziała, że chłopak i tak z pewnością nic nie słyszy.

PRISONER || SEBASTIAN SALLOWWhere stories live. Discover now