rozdział 17

153 6 41
                                    

       Droga do Wielkiej Sali w towarzystwie Garretha okazała się być istną katorgą. Dziewczyna tego dnia obudziła się w bardzo złym humorze. Jego wyjątkowo nie zamykające się usta niesamowicie działały jej na nerwy. Mówił o wszystkim i o niczym. Laura jedynie przytakiwała lub co jakiś czas parskała ironicznie pod nosem nawet nie skupiając się na temacie, który poruszał. Chłopak był już w pełni sprawny, a po ogromnym guzie nie było ani śladu. Założył idealnie doprasowaną bordową koszulę ze związanym czarnym krawatem na jej kołnierzu. Dopełniały ją eleganckie spodnie objęte czarnym skórzanym pasem oraz lakierowane derby. Jego rude włosy były ułożone o wiele staranniej niż zazwyczaj. Ślizgonka musiała przyznać, że Weasley bardzo się postarał i prezentował się wyjątkowo dobrze.

- W tym roku uroczystość wygląda nieco inaczej niż zwykle. - odezwał się rudowłosy. Dziewczyna po tych słowach po raz pierwszy zainteresowała się tym, co mówił. Wspinali się właśnie do góry Wielkimi Schodami. Byli tam całkowicie sami, więc głos Garretha roznosił się szerokim echem. Laura pozwoliła mu kontynuować skupiając się na stopniach. - Nauczyciele postanowili wprowadzić trochę świeżości i od teraz uroczystością zajmuje się wybrany dom. W tym roku akurat trafiło na Hufflepuff. Poppy coś wspominała?

- Nic, a nic. Ostatnio ciągle się mijamy. - odparła po czym poprawiła delikatnie podwijającą się sukienkę. Garreth zerknął na nią ukradkiem.

- Och, to pewnie dlatego że jest jedną z organizatorek. Musiała być bardzo zajęta. - odpowiedział, gdy zeszli z ostatniego stopnia. Laura odwinęła dolną wargę i wzruszyła ramionami. Sama zdążyła zauważyć, że od incydentu z Imeldą jej relacja z Puchonką uległa znacznej zmianie. Widywała się z Poppy jedynie na zajęciach lub przypadkiem na korytarzu podczas przerw. Niestety, żadna z nich nie czuła potrzeby, aby zainicjować rozmowę. Było jej z tego powodu bardzo przykro.

- Tak. Możesz mieć rację. - odmruknęła niechętnie. Przez resztę drogi podążali w akompaniamencie stukotu jej obcasów. Dopiero gdy znaleźli się w przedsionku Wielkiej Sali, Garreth zatrzymał się gwałtownie. Ułożył swoje ramię tak, aby Laura mogła je objąć. Zrobiła to bez większego namysłu po czym uśmiechnęła się do niego ciepło. W tej samej chwili pomyślała, że pomimo jego irytującego zachowania, zasłużył na miły wieczór. Wyprostowała się i wzięła głęboki wdech. Weasley odwzajemnił jej uśmiech, a następnie postawił pierwszy krok w kierunku wielkich drewnianych drzwi prowadzących na uroczystość.

Wystrój Wielkiej Sali wywarł na nich spore wrażenie. Stoły, które zwykle były ułożone w czterech rzędach, zostały złączone w dwa dłuższe. Zrobiono tak z myślą o tym, aby uczniowie z partnerami z innych domów mogli usiąść wspólnie. Każdy z nich pokryty był dekoracją imitującą kłębiaste pajęczyny oraz bluszcz. Przesadnie porozstawiane czarne świeczniki dawały wrażenie przytulnego, ale jednocześnie przerażającego klimatu. Długie drewniane ławy zostały zastąpione pojedynczymi również ozdobionymi krzesłami. Na samym końcu Sali niezmiennie od lat zasiadała kadra nauczycielska z dyrektorem Blackiem na czele. Pod zamglonym sklepieniem poza lewitującymi świecami, unosiły się również dyniowe lampiony, bardzo charakterystyczne dla tej okazji. Między nimi beztrosko przelatywały zaczarowane nietoperze. Przy obu bocznych ścianach znajdowało się wiele stanowisk z atrakcjami oraz zabawami. Laura nie mogła się doczekać, aby tylko z nich skorzystać. W tle przygrywały samo grające zaczarowane instrumenty, ze skrzypcami w głównej roli. Tuż nad głowami uczniów przelatywały wszystkie duchy Hogwartu.

Garreth pociągnął ją w stronę najbliższego stołu. Podążał w niebywale szybkim tempie, przez co dziewczyna z ledwością dorównywała mu kroku. Całe szczęście, nie tylko oni byli spóźnieni. Tuż za nimi podążały kolejne dwie pary. Nim Laura zasiadła do stołu, odwróciła się z ciekawości w ich stronę. Parę sekund później zaczęła żałować tej decyzji. Nie spodziewała się, że jej wzrok akurat natrafi na Sebastiana. Dziewczyna stąpająca u jego boku zadzierała nos aż pod sam sufit, a nie był to nikt inny jak Imelda. Widok ich razem sprawił, że poczuła silny skręt w żołądku. Na pierwszy rzut oka, Laura kompletnie jej nie poznała. Miała na sobie krótką czarną sukienkę oraz dość zwyczajne, wysokie buty. Najważniejszą częścią jej stroju był jednak długi ciemno zielony płaszcz. Ślizgonka zawiesiła na nim wzrok ponownie czując ścisk i niekontrolowany przypływ złości. Tym razem wywołała ją zazdrość.

PRISONER || SEBASTIAN SALLOWOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz