Rozdział 2

44 4 2
                                    

Suknia od ciotki Magny dotarła w dzień balu. Była cała w cekinach, z dekoltem odsłaniającym zdecydowanie za dużo, jak na gust Tacitii. Dziewczyna przyjrzała się dokładnie materiałowi i uznała, że pozostawi strój nierozpakowany, żeby łatwiej było go zwrócić.

Ciotka wciąż była obrażona za zachowanie płaszcza Tacitii, ale taktowanie o tym milczała. Ograniczyła swoją urazę do przesłania dziewczynie wiadomości, pozbawionej miłych zwrotów i uprzejmości, ale zawierającej informację, że wraz z wujkiem Haroldem, Albą, Coriną i ich mężami będą jej oczekiwać o godzinie dziewiętnastej pod ambasadą. Ciotka spodziewała się oczywiście zastać Tacitię w sukience, którą dla niej wybrała. Zaś Tacitia postanowiła zbuntować się przeciw cioteczkowemu reżimowi modowemu i włożyla mnóstwo wysiłku w przygotowanie się do balu. Choć nie była bardzo niska, to jej drobna sylwetka w zestawieniu ze sporymi okularami sprawiała, że wydawała się młodsza niż w rzeczywistości. Twarz pokryta piegami w okolicy nosa również nie dodawała jej powagi, za to doprowadzała ciotkę Magne do frustracji. Gdy Tacitia jeszcze mieszkała z wujostwem, Magna wciąż próbowała wywabić czymś piegi dziewczyny. A to kazała jej smarować sobie twarz maseczką z ogórków, a to pocierać piegi skórką z cytryny, albo każdy po kolei pokryć zieloną farbą by łatwiej rozprowadzić po twarzy puder i zasłonić piegi. Jednak bez względu jak bardzo ciotka starała się zamaskować brązowe kropki, one zawsze prześwitywały. Tacitia nie przejmowała się piegami ani zbyt wątłą budową ciała. Gdy wyprowadziła się od ciotki i wujka, mogła w końcu ubierać się jak chciała. Chodziła w spodniach, zakładała proste, jednobarwne sukienki oraz długie swetry i tuniki. Wątpliwej jakości mądrości modowe odeszły w niepamięć i Tacitia otaczała się tym, w czym czuła się komfortowo.

Na przyjęcie w ambasadzie wybrała się w sukience, która tak ochoczo wyrwała się z kufra. Naszyjnik delikatnie pobrzękiwał na jej ramionach i klatce piersiowej, ale cały strój skryła pod swoją lekką, letnią peleryną. Choć zapowiadała się ciepła noc, nie miała pojęcia czy ciotka przypadkiem nie wywoła zamieci śnieżnej na widok jej jawnej niesubordynacji. Z resztą jak się okazało nie były to bezpodstawne wątpliwości.

Gdy przybyła pod ambasadę, czekali już na nią pozostali członkowie rodziny. Ciotka Magna, stojąca w kapeluszu ozdobionym w tyle piór, że wyglądał jakby doczepił się do niego ptak, zmierzyła Tacitię wzrokiem od góry do dołu i od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Zmarszczyła brwi, ale nie odezwała się słowem aż nie złożyli swoich płaszczy w szatni.

– Mam nadzieję, że suknia na ciebie pasowała, Tacitio – powiedziała zaglądając do swojej torebki, nie obdarzając Tacitii nawet spojrzeniem. – Poczekaj chwilę, mam tu gdzieś szminkę w lepszym kolorze. Poprawimy ci ten makijaż, bo chyba zapomniałaś o kilku szczegółach.

Alba i Corina przytaknęły matce, jak to miały w zwyczaju. Mężczyźni odeszli kawałek by nie przeszkadzać paniom w ostatnich poprawkach.

– Och, mamo, ależ to nie jest sukienka, którą wybrałyśmy! – zawołała Corrina i natychmiast zasłoniła się wachlarzem.

Magna natychmiast wbiła wzrok w Tacitię, która aż cofnęła się odrobinę.

– Coś ty na siebie włożyła, na litość boską – syknęła wściekła ciotka.

– Ciocia wybaczy, ale ten wybór pasuje mi dużo bardziej – powiedziała odważnie Tacitia.

– To będzie katastrofa! Katastrofa! – ciotka była bliska łez. – Czemu nie założyłaś sukienki, którą ci kupiłam?

– Ta podoba mi się bardziej.

– Ale ta się ledwo co błyszczy!

– Może nie ma konieczności żeby błyszczała się bardziej.

Tacitia. Królowa Źródła.Where stories live. Discover now